Kuba Pacan Kuba Pacan
51
BLOG

Służby tworzą ludzie i regulaminy

Kuba Pacan Kuba Pacan Polityka Obserwuj notkę 0

 

Ostatnie doniesienia o tym co dzieje się w GROM, sprawa śmierci Olewnika, gdzie najpierw z gangsterami współpracowała Policja a potem Służba Więzienna nie upilnowała kluczowych światków tego śledztwa, którzy mieli popełnić samobójstwo (?) pokazują w jakim stanie są instytucje, które z założenia powinny nas chronić.

Ten, kto próbował „zasmakować” pracy w mundurze wie mniej więcej jakie stosunki tam panują. Dla tych zaś, którzy nie mieli bezpośredniej styczności z policją, wojskiem lub np. Strażą Graniczną czy Służbą Celną przedsmak tego co się tam dzieje mogą dostarczyć fora internetowe. Kandydaci do rzeczonych instytucji opisują swoją gehennę związaną z procesem rekrutacji a funkcjonariusze korzystając z anonimowości wylewają frustrację i proponują przyszłym kolegom głęboko się zastanowić nad podejmowaną decyzją. W skrócie, u kandydatów do służby najczęściej przewijają się słowa „bałagan, protekcja, niemiłosiernie długie oczekiwanie na wyniki oraz niejasne kryteria przyjęć coraz bardziej odbierają mi chęć wstąpienia do ...” i tutaj pojawiają się nazwy. Funkcjonariusze natomiast najczęściej piszą „protekcja i układy straszne, teraz wołami by mnie tam nie zaciągnęli, większy stres od przełożonych i administracji niż od bandziorów. Tutaj zawsze jesteś sam, w razie problemów nikt ci nie pomoże, i tylko czekają aż podwinie ci się noga”.

Formacje uzbrojone stoją w kraju demokratycznym trochę z boku, żyjąc swoim własnym, wewnętrznym życiem. Spychane na co dzień przez informacje codzienne na dalszy plan, działają na własnych zasadach nie niepokojone zbytnio przez instytucje nadzorujące i opinię publiczną. A przecież statutowe zadania, które im powierzono są fundamentalne dla funkcjonowania państwa. Bez przesady można stwierdzić, że jakość ich pracy ma bezpośrednie przełożenie na jakość funkcjonowania państwa.

Zasadne jest więc pytanie co się tam dzieje? Co sprawia, że panuje tam permanentna nieudolność i fatalna atmosfera?

Po pierwsze nie została tam należycie dokonana dekomunizacja z tej prostej przyczyny, że to oni byli i są od kontrolowania i nadzorowania. A w razie niewygodnej prawdy, która jest ich udziałem zawsze mogą zasłonić się tajemnicą państwową, dobrem śledztwa lub interesem państwa. Te nieliczne organy kontrolne mające z racji Konstytucji i ustawowych zapisów odpowiednie narzędzia by służby dokładnie prześwietlić w praktyce też niewiele mogą. Obie strony, tzn. służby oraz sądy, prokuratury, NIK i komisje parlamentarne przez lata ze sobą współpracowały, co wynika trzeba uczciwie przyznać, ze specyfiki zadań jakimi się zajmują. Przez dziesiątki lat powstały więc sieci nieformalnych powiązań, przyjaźni, drobnych przysług i haków. A to surowości i konsekwencji w weryfikacji i należytemu nadzorowaniu nie służy.

Owszem pożądane zmiany mógłby wymusić tutaj nacisk opinii publicznej, dzięki której nie raz już wrócono do spraw kompromitujących, szybko zamiecionych pod dywan. Jednak w powszechnym odczuciu zawsze panowało przeświadczenie, że „mundurowi wykonują ciężką, niewdzięczną robotę, taplają się dla nas w brudach społeczeństwa i gdyby nie oni to kto by się tym zajmował?”. Toteż po upadku PRL funkcjonariusze zostali zweryfikowani niedokładnie i bardzo płytko. A ci zweryfikowani negatywnie mogli się potem odwołać do innej, „lżejszej” komisji i kontynuować karierę w innym miejscu.

