I nieoczekiwanie nadeszła Jesień. I rozwiewa wszędzie po drodze swoje feromony. Wyczuwam w powietrzu Jej woń, która w dzieciństwie kojarzyła mi się z powrotem do szkoły i pierwszymi klasówkami. Ale potem, już po maturze, podczas tych cudownie wykradzionych studenckich wakacji, na samotnych wędrówkach po Beskidzie Niskim i pławieniu się w ciepłych kolorach liści, odkryłem, że pachnie kobietą.
Jesień jest Księżną Mglistych Poranków i Kukurydzianych Popołudni. Królową Pierwszych Chłodnych Nocy, ogrzewanych trzaskającą watrą. To Cesarzowa Ciszy, z rzadka tylko przerywanej potężnym rykiem jelenia, to wreszcie Władczyni Pustki, podkreślonej - dla większej wyrazistości - kreską samotnego wędrowca.
Brała mnie w swe objęcia wszędzie tam, gdzie tylko poniosły mnie nogi. Raz nad morzem Marmara, kiedy zahipnotyzowany płynąłem do księżyca, innym razem w nocnym lesie, kiedy przedzierałem się przez chaszcze na grzbiet Małastowskiej, czy pośród bezkresnych winnic Burgenlandu, między słodkim winogronem a cierpkim orzechem. Zawsze i wszędzie było mi tak cudownie, że chciałem się podzielić tym uczuciem z kimś bliskim, kochanym. Marzyłem wtedy: oj, żeby była tu ze mną Ka, albo Zu, albo... Ale nagle konstatowałem, że tak rozkosznie jest tylko dlatego, że nie ma tu ani Ka, ani, Zu, ani… że mogę być sam. Sam na sam z Jesienią, moją Panią.
Dojrzała, wrześniowo-październikowa Jesieni najpiękniejsza jesteś spośród wszystkich pór roku! Tobie należy się Złote Jabłko, choćby miało to doprowadzić do wojny. Trzeciej wojny. Jadę w Niski. Nie, nie sam - z moją Największą Miłością jadę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości