Nobel dla Obamy jest nie tyle nieporozumieniem, co kolejnym potwierdzeniem tezy, jak ludzie we współczesnym świecie żądni są rozgłosu, jak pragną tej choćby pięciominutowej sławy. A szczególnie wówczas, kiedy są przeciętni i nie mają żadnych specjalnych dokonań - ot przykładowo zasiadają w tzw. Komitecie Noblowskim.
Geronci z Oslo z szacunkiem podchodzą do pamięci Fundatora, stąd ich decyzje są głośne niczym eksplozje dynamitu. Oj jak się cieszą, że po raz kolejny udało im się zadziwić, sprowokować i zirytować. Że media puchną od komentarzy, że pojawiają się głosy sprzeciwu. Ach co za strzał! To lepsze niż Dario Fo i Elfride Jelinek, zdecydowanie mocniejsze niż Jaser Arafat, Szimon Peres i Icchak Rabin razem wzięci! Bo oto po raz pierwszy mamy do czynienia z nominacją na kredyt (który mimo wszechświatowego kryzysu rozoczął drugie życie).
I być może w przyszłym roku, dowiemy się że "literackiego Nobla" dostanie człowiek, który nie popełnił ani jednego opowiadania, ani jedego limeryku, ale niezaprzeczalnie będzie w nim tkwiła niezmierzona potencja. I znowu Komitet znajdzie się na czerwonych paskach. No bo o cóż więcej chodzi tym noblowskim show...
Inne tematy w dziale Rozmaitości