Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
288
BLOG

Wokół Warhola [EtnoDziennik łemkowski - cz. 1]

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Kultura Obserwuj notkę 5

Skwar nie do zniesienia, a to już przecież Jesień astronomiczna się zaczęła. Słońce wisi nad równikiem i z każdym dniem odchodzi coraz bardziej na południe. W kieszeni brzęczy mi garść drobniaków - to trzydzieści eurocentów, za które nawet na Słowacji nie kupi się piwa w karczmie, choćby małego, maciupciego. A baba nie chce sprzedawać za polskie złote. Cóż, złotówki nabierają realnej mocy dopiero na pięć kilometrów przed granicą, ale nim się tam doczłapią, są li tylko ładnymi metalowymi krążkami, które z powodzeniem mogłyby się stać atrakcyjnym elementem cygańskiej biżuterii. Na domiar złego samochody beznamiętnie omijają moją wystawioną rękę. Idę dalej.

Coś się zatrzymuje. Nie wiem, co to za marka, nigdy się na tym nie znałem, dostrzegam jedynie, że rejestracja miejscowa, medzilaborecka. Śniady kierowca jedzie do stolicy powiatu, dokładnie tam, dokąd i ja zmierzam od rana. Jedzie do roboty, do Tesco.
- Dużo tu Rusnaków – mówię, pokazując na kolejną dwujęzyczną tablicę wjazdową z napisem "Čabalovce / Чабалівці".
- Ja som Slovak – odpowiada szybko. Nie wątpiłem w to ani przez chwilę, odkąd tylko otworzyłem drzwiczki i spytałem, czy mnie podwiezie do miasta. Nie wątpię w to i teraz, kiedy zawieszony u lusterka krzyżyk kołysze się w rytm romskiej muzyki.

Mój kierowca przyjechał z zachodniej Słowacji, tu znalazł pracę, zamieszkał.
- Ale ci tutejsi - mówi - są trochę pomyleni.
He, myślę, Václav Pankovčin, też tak uważał, co odbiło się na jego prozie. A przecież Marakesz-Papín jest ze dwadzieścia kilometrów stąd. No może dwadzieścia dwa, bo auto mknie w przeciwną stronę rozganiając po drodze stado krów, pasących się na asfalcie.

Vis-á-vis Tesco w Medzilaborcach (Меджилабірці) znajduje się muzeum Andy'ego Warhola (Múzeum moderného umenia Andyho Warhola), a właściwie Andrieja Warholy. Z tej rusnackiej krainy wywodził się bowiem geniusz pop-artu. Przed muzeum, które za komuny było domem kultury, jest przystanek autobusowy w kształcie puszki zupy Campbella (zauroczeni mityczną puszką zakupiliśmy na początku lat 90-tych z Ł. na naszą beskidzką wyprawę dwie puchy, pieczarkową i pomidorową; pomidorowa, pamiętam, była lepsza; ale wkrótce Campbell's zniknął ze sklepów tak samo nagle jak się pojawił - czy ta firma jeszcze egzystuje?), nad nią wznosi się prawosławny sobór.

    

Ale nim pójdę podziwiać merlinmonroły, kambelsy, czy maocetungi muszę wymienić pieniądze, aby mieć owe 3,50 euro na bilet wstępu. Wracając z kantoru z europejską walutą nie mogę się oprzeć małemu piwku. Małe starczy. Od piwa rośnie mi brzuch, czas przerzucić się na wino. Na szybie barku wymalowany, czy też wyklejony typową dla lat siedemdziesiątych kalkomanią dwujęzyczny napis: "Bufet / Буфет".

Wnętrze lokalu jest wyraźnie podzielone na dwie części, czarną i białą. Czarna - po prawej, patrząc od kontuaru-ołtarza: stół na kilka osób i automaty do gry. Grają, palą, piją, gadają. Dziecko próbuje pierwszych kroków na stole pomiędzy kieliszkami a popielniczką, mężczyzna podtrzymuje je by nie upadło. Obok dwie kobiety trajlują nad wózkiem. Znak przestankowy to kolejne zaciągnięcie się papierosem. Gęste chmury dymu nie pozwalają matce dojrzeć twarzy niemowlęcia, więc co chwila rozpędza je zgrabnym ruchem dłoni. A po prawej - część biała, słowiańska. Za stołem siedzi z osiem osób, dwie, trzy kobiety. Odcinają się od tamtych wyraźnie, posyłając im od czasu do czasu pogardliwe spojrzenia.
 

     


Wracam do muzeum. Przed wejściem fontanna - nieczynna, bo to już Jesień - z figurą Mistrza ze szkieletem parasola w ręku. Wewnątrz - stała ekspozycja grafik Andy'ego i jego brata Paula. Z ukrytych głośników sączą się szlagiery Beatlesów. Jestem 1867-mym zwiedzaczem, tak to przynajmniej wynika z biletu-widokówki, a po raz pierwszy w ogóle, nie wiem od jak już długiego czasu przekraczam próg przybytku sztuki. Bo po eskapadzie z Ka sprzed szesnastu lat do Flandrii i Holandii, kiedy to dzień w dzień bez wytchnienia łaziliśmy po muzeach i galeriach miałem już alergię na malarzy ich dzieła, a przede wszystkim na miejsca, w których są eksponowane. Nigdy nie rozumiałem i nadal nie rozumiem tłumów sterczących dzielnie w godzinnej kolejce, aby wejść do muzeum van Gogha w Amsterdamie. Czy to doprawdy miłośnicy malarstwa? Admiratorzy talentu wielkiego Vincenta z Obciętym Uchem? Czy też stado owiec podążających w kierdlu za kolejną kulturową modą.
- Widziałem "Słoneczniki".
- Ach!
- I autoportret Mistrza.
- Ach! ach!
- Ale nie mogłem sfotografować...
- Oj...To może ty nic nie widziałeś...

W muzeum najbardziej znanego w świecie Rusnaka też nie wolno robić zdjęć. Ale w końcu jego sztuka jest wszędzie, zmultiplikowana, a każda reprodukcja jest oryginałem. Tu nie trzeba kontemplować faktury i zdążać za śladami ruchów pędzla.

Skwar nie ustaje. Idę schronić się w chłodzie knajpki. Wszyscy wokół gadają wschodnią odmianą słowiańskiego. Oj, jakie to miłe dla wędrowca, który po piętnastu latach pojawia się wreszcie w tej krainie. Jakże było cudownie usłyszeć pytanie kobiety, która wzięła mnie na stopa
- Що робити?
Szczo robyty... Mam urlop, korzystam z pierwszego dnia ciepłej, złotej, ukochanej mej Jesieni i udaję się na poszukiwanie wspomnień, które skryły się gdzieś na szlakach i bezdrożach Beskidu Niskiego, ku któremu zdążam wytrwale. Serce mi mocniej bije na widok cerkiewnych bani i ośmiokrańcowych krzyży. Bo jak większość mieszkańców mego kraju rozdarty jestem pomiędzy Wschodem a Zachodem. Zbyt orientalny w Düsseldorfie, zbyt okcydentalny w Doniecku. A i Ty Warholu-Warholo także byłeś zawieszony pomiędzy światami, więc prowadź mnie proszę na Pogranicze, prowadź mnie tam, gdzie można wreszcie odetchnąć dwoma płucami.

[wrzesień/październik MMIX]
 

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura