Tim Hansel w swej książce - Nie możesz przestać tańczyć /You Gotta Keep Dancin/ napisał:
Ból jest nieunikniony, ale cierpienie jest nadobowiązkowe.
Wydawać by się mogło - proste, logiczne zdanie. Dla mnie mistrzostwo w podaniu recepty na stany, które potrafią zniewolić i to bardzo. Bólu trudno uniknąć, tym bardziej że najczęściej spada nagle. Problem w tym, by nadobowiązkowemu cierpieniu nie dawać glejtu, by stał się obowiązkiem.
Czy to wykonalne?
W grudniu 1914 roku wielkie laboratoria Tomasza Edisona w West Orange /New Jarsey/ zostały prawie całkowicie zniszczone przez pożar. W ciągu jednej nocy stracił wyposażenie warte dwa miliony dolarów i większość dokomuntacji przeprowadzonych badań. Syn Edisona, Charles patrzył na twarz ojca, ze ściśniętym sercem. A ojciec do niego mówi :
- Gdzie jest matka? Znajdź ją i przyprowadź tutaj. Nigdy nie zobaczy czegoś podobnego.
Na drugi dzień Edison chodząc po zgliszczach swej pracy i marzeń (miał wtedy 67 lat) powiedział: Nieszczęście ma wielką wartość. Spłonęły wszystkie nasze błędy. Dzięki Bogu możemy zacząć wszystko od nowa.
Zaistniał akt bólu, ale odpuścił sobie nadobowiązkowe cierpienie. Już myśłał o dalszej pracy. Widział w tym zdarzeniu konieczną korektę swych błędnych założeń, kierunków badań. Znajdował w sobie siłę do dalszej pracy.
Uratowała go jego własna pasja.
Mam swoją pasję. Oswojoną przez lata. Karmiona dokonaniami i odchudzana porażkami. Zarwane noce dla pasji. Zegary stoją, świat zaczyna się i kończy na strefie tej pasji. Jest we mnie i poza mną. Ale to jeden świat. Gdy zamykam ją idąc w codzienność, nie zapominam o niej. Ona czeka, albo wypełnia świadomość nowymi projektami. Nowe strumienie szukające morza realizacji.
To miłe i przyjemne. Ale są pożary. Nie jeden ogromny. Takie mniejsze, łatwiejsze do ugaszenia. Palą się notatki, nadpalają się nawet mniejsze lub większe sukcesy. Duszę się od dymu, dyfuzji popiołu. Zalewam płomienie wilgocią małych strumieni pomysłów, tak niedawno powstałych. Schną. Pustynny krajobraz.
Potrzebuję tylko czasu, by nowe źródła wybiły. Nieśmiałym nurtem, ale popłyną ustaloną przez samą naturę procesu twórczego - wodnym szlakiem.
Zazdroszczę Edisonowi, że to natura tak rozprawiła się z jego laboratorium. Dla mnie natura /odpukać/ jest łaskawa. Ja zmagam się z wizytami piromana/nów. I dziwne. Piromani zawsze czuwają pod drzwiami, a jeśli pojawi się "strażak" ze wsparciem, to przybywa najczęściej z daleka. Kiedy powinno być dokładnie odwrotnie. Moja pasja wobec - kompulsywnego nałogu podpalania, której rezultat liże płomieniami moją nadzieję, siłę, wiarę w siebie.
Pożar to ból. Czas nauczyć się zaniechać odrabiania zadań nadobowiązkowych. Czas rozdzielić bliźniaki syjamskie - Ból i Cierpienie.
Czy jest sens tkania takich rozważań?
Oddam głos Annie Kowalskiej:
Kiedy Tyran spłodził prowokatora, a prowokator spłodził donosiciela, i wszystko co ludzkie popadło w podejrzenie, zaciągnięto wartę więzienną nad słowem. Ja jedynie chcę oddać mu wolność.
Inne tematy w dziale Rozmaitości