Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
159
BLOG

"Trzynastka" [Warszawa od ka do jot]

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Rozmaitości Obserwuj notkę 1

"Trzynastka" nie jeździła po przedwojennej Warszawie. Kursował tramwaj nr 12, była też linia 14, szereg oznaczeń literowych - lecz trzynastki nie było. Zbigniew Pakalski w traktującej o stolicy okresu Międzywojnia książce "Warszawa moich wspomnień" wyjaśnia to niechęcią warszawiaków do liczb feralnych. W rzeczywistości jednak sprawa miała się ciut inaczej, a  wiąże się to z uruchomieniem pierwszych tramwajów elektrycznych w 1908 roku.

"Administracja tramwajów" - czytamy w urzędowym komunikacie przedrukowanym skwapliwie przez ówczesną prasę - "ulegając wielokrotnie wyrażanym życzeniom obywateli miasta i publiczności wykreśla z numeracji linji tramwajów elektrycznych ‘trzynastkę’ jako cyfrę feralną. Numerem tym miała być oznaczona linja z Muranowa do Mokotowa (znaki biało-niebieskie), która w krótkim czasie będzie otwarta". I tak też się stało.

Decyzja ta spotkała się jednakże z natychmiastową reakcją mieszkańców. "Szkoda że zarząd tramwajów ulega jedynie tego rodzaju życzeniom - słuszne zaś żądania i prośby stale pomija milczeniem" napisał oburzony czytelnik "Kurjera Warszawskiego", dodając, że administracja lekkomyślnie sankcjonuje i ustala przesąd "któremu dotychczas hołdują ludzie, którzy do inteligencji i do kultury wogóle nie mają bynajmniej wielkich pretensji".

Prasa stołeczna nie pozostawiła suchej nitki na dyrekcji tramwajowej zarzucając jej hołdowanie przesądom. "Babilończycy" - rozwijała tę kwestię ab ovo "Myśl Niepodległa" - "mieli rok przestępny o 13 miesiącach". Patronem tego nadliczbowego miesiąca "był KRUK - do dziś zwiastun złej nowiny". "Fatalną trzynastkę wyrugowano z wszystkich gospód niemieckich, a obecnie w Warszawie zarząd tramwajów elektrycznych trzynastą linję Mokotów-Muranów (zbliżającą nas do Powązek!!) oznaczył ze względów psychologicznych - czternastką."

Natomiast "Kurjer Polski" proponował dowcipnie Zarządowi Tramwajów podjęcie dalszych kroków w ramach utrwalenia zabobonów; ot "zabroni się publiczności wchodzić do wagonów lewą nogą; nie wolno konduktorowi przyjmować pieniędzy i dawać biletów przez próg; w piątki i poniedziałki, jako w dni feralne ruch wagonów zostaje zupełnie wstrzymany; każdego trzynastego pasażera konduktor ma prawo sromotnie wyrzucić z wagonu; a przy wypłacie pensji pracownikom, zarząd zatrzymuje każdego trzynastego rubla, dla dobra pracownika, któremu feralna liczba mogłaby sprowadzić nieszczęście."

Administracja tramwajów nie ugięła się jednakże pod presją ówczesnej "czwartej władzy" i przez blisko czterdzieści lat "trzynastka" nie miała wstępu na warszawskie torowiska. Zasadnicza zmiana nastąpiła dopiero w Polsce Ludowej, której włodarze nie przejmowali się zbytnio ludowymi wierzeniami. I tak na początku 1946 r. "odświętnie udekorowana 13-tka" ruszyła z pl. Zbawiciela na Mokotów - co z dumą odnotowywał "Kurier Codzienny". Początkowo tramwaj dojeżdżał do pętli na Wierzbnie, lecz niebawem przedłużono trasę do Dworca Południowego.

Prasa nie zwracała wtedy szczególnej uwagi na numerację, a bardziej cieszyła się z kolejnych uruchamianych linii w zniszczonej Warszawie. Jedyne co niepokoiło dziennikarzy to niedobór wagonów, wysokie ceny biletów i stosunkowo rzadkie kursy. Linia nr 13 istniała jednak tylko półtora roku - musi władza ludowa jeszcze nie okrzepła.

Ponownie uruchomiono "trzynastkę" w apogeum stalinizmu w 1950 r. na trasie Al. Zieleniecka - Koło. "W tramwaju linii Nr 13 jest luźno i pasażerowie wygodnie siedzą" - pisał "Express Wieczorny" i dodawał, że "pomimo feralnej cyfry linia ma powodzenie".

I tym zasłużonym powodzeniem cieszy się do dzisiaj, wioząc pasażerów na znacznie bardziej wydłużonej trasie niż przed półwieczem: spod samej bazyliki na Kawęczyńskiej aż pod samą Hutę. "Trzynastka" zdąża Kawęczyńską, Kijowską, Targową, mostem Śląsko-Dąbrowskim, al. Solidarności, Młynarską… Uwaga! zbliżamy się do Powązek!…
__________

Niniejszy tekst - w skróconej formie - ukazał się w 2006 r. na warszawskich stronach "Dziennika" w ramach cyklu "Alfabet warszawski". Wydawca nie podpisał był jednak z autorem stosownej umowy, zaś otrzymane przezeń honorarium urągało dobremu imieniu Wydawcy oraz jego - powszechnie znanym w całej Europie - możliwościom finansowym.

 

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości