Katastrofa samolotu Tu-154M pozwala nam być świadkami niezwykłego procesu, oto na naszych oczach rodzi się mit, czyli święta opowieść, która konstruuje każdą kulturę. Oto w sobotę 10 kwietnia 2010 r., mniej więcej kwadrans po dziewiątej (bo wtedy pojawiły się pierwsze informacje o tragedii) narodził się mit Lecha Kaczyńskiego. Najtrafniej ujął to Jan Maria Rokita w wywiadzie dla Radia Wnet, mówiąc, że rzeczywistość przerosła wyobraźnię, albowiem to, co się stało realnie, odsuwa w cień manifesty i proroctwa jakie w XIX stuleciu serwowali nam Andrzej Towiański czy Juliusz Słowacki. Bo o czym mówi ów mit?
Był sobie raz Mały Prezydent pewnego kraju, który nazywa się Polonia. Taki kapkę anachroniczny, zagubiony w wielkim świecie. "Brzydkie kaczątko", "głupi Jasio", który zewsząd spotykał się z niezrozumieniem, z atakami, szyderczym śmiechem. A to z powodu swego wzrostu, swego głosu, ale przede wszystkim dlatego, że strasznie tę swoją Polonię kochał, a kochać potrafił taką infantylną miłością. I w imię tej miłości przywraca Polonii bohaterów, przywraca jej pamięć. Wreszcie postanawia pojechać w takie miejsce, które jest Kłamstwem, kwintesencją Samego Zła, a które stanowi niegojącą się bliznę jego wielkiej miłości. Mały Prezydent doskonale wie, że jak tam pojedzie i wypowie Słowo, to zatryumfuje Prawda a ból zostanie ukojony, na zawsze. I leci tam na srebrnym ptaku ze wszystkimi ministrami, rycerzami, dworzanami, najważniejszymi osobami w kraju. Ale gdy jest tuż u celu - nieszczęśliwie ginie. Samo Zło tryumfuje...
Ale oto nagle staje się cud! Bo śmierć Małego Prezydenta sprawia, że Kłamstwo zostaje obnażone, Prawda zwycięża, miliardom ludzi na całym świecie spadają z oczu łuski. Ale to nie wszystko, bo staje się cud przemienienia, Mały Prezydent jakby nieoczekiwanie zmartwychwstaje, i dopiero w tym momencie wszyscy dostrzegają, że brano go za kogoś innego, a przecież tak naprawdę był herosem. I teraz wszyscy wielcy tego świata "od arabskich szejków po wielkich mocarzy" (jak to ładnie ujmuje Rokita) zamierzają oddać mu pokłon i ukorzyć się przed nim. Wybierają się przeto na Zamek, gdzie Mały Prezydent ma być pochowany wśród Królów i Herosów.
Ale Samo Zło raz jeszcze daje znać o sobie, jest czujne i nie daje za wygraną - z podziemi, z piekielnych czeluści wychodzi pod postacią Czarnej Chmury i sprawia, że drogi stają się nieprzejezdne, srebrne ptaki nie są w stanie poderwać się do lotu, a Królowie, Sułtani i Książęta nie mogą pojechać, by dodać hołd Małemu Prezydentowi. Zjawiają się jednakże tacy, którym to się udaje, bo Samo Zło wcale nie jest nie do pokonania. I wtedy...
Tej opowieści nikt nie wymyślił, nikt jej nie napisał. Wszystko zdarzyło się naprawdę. Tak przynajmniej powiada mit.
__________
PS. Panu Janowi Marii Rokicie wdzięcznym za inspirację .
Inne tematy w dziale Kultura