Miłosne wyznania można spotkać na murach, na przystankach autobusowych, na ścianach klatek schodowych, w windach i na ławkach. Wyróżniają się spośród innych miejskich napisów, tagów i graffiti sercami (niekiedy przebitymi strzałą Amora) i wpisanymi w nie inicjałami lub imionami.
Niekiedy z muru krzyczy ogromny wysprayowany napis "LOVE" lub ujęte w proste słowa wyznanie "Kaśka! Kocham Cię!", tak sprytnie zarazem umieszczone, by nie umknęło uwadze wychodzącej z psem na spacer Kaśki. W pobliżu gimnazjów i ogólniaków przechodnie stykają się z deklaracjami typu "Kocham Roberta z III a" i z zagadkowymi, a zarazem przeczącymi rozsądkowi równaniami, że KB+JD=WM.
Im bliżej zaś zieleni, skwerów i parków, tym liczba śladów Wielkich Miłości wzrasta: "Misia kocha Danielka" w parku Rydza-Śmigłego, a powyżej, w Ujazdowskim na jednej z ławek odnotowano cudowną chwilę, oto "12.04.2006 - jestem z Sebą", obok schematyczny rysunek kwiatuszka. I "kocham Cię Haniu" na sąsiedniej ławce.
"I nigdy nie wiadomo, mówiąc o miłości, czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą" - ta sentencja zdobi abstrakcyjną rzeźbę nieopodal, która stała się częstym świadkiem warszawskich rendez-vous. Poświadczają to liczne inskrypcje; gruchali tam Mizio i Kasia, Madzia i Jarek, a wreszcie Sonia i Addi, którzy napisali w sercu "kocham cię" i datę 26 maja 2004. Musiała być to jednak nieszczęśliwa miłość, na co wskazuje dopisek: "RIP 12.08.05". Złamane serce już nie rysuje serc, tylko pisze na murach: "Nie kocham nikogo". Ale to w sierpniu.
W maju jednak, jak głosi jeden z warszawskich szlagierów Andrzeja Własta
"Gdy w ogrodzie botanicznym
zakwitną bzy,
śnię z chłopakiem moim ślicznym
o szczęściu sny."
Choć niekiedy sny śnią się w pojedynkę. Oto bowiem "w ogrodzie Botanicznym" - co skwapliwie donosił wiosną 1830 r. poczytny wówczas "Kurjer Polski" - "na jednéj z ławek osłonionéj gęstemi krzewami, daje się czytać następujący wiersz, przez jakiegoś czułego kochanka do swéj ulubionéj napisany:
Józiu droga, ty kiedy przez czoło tych krzaków,
Spojrzysz błękitném okiem na cichy Czerniaków,
Zaklinam ciebie, nie gardź moim Kupidynem,
Bo inaczéj - na honor - będę Bernardynem."
Wyznanie to nie pozostało bez echa, poniżej pojawiła się odpowiedź:
"O ty ostatni z gł....., a piérwszy z próżniaków,
Po co łazisz spoglądać na cichy Czerniaków,
Darmo bluźnisz, mojego wzywając imienia,
Z pod bladéj akacji podłużnego cienia,
Nie dla ciebie me serce, ma rączka, ma buzia,
Bądź zdrów gapiu, rób co chcesz (podpisano) Józia."
Mieszkaniec Czerniakowa dostał kosza, a nieczuły na złamane serce "Kurjer" morały jeszcze był prawił: "słuszne prawdziwie ukaranie dla piszących byle jakie dowcipy w miejscach publicznych".
Obecnie Ogród Botaniczny cieszy się najmniejsza ilością napisów na ławkach. Bzy kwitną jak w piosence, lecz proza życia jest okrutna - za wstęp trzeba zapłacić. Ale i tak na jednej, jedynej ławeczce, ukrytej w cieniu drzew, "osłonionéj gęstemi krzewami" można przeczytać, że PB+MŁ, i że MAG (tu serduszko) TKI.
Kocham Cię…
__________
Niniejszy tekst - w skróconej formie - ukazał się w 2006 r. na warszawskich stronach "Dziennika" w ramach cyklu "Alfabet warszawski". Wydawca nie podpisał był jednak z autorem stosownej umowy, zaś otrzymane przezeń honorarium urągało dobremu imieniu Wydawcy oraz jego - powszechnie znanym w całej Europie - możliwościom finansowym.
Inne tematy w dziale Rozmaitości