Szanowni Państwo, a jednak ponad 50 % uprawnionych udało się do urn wyborczych. Emocje jednak nie opadły, wprost przeciwnie! Rezultat niepewny, walka polityczna trwa, i nie można nie zapytać, jakie wnioski można wyciągnąć z wyborów prezydenckich 20 czerwca – w sensie społecznym, politycznym i medialnym? Ilu było przegranych, kto naprawdę wygrał? Czy to prawda, że Bronisław Komorowski – jak powiedziała Jadwiga Staniszkis – w pewnym sensie przegrał pierwszą turę wyborów?Czego możemy spodziewać się w drugiej turze wyborów?A może od niezręcznej i źle przygotowanej kampanii prezydenckiej naprawdę znacznie ciekawszy jest… Mundial?
Piotr Kieżun
Nowy prezydent osłabi swoją partię
Pierwsza tura wyborów prezydenckich wiele osób wprawiła w zaskoczenie. Zdumiał wynik wyborczy kandydata SLD, który niespodziewanie zdobył ponad trzynaście procent głosów, choć jeszcze niedawno nikt nie dawał mu szans na przekroczenie pięcioprocentowego progu. Ale chyba największą niespodzianką, zważywszy na sondaże przedwyborcze, jest mała różnica pomiędzy dwoma liderami tych wyborów, Bronisławem Komorowskim i Jarosławem Kaczyńskim.
Zwolennicy obu kandydatów przygotowują się teraz do drugiej tury, ogłaszając wzmożoną mobilizację. Najlepiej widać to na przykładzie dwóch opiniotwórczych dzienników. W „Gazecie Wyborczej” króluje ton gorączkowego ożywienia przed ostateczną batalią o Polskę bez Kaczyńskiego i idei IV RP, w „Rzeczpospolitej” – zadowolenie i satysfakcja, że badania opinii publicznej były chybione i że naprawdę nic nie wskazuje jednoznacznie na wygraną Komorowskiego.
Zwieranie szeregów wydaje się zrozumiałe. Jednak może być i tak, że stronnicy Komorowskiego i Kaczyńskiego, a więc stronnicy PO i PiS, tak naprawdę powinni głosować zupełnie odwrotnie, niż obecnie deklarują. Dlaczego? Otóż całkiem prawdopodobny jest scenariusz, w którym wygrana kandydata osłabi znacząco szanse jego partii w przyszłych wyborach parlamentarnych.
Jeśli wygra Komorowski i całą władzę przejmie PO, będzie to moment, w którym łatwo będzie powiedzieć „sprawdzam”. Jeżeli PO nie zdobędzie się na niezbędne, trudne reformy lub niezdarne ich przeprowadzenie, mogą sprawić, że ucierpi na tym jej wiarygodność. Nie będzie można się wówczas usprawiedliwić prezydenckim wetem. Poza tym Komorowski może być po prostu słabym prezydentem, co niestety zapowiada jego kampania. Dużo zależy tu od najbliższego otoczenia, a te w jego przypadku jest wielką niewiadomą. Wątpliwe jest, żeby Tusk wypuścił do pałacu prezydenckiego swoich najlepszych ludzi. Pytaniem zasadniczym jest więc, kto będzie wspierał prezydenta PO w jego kancelarii.
Z drugiej strony konsekwencją wygrania Kaczyńskiego może być znaczne osłabienie PiS. Obecnie prezes jest podstawowym gwarantem spójności swojej partii. Bez jego przewodnictwa w PiS może dojść do wewnętrznych walk o schedę, a jest to wielce prawdopodobne, gdyż wbrew pozorom partia ta nie jest monolitem i również tam liczą się osobiste ambicje bardziej znaczących polityków. Odwrotnie, jeśli Kaczyński nieznacznie przegra drugą turę. Będzie wówczas w pewnym sensie wygranym, bo wyjdzie z tych wyborów wzmocniony wysokim, niespodziewanym wynikiem. Będzie to dla niego i dla jego wyborców sygnał, że jest o co walczyć w wyborach parlamentarnych.
Czy nie jest to zbyt przewrotna intelektualna konstrukcja? Głosowanie na kandydata, z którym się nie zgadzamy tylko z taktycznych pobudek jest zapewne zbyt daleko idącym i zbyt ryzykownym eksperymentem. Jednak powyższe przewidywania mogą okazać się prawdziwe. Byliśmy już przecież świadkami niejednej niespodzianki.
* Piotr Kieżun, członek redakcji „Kultury Liberalnej”, doktorant w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW.
** artykuł ukazał się w Temacie Tygodnia w„Kulturze Liberalnej” nr 76 (26/2010) z 22 czerwca 2010 r.
Inne tematy w dziale Polityka