Nie jest bynajmniej Sam Pan Marszałek героем моего романа, ale w jednym się z nim utożsamiam - obydwaj przez Stwórcę zostaliśmy obdarzeni męskością. A to w pewnych sytuacjach zobowiązuje. Na tym wszak polega męska solidarność.
Pragnąłbym zatem przeprosić w tym miejscu Panią Lenę Kolarską-Bobińską i wszystkie Panie, które mogły poczuć się lekko zażenowane dość niezrozumiałym zachowaniem Samego Pana Marszałka w minionym tygodniu (celowo piszę o tym dopiero teraz, bo mam ochotę i drugą pieczeń sobie upiec, a mianowicie chcę zademonstrować swój sprzeciw wobec dziennikarskiego postrzegania "niusa" jako swoistej "piękności dnia" [skojarzenie z tytułem pewnego filmu bynajmniej przypadkowe nie jest]; przecież trzy linijki prasowej wiadomości też mają prawo do życia wiecznego).
Przypomnę zatem Czytelnikom, że Samemu Panu Marszałkowi podczas spotkania z londyńskimi Polonusami podrzucono gorącego kartofla, którego uosabiał fioletowy gumowy penis. Cóż robi człowiek, któremu w ręce wpada gorący kartofel? Oj to proste - natychmiast chce się go pozbyć, odrzucić od siebie, ale w tak sprytny sposób, aby wpadł w dłonie kogoś zupełnie innego, kogoś, kto by się tego w najbardziej nawet koszmarnych snach nie spodziewał...
I tak też uczynił był Sam Pan Marszałek. Ustawił-ci on sztucznego kutasika na sztorc, na stole prezydialnym tuż przed siedzącą po prawicy koleżanką. Ta dopiero nieznacznym ruchem dłoni sprowadziła przedmiot do pozycji horyzontalnej. I wtedy wreszcie ochrona raczyła zareagować (brawo!).
Reasumując: bijąc się we własne piersi - albowiem rzadko szarmancki bywam wobec dam i wiele z nich słusznie nie ma o mnie najlepszego zdania - przyznaję jednakże, że w swym prostactwie nigdy bym nie wpadł na tak niezwykły pomysł, coby postawić przed kobietą, jakąkolwiek kobietą podkreślam, gumowego penisa w postawie habacht. I to na oczach licznie zebranej publiczności.
Tego typu posunięcie może świadczyć albo o totalnym wprost chamstwie, albo o kompletnej bezmyślności ergo ke-re-tyństwie (jak to ładnie z tym "e" po "ka" mawiał Piotr Fronczewski). I dlatego jeszcze raz pragnę przeprosić Panią Lenę Kolarską-Bobińską i wszystkie Panie, że doczekały w swoim niełatwym przecie życiu takiej chwili, gdy przykładny mąż żonie, ojciec dzieciom a pan życia i śmierci zwierzątkom futerkowym postawił przed Kobietą tak cudaczny gadżet ze specjalistycznego sklepiku.
Przepraszam. Po raz kolejny - w odruchu męskiej solidarności z Samym Panem Marszałkiem - przepraszam.
_______
Linki:
Zapis filmowy wspomnianego w felietonie incydentu.
Inne tematy w dziale Polityka