Po drugie większość dzisiejszej kadry średniego i wysokiego szczebla w służbach to ludzie, którzy doń wstępowali pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych. A kto wtedy, poza garstką autentycznych ideowców, myślał o pracy w znienawidzonych i okrytych złą sławą resortach kojarzonych z Jaruzelskim i Kiszczakiem ? Przecież lata dziewięćdziesiąte to czas budowania kapitalizmu, szybkich karier i ogromnych szans na udany biznes.

Najlepsi absolwenci prawa i uczelni ekonomicznych szli do wielkich korporacji prawnych lub w świat międzynarodowego biznesu. Drugi szereg z koneksjami rodzinnymi zaczynał praktykę w notariacie i palestrze. Trzeci próbował czegoś na własną rękę lub wybierał wymiar sprawiedliwości i posady w spółkach skarbu państwa. I w końcu dzisiejsi komendanci i dyrektorzy w resortach siłowych. Wtedy w początkach niepodległości z dobrymi dyplomami prawa lub SGH ale bez większych znajomości czy siły przebicia też mogli liczyć na szybką karierę z tym, że w Policji, Straży Granicznej, Służbie Więziennej, wojsku, Służbie Celnej itp. Jednak i ci z dobrym dyplomem stanowili w służbach elitarną mniejszość, skąd więc brała się reszta dzisiejszych kierowników, dyrektorów i komendantów?

Oprócz zweryfikowanych pozytywnie peerelowskich oficerów i ich dzieci, byli to często ludzie z mniejszych ośrodków, którzy w mundurze i stopniu oficera widzieli dostanie życie oraz nobilitację. Często też na własnej skórze doświadczyli masowych zwolnień w wielkim pokomunistycznym przemyśle lub obserwowali skutki bezrobocia wokół siebie, gdy zamykano jedyną fabrykę w miasteczku. Jedyne miejsce, które dawało wtedy pewny etat był ratusz i posterunek policji. Ratusz pozostawał dla wybrańców i „swoich ludzi”, pozostawały więc otwarte drzwi do policji. Dla ludzi spoza wielkich ośrodków wielkie kancelarie prawne czy korporacje oglądane z własnej prowincjonalnej perspektywy to twory mityczne, panteon dostępny jedynie bogom. Toteż po technikach i (rzadziej) lokalnych uczelniach wybierali najpewniejszy w niespokojnych czasach resort WMWiA lub MON. Same resorty z kolei chcąc poprawić swoją reputację i wizerunek witały ich z otwartymi rękoma.

I wreszcie kultura organizacyjna panująca w strukturach zamkniętych, ściśle zhierarchizowanych, zorientowanych na kontrolę. Z tym problem mają wszystkie służby na świecie, nie tylko w Polsce. Model służb przypomina organizację typu A, zaproponowaną przez Ekvalla. Są to organizacje ściśle scentralizowane oraz zorientowane na zadania i efekty. „W organizacji tego typu dominuje orientacja na status quo i kontrolę. Przestrzeganie podstawowych reguł i procedur jest podstawowym wymogiem, indywidualizm i dążenie do zmian są postrzegane jako zagrożenie. Taka kultura jest charakterystyczna dla organizacji autorytarnych o sztywnej strukturze i rygorystycznych procedurach, zorientowanych na maksymalną kontrolę jej członków” „Międzynarodowe zarządzanie zasobami ludzkimi” Oficyna Ekonomiczna Kraków 2002 pod red. Aleksego Pocztowskiego. Dystans władzy jest tutaj duży. Panują zatem stosunki oparte o regulamin. Miejsca na serdeczne i ciepłe kontakty są nikłe, szczególnie na linii zwierzchnik-podwładny. Unikanie niepewności jest również ogromne. W realiach, gdzie każdy, nawet najmniejszą czynność reguluje sieć rozbudowanych przepisów, ludzie nie mają ochoty i odwagi samodzielnie wychodzić z inicjatywą czy też „wychodzić przed szereg”. To uczy bierności, wykonywania tylko tego co niezbędnie konieczne, gdyż wiadomo, że im mniej się robi tym mniej okazji do wpadek i przekroczenia regulaminu. Jeśli chodzi o indywidualizm i kolektywizm, to dominuje tutaj mentalność kolektywna. Zachowania indywidualistyczne funkcjonariusza są odbierane jako zagrożenie i burzenie ustalonego porządku. To z kolei nie sprzyja myśleniu nad poprawą jakości i warunków pracy. I ostatni element męskość kobiecość. W organizacjach, gdzie dominuje kultura kobieca panują lepsze, przyjaźniejsze człowiekowi relacje, ponieważ kultura ta zorientowana jest na wspomaganie, kładzie duży nacisk na poprawne relacje i jest nieagresywna. W kulturze męskiej jest odwrotnie.

