Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
861
BLOG

Gwara warszaska [Warszawa od ka do jot]

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Gwara warszaska zaginęłaby leguralnie pod ruinamy stolicy w 1944 roku, a że sie tak nie stało, zawdzięczać możem, nikomu innemu jak Wiechowi, któren ma teraz swój pasaż w samem Śródmnieściu.

Tak tak, prosze Publiki Szanownej, to Wiech-Wiechecki unieśmiertelnił najsampierw na łamach sensacyjnych-sanacyjnych czerwoniaków, a później i w peeleroskiem "Ekszpresiaku" (tem "Wieczornem", co to popołudniu wychodził - bo w Warszawie u nasz czas biegnie szybciej niż u rodaków w takiem Krakowie na ten przykład) styl, słownictwo i melodie Pragi, Woli czy Czerniakowa. Choć złośliwe ludzie, bo i takich ma sie rozumieć niestety nie brakuje, amputują panu Stefanowi, że to wszystko bajer na Grójec i bujda na resorach, i że sam se te warszaskie gadkie wymyślił, a przynajmniej wiele z tych słów i formułek od siebie dodał. Jak było - tak było. Nie będziem tu kitu wstawiać i zawracać kontrafałdy, dość, że Wiech więcej dla warszawiaków uskutecznił, niż ten Kazik Tetmajer dla górali tatrzańskich. I tego się trzymam jak Żebra paragrafu.

"Prawdziwa gwara Warszawy to intonacja" - zaiwaniał w arcywarszaskiem "Złem" Leopold Tyrmand - "Odcień głosu, modulacja, akcent - oto, co decyduje o gwarze warszawskiej." A że inteligientny był z niego koleś i znał sie na rzeczy, więc tak pisał dalej: "Intonacja wyrażeń takich, jak "po co ta mowa" albo "nigdy w życiu" zawiera w sobie częstokroć ekspresję zastępująca najgorsze przekleństwa lub błagalną pokorę". Pan Poldek zwracał też uwagie na typowo warszaskie "flanelowe el". Bo takiego "el" nie ma nigdzie!

Tak czy inaczej mowa nasza nie zginęła, chociaż radować się nią coraz rzadziej możem, a to z przyczyn, że tak powiem niezależnych i obiektywnych. Detalycznie ma sie to tak: po pierwsze primo powojenne flancowanie ludzkiemy zasobamy - co by to tak markietingowo wyrazić - swoje fakticznie uskuteczniło, a po drugie primo, że Warszawa zawsze była, jest i pozostanie otwarta na przyjezdnych, które inaczej trzymają gadkie (a teraz ich więcej). Bo jak nasz historia uczy, te rodaki nasze z prowincji czy zagramanicy zawsze swoje cegiełkie dołożyli, by Warszawa była na glanc jak ta lala. Taki Zegmont Trzeci na ten przykład, morowy facet chociaż Szwed, stolice przeniósł na plecach, a taki Jurek Pilch, również gościu klawy, sam sie do stolicy w trymiga przeniósł (i też ma kolumne, tyle że w jakimś kurierku czy tygodniku). Bo Kraków - jak wiedzą to wszystkie rodaki i te warszaskie, i te z prowincji - choć nie od razu,  ale jednakowoż zbudowano, a Warszawe sie buduje codziennie. Od rana. No nie? I po co ta mowa…
__________

Niniejszy tekst przygotowany był w 2006 r. do warszawskiej edycji "Dziennika" w ramach cyklu "Alfabet warszawski". PP. Redaktorzy stwierdzili jednakże, że jest niezrozumiały - no to sie nie ukazał, łaski bez...
 

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości