Zaproponowany na jesieni 2009 roku przez ministra Bogdana Zdrojewskiego projekt uchylenia przepisów zakazujących łączenia bibliotek publicznych z innymi instytucjami wywołał burzę w środowisku ludzi książki. Minister spotkał się z zarzutem, że projektowane zmiany spowodują wchłonięcie i zmarginalizowanie (lub wręcz likwidację) bibliotek przez domy kultury – szczególnie w małych miejscowościach.
Czy nie gubimy w ten sposób samej istoty biblioteki? Czy może się ona zmienić w miejsce, w którym korzysta się z Internetu, spotyka się, pije kawę i załatwia parę innych rzeczy – tylko nie wypożycza się książek? Być może taka jest przyszłość biblioteki książkowych regałów. Czy w takim razie – by wrócić do projektów ministra Zdrojewskiego – nie traktujemy zakazu łączenia bibliotek zbyt dogmatycznie?
Na to pytanie odpowiada dziś Tomasz Piątek
Sytuacja jest rozpaczliwa. Ale nie jest poważna...
Mamy zapaść czytelnictwa. W roku 2008 prawie dwie trzecie Polaków nie miało książki w ręce. Książki są drogie, media ich nie promują. Robią to tylko lokalne biblioteki. Tych jest coraz mniej (w roku 1990 było ich 10269, teraz – 8489). Powinniśmy je chronić. Ale Ministerstwo Kultury zapowiada zmiany prawne pozwalające na łączenie bibliotek z innymi instytucjami. Organizacje bibliotekarzy protestują, podając, że:
- takie łączenie bibliotek prowadzi do ich marginalizacji (tzw. biblioteki publiczno-szkolne były porażką);
- podobne zmiany prawne wprowadzono na stałe tylko w Rosji (efekt: likwidacja 12 000 bibliotek);
- USA i Niemcy z takich zmian szybko się wycofały.
Inne doniesienia potwierdzają te obawy. Po połączeniu pewnej biblioteki z ośrodkiem kultury, szef tego ośrodka zarządził usunięcie stolików do czytania z czytelni (!). Obcina się etaty, niektóre placówki są czynne tylko przez kilka godzin w tygodniu.
Przypomnę więc stary dowcip: sytuacja jest rozpaczliwa, ale nie jest poważna.
- Minister Zdrojewski mówi, że zna zagrożenia i będzie bronił bibliotek przed łączeniem (TOK FM), ale równocześnie ministerstwo lansuje zmiany w prawie pozwalające na łączenie;
- Ministerstwo ma wielki plan dotacji dla bibliotek: 300 mln zł, ale przyznanie tych pieniędzy zależy od ewentualnej zgody premiera i/lub ministra finansów, od współfinansowania każdej inwestycji przez gminę i przez – najsłabsze ogniwo – władze wojewódzkie. Jak widać, jest to plan antyrealizacyjny;
- Konkrety natomiast są takie, że ministerstwo obcięło np. dotacje na zakup książek dla bibliotek: z 28,5 mln zł do 10 milionów!
Bardzo bym chciał, żeby ministerstwo zrealizowało swój plan dla bibliotek. Ale ten plan, o którym mówi, a nie ten, który – jak się zdaje – realizuje.
* Tomasz Piątek, pisarz. Obywatelskie Forum Dostępu do Książki.
Inne tematy w dziale Polityka