U nas do takiej kultury organizacyjnej dochodzi jeszcze jeden bardzo ważny element. Otóż w formacje uzbrojone są u nas największą spuścizną komunistycznego ducha. Jako „utrwalacze” systemu autorytarnego dobierani byli przede wszystkim według klucza ideologicznego i lojalnościowego, czyli mieli być BMW, bierni, mierni, ale wierni. Toteż materia ludzka, która tam została po 89 roku była i jest niezwykle trudna. Co więcej stary „beton” przekazał młodym własną mentalność i wzorce działania. Nowi kandydaci wchodząc do organizacji sami musieli się przystosować do panujących tam stosunków a nie odwrotnie. Oczywiście młoda krew zawsze odświeża zatęchłą atmosferę w firmie. Ale nie w „takiej” firmie. Tutaj młody niski stopniem nie ma możliwości prezentowania autorskich pomysłów i chcąc przetrwać musi jak najszybciej wtopić się w kolektywną masę.

Powyższe trzy czynniki, nie jedyne, ale sądzę że główne sprawiają, że w służbach panuje rozbudowany do granic absurdu kult pieczątki i regulaminu, produkujący tysiące ton pism, rozkazów, raportów itp. Nepotyzm i protekcjonizm rodzi gigantyczne niekompetencje i nadużycia. W sytuacji kiedy praca jest trudno dostępnym dobrem, każdy lokuje swoją rodzinę i znajomych w najpewniejszym miejscu. Stąd załatwianie pracy na potęgę w resortach ludziom niekompetentnym i niewykształconym. Zdarza się np., że dzieciom wysokich oficerów stwarza się nowe, bezpieczne (praca za biurkiem) i niepotrzebne etaty. Szybko też kieruje się ich na kursy oficerskie. Co skutkuje rzeszą „oficerów od parzenia kawy”.

Nadmiar przepisów kneblujący z kolei ręce i chęć działania oraz samodzielności, popycha w stronę bierności i powoduje ciągły strach przed nieregulaminowym zachowaniem. Zła kultura organizacyjna sprawia, że funkcjonariusze nie lubią swojej pracy. Utożsamiają się z nią (przez silne emocje, które towarzyszą służbie), ale jej nie lubią. Kiedy się czegoś nie lubi a trzeba z tym obcować, wtedy najlepiej jest przeczekać. Przeczekać dniówkę. Potem przeczekać kolejny tydzień miesiąc, rok.... Oby się nic nie działo, oby do wcześniejszej emerytury. Niestety taka postawa rodzi jebałpiesizm. Skoro celem staje się przeczekanie do upragnionej emerytury, to po co się angażować i wychylać? To może oznaczać kłopoty bo może się okazać, że przekroczyło się kompetencje lub czegoś nie dopilnowano. Toteż sama sytuacja wymusza na mundurowych bylejakość.

Nadziei na reformy nie ma zbyt wielkich. Po pierwsze nie chcą tego sami zainteresowani, po drugie nie leży to w interesie polityków. Reformy służb muszą być bowiem gruntowne, a to wymaga dziesiątek lat konsekwentnego działania często wbrew wpływowym generałom. Kto chce się na to narażać? Czy minister, który w Polsce jest na stanowisku średnio 2,5 roku i ma w końcu swoje pięć minut w wielkiej polityce? Czy premier, który ma tysiące spraw na głowie a w skutecznym zarządzaniu państwem najbardziej pomaga mu nie kto inny tylko armia zdyscyplinowanych funkcjonariuszy?

 

Kuba Pacan
O mnie Kuba Pacan

Od centrum w prawo :)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka