Kultura Liberalna Kultura Liberalna
275
BLOG

RUCHNIEWICZ: "Solidarność" była dla państw Zachodu kłopotliwa

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 5

Szanowni Państwo,

dobrze wiemy, jak pesymistycznie wypowiadają się o „Solidarności” rodacy. Ale czy wiemy, co mówią o niej cudzoziemcy, a szczególnie Niemcy, którzy – o czym zarówno Polacy, jak i Niemcy często zapominają – na skalę masową popierali „Solidarność” w okresie 1980 – 1981?

Krzysztof Ruchniewicz

Wspólna Europy obywateli?

Nie ulega wątpliwości, że przełom 1989 roku miał dla Europy ogromne znaczenie. Wraz z upadkiem państw komunistycznych w Europie Środkowo-Wschodniej rozpoczął się trudny proces transformacji byłych „demoludów”, jak i integrowania dwóch podzielonych po 1945 r. części Starego Kontynentu. Proces ten trwać będzie lata, ale już teraz możemy obserwować bardzo interesujące tendencje, które przy odpowiednim nagłośnieniu i upowszechnieniu, mogłyby się stać inspiracją do dyskusji, także na Zachodzie. Jedną z nich jest wzrost wiedzy Zachodu o wydarzeniach w części Europy „za żelazną kurtyną”. Po 1945 r. obszar ten był przez Zachód bardzo stereotypowo postrzegana jako część imperium radzieckiego, próby wybijania się na niepodległość podporządkowanych tam państw były traktowane w większości jako wewnętrzne sprawy bloku wschodniego. Skutki II wojny światowej z milionami zabitych i kalek oraz ogromem zniszczeń były swoistym mitem założycielskim integracji europejskiej, która w początkach lat 50. XX wieku poczęła się rozwijać najpierw z udziałem sześciu państw. Drugim mitem, nie mniej silnym, był mit antykomunistyczny. Zagrożenie ze strony ZSRR i bloku wschodniego jednoczyło zachodnich Europejczyków także politycznie, czemu służył również parasol ochronny USA.

Na tle tych warunków wyjściowych można rozpatrywać politykę USA w latach 60. i niektórych państw zachodnioeuropejskich, jak RFN (nowa polityka wschodnia), które w myśl polityki odprężenia szukały kontaktów z reżymami komunistycznymi, prowadziły z nimi wymianę gospodarczą. Bez wątpienia dużym sukcesem tej polityki było podpisanie w Helsinkach w 1975 roku porozumień, które zobowiązywały także państwa komunistyczne do przestrzegania praw człowieka.

Powstanie „Solidarności” w Polsce, choć było jaskrawą manifestacją emancypacji obywatelskiej, było także w pewnym sensie dla Zachodu, przynajmniej dla niektórych państw, kłopotliwe. Komplikować bowiem mogło stosunki z hegemonem bloku wschodniego. Trudno było jednak nie zauważyć, że oto po raz pierwszy w jednym z krajów bloku wschodniego powstał ogromny ruch masowy, stworzony oddolnie, spontanicznie wcielający zasady demokratyczne w swym działaniu. Oczywiście, już wcześniej próbowano osłabić kuratelę Moskwy i komunistyczną dyktaturę, lecz nigdy nie uczestniczyło w tych działaniach tak licznie całe niemal społeczeństwo, lecz tylko niektóre jego grupy. Także świadomość użycia armii radzieckiej na Węgrzech (1956) i Czechosłowacji (1968) były hamulcami powstrzymującymi przed bardziej śmiałymi wystąpieniami. Sytuacja w Polsce i ZSRR w 1980 roku była już jednak inna. Ze strajku w jednej stoczni szybko płomień buntu przeniósł się do innych zakładów Wybrzeża, a stamtąd na całą Polskę. Do robotników – tej domniemanej awangardy systemu komunistycznego – szybko zaczęły dołączać inne grupy społeczeństwa, chłopi, inteligencja. Ruch „Solidarności” stał się w krótkim czasie ruchem ogólnospołecznym i ogólnokrajowym, podejmującym działania nie tylko w wielkich miastach, ośrodkach przemysłowych, ale także w małych ośrodkach powiatowych, na terenach wiejskich.

