Kazimierz Kutz Kazimierz Kutz
4331
BLOG

Język regionalny w drodze ku mogile.

Kazimierz Kutz Kazimierz Kutz Polityka Obserwuj notkę 221

Patrząc z perspektywy Katowic, miniony tydzień wiercił się wokół naszego języka regionalnego. I był katastrofalny. Zabawa wokół tożsamości Ślązaków w Sejmie trwa już od pięciu lat, to znaczy od kiedy, jako poseł wszedłem w skład komisji mniejszości narodowych i etnicznych i zacząłem domagać się nadania Ślązakom statusu grupy etnicznej, który im się należy, ponieważ spełniają wszystkie warunki zapisane w prawie Unii Europejskiej. Ale jako człowiek niezależny i jako poseł niezależny nie miałem do nikogo wsparcia politycznego, a tym także od Platformy Obywatelskiej. Co znamienne, tego wsparcia nie miałem również od posłów śląskich. W komisji byłem jednym z wiceprzewodniczących, uczestniczyłem żywo w obradach, broniłem interesów wszystkich mniejszości i moje przemówienia zawsze tak samo się zaczynały: „Zabieram głos jako przedstawiciel Górnoślązaków, największej grupy etnicznej w Polskę, która jest poza polskim prawem…” i wstawiałem się za tymi, którzy byli w spisie ustawy. Napastowałem ówczesnego wiceministra spraw wewnętrznych Tomasza Siemoniaka w sprawie zmiany ustawy, domagałem się zmiany stanowiska rządu, ale na wszystko była jedna odpowiedź „Takie jest prawo, jakie mamy”. A kiedy w końcu powstał pierwszy wniosek o podjęciu nowelizacji, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało decyzję negatywną z dosyć obszernym uzasadnieniem, w którym orzekano np. o nieistnieniu języka śląskiego, a także zbyt wysokich kosztach, które ponosiłby budżet państwa. To przeliczanie Ślązaków na systemy monetarne jest same w sobie ciekawe. Nie tak dawno zastosował tę metodę Edward Gierek. Niemcy potrzebowali taniej sily roboczej i w ramach tzw. łączenia rodzin pozwolono wyjechać z Polski – za miliard marek pożyczki – 120 tysiącom ludzi (większości ze Śląska). Dzięki tej pożyczce możemy dziś do Warszawy jechać „gierkówką” i magistralą kolejową poniżej trzech godzin, a stolicy zafundowano Dworzec Centralny i Trasę Łazienkowską.

Gdyby teraz polski parlament uchwalił etniczność Ślązaków, a w jej ramach samorządy w ielu miast uchwaliłby potrzebę dodatkowej edukacji regionalnej w postaci jednej dodatkowej lekcji w tygodniowo historii, wiedzy o Śląsku i nauki języka regionalnego, wyszłaby pewna suma, którą musiałoby opłacić państwo. Gdyby do tego doszły koszty inicjatyw stowarzyszeń regionalnych w dziedzinie kultury, a mamy jeszcze w okolicy co najmniej milion Ślązaków, wyszłaby suma dość pokaźna. Może trzeba by wyłuskać po 10 złotych na głowę. Niemcy płacili wtedy kilka tysięcy marek za głowę jednego Ślązaka, a dziś naszego państwa nie stać, by dać parę złotych na jedną główkę śląskiego dziecka. Okazuje się, że jest nas za dużo, przez co jesteśmy za drodzy! Brać ze Śląska to sprawa oczywista, ale dać mu parę groszy już nie uchodzi. Po mnie inicjatywę przejął poseł PO Marek Plura. Uważał on, co ostatnio publiczne wyznał, że moje domaganie się nowelizacji ustawy było zbyt daleko idące, a formy zbyt agresywne. Postanowił walczyć tylko o uznanie godki śląskiej za język regionalny i dopuszczenie dwóch przedstawicieli z Górnego Śląska do sejmowej komisji mniejszości narodowych i etnicznych. Uznanie godki za język regionalny miałoby wymiar prestiżowy, a dopuszczenie dwóch nowych ludzi do komisji jest prawnie niemożliwe, bo nie reprezentowaliby grupy zapisanej w ustawie o mniejszościach. PO dwóch latach kołataniny posła Plury w minionym tygodniu komisja zebrała się, by przystąpić do pierwszego czytania projektu ustawy. Poseł Plura zgodnie ze swoją konsekwencją grzeczności padł publicznie na kolana i błagał: „Pragnąłbym budować poparcie dla śląszczyzny w sposób przyjazny i bezkonfliktowy, bo taka jest przecież nasza godka. Liczę, że moi koledzy z komisji podzielą to zdanie i dadzą jeżykowi śląskiemu szansę. W swoim uzasadnieniu chcę się powołać na opinię ekspertów, które powstały w minionej kadencji Sejmu, m .in. prof. Jolanty Tambor i prof. Marka Szczepańskiego. Oczywiście niezwykle istotne są także wyniki ostatniego spisu powszechnego”.

Na to odezwała się „jako Kaszubka z wyboru” posłanka PiS Dorota Arciszewska – Mielewczyk, skrajnie radykalna nacjonalistka. Orzekła, że „na sprawę języka śląskiego, trzeba spojrzeć szerszym kontekście politycznym, i właśnie tak na tę sprawę patrzę. Patrzę m .in. na środowiska popierające nowelizację czyli Ruch Autonomii Śląska, który jest organizacją separatystyczną, w wypowiedzi jej lidera uderzają w polską racje stanu”

Dwa dni później arcybiskup Wiktor Skworc (urodzony w Bielszowicach) w swojej homilii chlusnął oliwą do ognia posłanki Doroty Arciszewskiej – Mielewczyk: „Niech nas nie dzieli przeszłość, ale jednoczy teraźniejszość i troska o przyszłość. Nie chcemy pielęgnacji kompleksów i reanimacji społecznych i etnicznych konfliktów, nie możemy się godzić na marginalizację polskiego dziedzictwa kulturowego, na językowe manipulacje gwarą, a co za tym idzie – na strukturalne legitymizowanie prawdziwych Ślązaków, naszych w odróżnieniu od obcych”

Boże! Jakbym słyszał Edwarda Gierka, gdy był jeszcze pierwszym sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR, mówiącego o „Jedności moralnej społeczeństwa socjalistycznego” Pośle Marku Plura, sentencje arcybiskupa Wiktora Skworca są wyrokiem na Pański trud. To gwóźdź do trumny. Może Pan zakopać tę śląską mogiłę. Hierarcha pokropi.

Śląskiemu arcybiskupowi zaś ja, stary Ślązak, muszę powiedzieć :Słowo Ekscelencji – kierowane zresztą do księży – woła o pomstę do nieba! Wstyd mi za Ekscelencję….

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka