Pola leżała na skarpie i przyglądała się przepływającym na niebie obłokom. Nagle drgnęła zdziwiona: ścieżką pomykał Biały Bartólik w okularach, ubrany w wizytowy garnitur, pod krawatem i z Orderem Orła Białego na piersi. Ogólny wygląd Bartólika szalenie zaciekawił Polę, nigdy jeszcze się z czymś takim - a właściwie z kimś takim nie spotkała. A najdziwniejsze było to, że stworek wyjął z kieszeni kamizelki długi czasomierz i odezwał się nienaganną polszczyzną
- O rety rety, na pewno się spóźnię na futbol. Król się zdenerwuje a dyplomatołkom radość.
Pobiegła za nim.
(...)
Nagle spostrzegła wielki sad pełen dziwacznych drzew owocowych. Owoce miały kształt prostokątnych tabliczek, na każdej z nich było napisane "artykuł, punkt, paragraf". Był to bowiem najprawdziwszy gaj ustawowy (z łaciny "lex lex" - przypomniała sobie Pola) z najcudowniejszymi owocami świata. Wokół jednego takiego drzewa uwijało się trzech ogrodników w uniformach z wymalowanymi wielkimi czerwonymi sercami. Każdy trzymał w rękach sekator i taśmę samoprzylepną, a jeden z nich mówił do trąbki telefonu Bella
- Z tobą na... na dziewięćdziesiąt procent, Bisiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem.
- Co wy robicie? - zapytała Pola.
Ogrodnicy drgnęli.
- Nowelizujemy.
- A po co nowelizujecie?
- Idzie o to proszę panienki, że tu miała wyrosnąć inna ustawa, a wyszła taka, jaką panienka widzi i gdyby się Król o tym dowiedział, to byłaby kaplica. Kazałby nas wszystkich ściąć i...
- Ojej! król! - krzyknął najbardziej wysportowany i wszyscy trzej padli na ziemię.
Rzeczywiście. W stronę ustawowego gaju zbliżał się królewski orszak. Najpierw szedł oddział medianów, którzy wyglądali tak samo jak ogrodnicy - czerwone serca na mundurach, potem szli dworzanie, którzy popychali specjalnego rodzaju platformę, na której stał sam Król Kier, rozdający miłosne spojrzenia poddanym. Jednak na widok ogrodników na pogodnym obliczu monarchy zagościł mars
- Coście tu robili?
- Dopraszamy się łaski Waszej Miłości - rzekli pokornie - uszczuplaliśmy...
- Widzę, wpływy do skarbca. Ściąć ich!
- Kto to jest? - zapytał, wskazując na Polę.
- Jestem Pola, proszę Waszej Miłości.
- A czy umiesz grać w futbol?
- Oczywiście.
- Zatem by grało się lepiej, wszystkim - zawołał król i rozpoczął mecz.
To był najdziwniejszy mecz futbolowy, jaki kiedykolwiek widziała Pola. Piłką był mały niepozorny Burczymucha, który podlatywał co chwilę i przezywał się skrzeczącym głosem z nie-królewskimi zawodnikami
- Szaleniec bzy-bzy! paranoik i kanalia,zygu-zygu! pornogrubasss pes-pes-pes! ćwok zeb-zeb!
Bramki, które tak naprawdę były zgiętymi w pół dworzanami, wciąż biegały za "piłką", delikatnie kopaną przez Króla, a uciekały kiedy skrzeczący Burczymucha znajdywał się pod nogami innych graczy. Co pewien czas słychać było gwizdki, a niektórzy zawodnicy schodzili z boiska z czerwonymi karteczkami w zębach. Ale Pola nie zauważyła sędziego.
- Ach tak - uśmiechnęła się po chwili - jakie to proste, to przecież Król jest sędzią! Jaka to oszczędność w czasach wirtualnego kryzysu...
Niebawem jednak spostrzegła, że prawdziwa gra toczy się nie na boisku, lecz na trybunach, przy stolikach obciągniętych zielonym suknem. Tam można było kupić dowolną ilość goli. Był tam i Biały Bartólik, i Biś, i Entliczek, i wiele innych najdziwniejszych stworzeń.
- Jak ci się podoba mecz? - usłyszała tuż za sobą. Odwróciła się
- Ach to pan Kocie Bliźniaku!
- Z kim rozmawiasz Polu? - zapytał Król.
- To mój znajomy, Kot Bliźniak.
- A czemu ten Kot tak kaczo się uśmiecha?
- Bo Koty Bliźniaki zawsze się tak uśmiechają.
- Skoro tak, to może zagrać ze mną w futbol, jeśli zechce.
- Nie zechce - odpowiedział Kot.
- Co? Medianie, ściąć go!
Zrobiło się zamieszanie. Medianie biegali w te i we w te, a Kot zaczął powoli znikać, pozostawiając na końcu swój najbardziej kaczy uśmiech.
- He he he - zarechotał Kaszebści Gryfon - świetny dowcip...
- Jaki dowcip? - zdziwiła się Pola.
- No on i jego pomysły. Bo musisz wiedzieć Polu, że tu jeszcze nikt nigdy nie został ścięty...
(...)
_________________
© jot :-)
Inne tematy w dziale Rozmaitości