dobrze wiemy, jak pesymistycznie wypowiadają się o „Solidarności” rodacy. Ale czy wiemy, co mówią o niej cudzoziemcy, a szczególnie Niemcy, którzy – o czym zarówno Polacy, jak i Niemcy często zapominają – na skalę masową popierali „Solidarność” w okresie 1980 – 198?
Robert Brier
Społeczeństwo obywatelskie i koniec utopii. O spuściźnie ideowej „Solidarności”
Czy „Solidarność” jest wzorem zaangażowania obywatelskiego w Europie Zachodniej? Jako konkretny historyczny ruch społeczny z pewnością nie. Z jednej strony zachodnia wiedza na temat całościowej historii europejskiej pozostaje zbyt fragmentaryczna, a zwłaszcza wielu Niemców pozostaje pod wpływem nieświadomego, ale tym bardziej silnie oddziałującego wyobrażenia o zachodnio-wschodniej różnicy poziomów kulturowych. Z drugiej – wynika to również z tego, że w samej Polsce spuścizna „Solidarności” jest przedmiotem ostrych sporów politycznych: choćby ostatnie wydarzenia związane z zaprzysiężeniem Bronisława Komorowskiego i krzyżem przed Pałacem Prezydenckim pokazują, że trwająca od 1990 roku wśród spadkobierców Solidarności” „wojna na górze” nie zakończyła się do dziś. Nie chcę przez to jednak powiedzieć, że nie przywiązuję do „Solidarności” poważnego duchowego i ideowego znaczenia. Znaczenie to jednak, jak mi się wydaje, ma raczej charakter niebezpośredni.
W 1987 roku Adam Michnik argumentował, że najważniejszym dokonaniem „Solidarności” dla kultury europejskiej jest jej charakter ruchu antyutopijnego. Punktem wyjścia polskiego lata 1980 nie był rewolucyjny przewrót. Żądając niezależnego związku zawodowego, domagano się od władzy niewiele więcej niż tego, czego gwarantowanie dotąd symulowała. Ów cel osiągnięto bez użycia przemocy, drogą kompromisu. Świadomie czy nie, strajkujący robotnicy zastosowali w praktyce ideę ewolucyjnej zmiany, która przebudziła świadomych swojej odpowiedzialności obywateli do zaangażowania, w ramach którego próbowali krok po kroku przeprowadzić swoje prawa dzięki samoorganizacji i osiąganiu średnio- i krótkoterminowych celów. Końcowym owocem tego procesu zmian nie miała być realizacja gotowego projektu ideologicznego, ale ustanowienie opartej na prawdzie i godności ludzkiej społecznej normalności.
Znamienne, że Michnik wskazał na antyutopijny charakter „Solidarności” w rozmowie z Danielem Cohn-Benditem. Lata po tym, jak Michnik przeszedł przemianę z „marksistowskiego dysydenta w antytotalitarnego opozycjonistę”, zachodnia nowa lewica wciąż tkwiła w utopiach i poszukiwaniu alternatywy dla społeczeństwa zachodniego. Nawet jeśli realny socjalizm od początku lat 80. przestawał być płaszczyzną projekcji dla zachodnich tęsknot za bardziej postępowym modelem społecznym, znaczące było, że ostatecznie potrafił się obronić przed antyutopijnością „Solidarności” tylko pomocą czołgów. W szeregach francuskiej „drugiej lewicy” (deuxième gauche), ale również wśród zachodnioniemieckich Zielonych spotkanie ze wschodnioeuropejską opozycją przyczyniło się do procesu, na końcu którego przestano marzyć o zastąpieniu zachodniego modelu społeczeństwa utopijnym projektem, a zaczęto uzupełniać ów model zaangażowaniem obywatelskim. Tu właśnie tkwi ideowe znaczenie protestu i opozycji w Europie Wschodniej.
Warto w tym miejscu dodać, że ów transfer idei nie był zjawiskiem jednostronnym. Jak wskazuje Agnes Arndt, pojęcie społeczeństwa obywatelskiego przez długi czas nie pojawiało się w słowniku najważniejszych polskich intelektualistów. Również ruchy opozycyjne Europy Wschodniej wydają się do pewnego stopnia płaszczyznami projekcji zachodnich wyobrażeń życzeniowych. Powstaje pytanie, w jakiej mierze zachodnie sposoby postrzegania zgadzają się z rzeczywistymi wydarzeniami w Polsce.
Istnieje pewna kwestia, która wydaje się zapoznana w transferze między Wschodem a Zachodem, a która jest moim zdaniem ważna dla współczesnej debaty o społeczeństwie obywatelskim. Znaczenie, jakie miały Kościół i religia dla „Solidarności”, często jest dostrzegane jako specyfika polska. W tym spostrzeżeniu jest wiele prawdy, prawdą jest również, że polski Kościół, łagodnie mówiąc, nie zawsze radzi sobie z zadaniem znalezienia dla siebie miejsca w pokomunistycznym porządku. Jeśli jednak również intelektualiści lewicowi, jak Adam Michnik, Jacek Kuroń czy Leszek Kołakowski, po odejściu od „świeckiej religii” marksizmu-leninizmu poświęcili się autentycznie religijnym wartościom i ideom, wynikało to – moim zdaniem – z przekonania, że antyutopijne społeczeństwo obywatelskie wymaga transcendentnego systemu wartości, który chroni indywidualną godność przed ludzką samowolą, a zobowiązuje działanie polityczne do ukierunkowania na dobro wspólne. W czasie, gdy współcześnie teoria polityczna i dyskurs polityczny oscylują między modelem obywatela jako homo oeconomicus i ufundowanych na prawach partykularnych „identity politics”, ta spuścizna „Solidarności” wydaje mi się wysoce aktualna.
* Robert Brier, historyk i politolog. Pracuje w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie.
Z języka niemieckiego przetłumaczyła Karolina Wigura.
** Artykuł ukazał się w Temacie Tygodnia w„Kulturze Liberalnej” nr 86 (36/2010) z 31 sierpnia 2010 r.
Inne tematy w dziale Polityka