Była to jednak rewolucja samoograniczająca się. Jej celem nie było – co wielokrotnie podkreślano – obalenie istniejącego systemu, lecz wyegzekwowanie praw pracowniczych (wolne związki, prawo do strajku), przestrzeganie konstytucji w kwestii teoretycznie istniejących praw i wolności. Strajkujący byli realistami i twardo stąpali po ziemi. Doskonale zdawali sobie sprawę, że każde – choćby wywołujące cień niepewności – żądanie polityczne w tym kierunku, może wywołać reakcję władz polskich, a także ZSRR i jej sojuszników. Jak ostrożne i rozważne było to postępowanie, wiemy dzisiaj, gdy znamy wewnętrzne dyskusje wśród państw członków Układu Warszawskiego, gdzie już w grudniu 1980 roku domagano się interwencji w Polsce i zdławienia „bakcyla” „Solidarności”. Robotnicy Wybrzeża, całe społeczeństwo nabrało więc w tych przełomowych miesiącach przekonania o swej sile, o możliwości przeprowadzania zmian, które tak szumnie na sztandarach mieli wypisane komuniści. Wprowadzenie stanu wojennego położyło kres oficjalnej działalności związku. Nastąpiły aresztowania, mordy na pojedynczych osobach. Symbolem pozostanie ks. Jerzy Popiełuszko, którego zamordowali funkcjonariusze służby bezpieczeństwa. Przez chwilę państwo komunistyczne przestraszyło się masowych protestów, zezwoliło – co znów było ewenementem – na publiczny proces i skazanie winnych.

Reakcje na Zachodzie Europy na powstanie „Solidarności” i pierwsze miesiące jej działalności były różne: od gestów poparcia do potępienia. Niektóre z tych państw w strajkujących na Wybrzeżu robotnikach doszukiwały się kolejnego zagrożenia dla kruchego pokoju w Europie, niepotrzebnego „drażnienia” ZSRR. Dla państw zdominowanych przez ZSRR były ogromnym zagrożeniem, obawiano się pojawienia się podobnych ruchów w ich krajach. Jeszcze w październiku 1980 roku NRD zamknęła szczelnie granicę i odwołała z naszego kraju wszystkich swych studentów.

Przemiany 1989 roku pozwalają więc na nowo odkryć Europę Środkowo-Wschodnią Europie Zachodniej i poznawać lepiej jej doświadczenia. W takim kontekście przeczytałem tekst K.-H. Nussera i cieszę się, że stawia on polski przypadek sprzed lat jako inspirujący do pogłębionej dyskusji nad kondycją dzisiejszej Europy. Po raz pierwszy mamy bowiem ogromną szansę na prowadzenie wspólnej dyskusji, szukania wspólnych odpowiedzi. Polska po raz pierwszy jawi się także jako równorzędny partner. Ta banalna prawda, że Europy nie tworzą państwa, a jej obywatele jest kwintesencją rozważań Nussera. Jakiej Europy potrzebują dzisiaj Europejczycy? Jaki jest udział każdego z nich w sprawach ogólnoeuropejskich? Jakie obowiązki mają obywatele, a jakie państwa? „Solidarność” pokazała, że odwagą i kompromisem można osiągnąć cel. Był to jednak okres nadzwyczajnego poczucia jedności i zaangażowania. Uzasadnione wydaje się także pytanie, co dla nas samych wynika z dziedzictwa „Solidarności”. Chwaląc tamte obywatelskie postawy, ciągle pamiętać musimy, jak słabe jest jeszcze nasze społeczeństwo obywatelskie, jak w gruncie rzeczy niewielu Polaków aktywnie uczestniczy w procedurach demokratycznych. Niezależnie od tego, czy dotyczy to płaszczyzny lokalnej, krajowej czy europejskiej. A przecież lepszych niż teraz warunków do odpowiedzialnych, obywatelskich postaw nie ma. 21 Postulatów z Gdańska to symbol pewnej postawy i dążeń, oczywiście nie program polityczny dla współczesnej Europy. Dobrze jest jednak przypomnieć Europejczykom, dla których w większości demokracja wydaje się bytem oczywistym, niemalże nudnym, że nie tak dawno, duża część naszego kontynentu mogła tylko w bezpośrednim starciu z władzą wyartykułować swoje stanowisko i z trudem uzyskać poszanowanie podstawowych praw ludzkich i obywatelskich. Być może tekst Karla-Heinza Nussera zachęci do pogłębionej debaty nad kondycją Europy i wieloaspektowym dziedzictwem Europejczyków.

* Krzysztof Ruchniewicz, profesor historii, dyrektor Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich imienia Willy’ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego.

**artykuł ukazał się w Temacie Tygodnia w„Kulturze Liberalnej” nr 86 (36/2010) z 31 sierpnia 2010 r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka