Jerzy Kolarzowski
Polityczne uniwersum i ludzka percepcja
Rozmawiając z przedstawicielami życia politycznego na Zachodzie, ma się wrażenie, jakby prawica istniała od zawsze, natomiast lewica, niczym młodszy brat, wkroczyła na arenę dziejów dopiero w wieku XIX. Jest w tej optyce pewna prawidłowość rodzin, które mogą przeprowadzić swoją linię genealogiczną do początków ery nowożytnej i w ten sposób postrzegają dzieje Europy. Jest to ponadto odwrotność rzeczywistości Europy Środkowej, objętej w drugiej połowie XX stulecia radziecką strefą wpływów, gdzie wszystko co polityczne, nawet opozycja demokratyczna, było lewicowe – prawica zaś musiała odradzać się z niebytu. Stąd też prawica w Europie postradzieckiej w niektórych sytuacjach zachowywała się nieadekwatnie niedojrzale, z nadmierną chełpliwością.
W sytuacjach rosnącego dobrobytu radykalna prawica wystrzega się ekstremizmów i przechodzi na pozycje liberalne. Podobnie zresztą jak radykalna lewica, która w zadowolonych społeczeństwach traci grunt pod nogami. Nadchodzi kryzys, niszczy poczucie wspólnotowości i zawęża horyzont świata. Lekcje kryzysów ekonomicznych są groźne, ponieważ prawie nigdy nie przebiegają tak samo, za każdym razem mają inne przyczyny i potrzebują innych działań ratunkowych. Dotychczasowe metody walki z cyklami koniunktury nie mogą zostać zastosowane.
Prawica na całym świecie w większym stopniu niż inne siły polityczne boi się kryzysów, a sposób reagowania na nie powoduje często nieracjonalne zachowania: od zaprzeczania występowania symptomów kryzysów, po niszczenie dotychczasowych form społecznego czy międzynarodowego solidaryzmu. Zjawiska te widzimy również obecnie. Na przykład, Francuzów interesuje basen Morza Śródziemnego, Niemcy dostrzegają głównie Rosję, a interesy innych państw w Europie są pomijane. Życie polityczne skupia się na relacjach dwustronnych, inicjatywy ogólnokontynentalne są pozbawione wizji globalnych i dalekosiężnych horyzontów.
Stoimy przed pytaniem, czy kryzys w gospodarkach wielu państw wymaga wspólnych działań. Działania te potrzebują znalezienia nowych zasobów. Zasoby Ziemi kurczą się i nie sposób ich szukać w bogactwach mineralnych, na innych kontynentach czy we wdrożeniu do produkcji nowatorskich technologii, choć ten trzeci kierunek ratował Europę i USA przez cały wiek dwudziesty.
Kryzys mobilizuje i wzmacnia pozycję aparatu państwa, a prawica w relacjach etatystycznych charakteryzuje się daleko posuniętą ambiwalencją. Więcej państwa to koszty związane z biurokracją i rozrostem patologii na styku administracji i społeczeństwa. Mniej państwa to szansa dla silnych podmiotów gospodarczych, wykreślająca inne podziały stref wpływów i pokazująca prawicy kierunki działań zabezpieczających. Kogo jednak ma zabezpieczać prawica: grupy lobbystów, plutokrację, klasy średnie ze względu na wynik wyborów czy całość społeczeństwa, co pozostaje w sferze myślenia życzeniowego? W żadnym traktacie społeczno-politycznym pisanym przez intelektualistów z pozycji prawicowych nie znajdziemy odpowiedzi na powyższe pytanie. Dlatego też prawica mocniej niż inaczej ukierunkowane siły polityczne – partie lewicowe, ugrupowania chłopskie – obawia się kryzysów gospodarczych. Czym głębszy kryzys, tym więcej obaw.
Wszędzie na świecie prawica zachowuje się tak, jakby rozumiała interesy zarówno własne, jak i wszystkich innych podmiotów sceny politycznej. O interesach państwa, gospodarki, regionów przedstawiciele prawicy wypowiadają się dużo i w sposób na ogół mało przejrzysty. Wywołuje to wrażenie, jakby komunikaty ludzi prawicy miały nie tyle mobilizować społeczeństwo do większych wysiłków, ale ukryć winnych powstałej sytuacji, zdjąć odpowiedzialność z dotychczas rządzących, a przede wszystkim wygrać z siłami lewicy batalię o ludzkie emocje.
Prawica niejednokrotnie przegrywała batalię w szeroko rozumianej ikonosferze – przestrzeni znaków ogólnokulturowych. Znam przedstawicieli środowisk prawicowych zarówno w Polsce, jak i w Europie, które po dziś dzień wypowiadają się z nienawiścią o wydarzeniach paryskiego maja 1968 r. Uważają oni, że sytuacjoniści – przywódcy strajków studenckich i autorzy manifestów oraz lewicowa młodzież – dokonali wówczas odcięcia świata nauki i kultury od korzeni tradycyjnej Europy – Europy opartej na przywiązaniu do religii i pozycji ojca w rodzinie.
Tymczasem w 1968 roku nastąpiły inne istotne zmiany: treści i życie religijne stały się składową nauk historycznych i etnologii czy nauk o kulturze. Kult młodości i postulat new sensibility – nowej wrażliwości – doprowadziły do równouprawnienia problematyki feminizmu i ekologii w debacie publicznej. Żyjemy w świecie, w którym kultura, teatry, życie artystyczne i wyższe uczelnie pozostają połączone w szerokiej jak rozległy archipelag konfederacji z treściami artykułowanymi przez europejską lewicę.
Społeczna sfera sacrum została rozdarta między przywiązaniem do patyny tradycji, charakterystycznym dla części ideologii prawicowych, a całym wachlarzem emocji związanym z młodszą, ale już dwustuletnią tradycją lewicową. Lewica walcząc o wykluczonych i uciskanych, potrafiła odwołać się do emocji tak różnorodnych jak sympatia, współczucie, czułość, litość, sumienie, obawy i lęki o to, co będzie, gdy i mnie zadowolonego i spełnionego spotka zły los. „Koszyk” emocji po stronie lewicy jest bogatszy niż po stronie sił prawicowych, choć ilość „grzechów” i nadużyć w praktyce rządzenia okazuje się porównywalna.
Tymczasem pawica nadal myśli i mówi głównie o interesach. Kwestie ekonomiczne wiążą się z bardzo silnymi emocjami, ale ubogimi w swym kulturowym wyrazie: obejmują lęk przed pauperyzacją, pragnienie stabilizacji i rządzę zysku. Starsze pokolenie w Europie Środkowowschodniej, pamiętające czasy realnego socjalizmu, ma w tym względzie zakłóconą percepcję. Niemniej komunizm na naszym kontynencie się skończył. Koniec komunizmu był demobilizujący, choć trudno dziś jeszcze powiedzieć, czy bardziej dla sił lewicowych, czy dla prawicowych. Pozostał problem Rosji i jej relacji ze światem, problem ważny dla Europy, a szczególnie dla jej sąsiadów. Tymczasem to zachodnioeuropejska lewica dąży do zacieśnienia współpracy z Rosją, Turcją i państwami Trzeciego Świata. Czas kryzysu wydaje się być najgorszym momentem dla wprowadzania jednolitej polityki zagranicznej całej wspólnoty państw, jaką jest Unia Europejska.
Czas w XXI stuleciu płynie szybko i nieubłaganie. Każda grupa społeczna – od rodziny po naród –staje przed wyzwaniami, które niesie ze sobą postęp. Postęp wymaga działań i to działań najlepiej wyprzedzających, jeżeli nie współtworzących. Działania należy koordynować zarówno w wymiarze horyzontalnym, jak i wertykalnym. Działania powinny być podporządkowane spójnej i możliwej do zrealizowania wizji. Tam, gdzie nie ma wizji, ludzie giną. Wizja i artykułujący ją wizjonerzy powinni mieć wyobraźnię, wiedzę, doświadczenie, ale nade wszystko być ludźmi wyposażonymi w całe spectrum rozbudowanej wrażliwości.
* Jerzy J. Kolarzowski, doktor nauk prawnych
** Artykuł ukazał się w Temacie Tygodnia w "Kulturze Liberalnej" nr 89 (39/2010) z 21 września 2010 r.
Inne tematy w dziale Polityka