Pewność oplata żelbeton. Rezygnację zdmuchuję jak pyłek w przepaść.
Nie mylę się... gdy wiem.
Nie mówię nic.... gdy jeszcze nie wiem.
Zostawiam linie papilarne na szkle...choć nie wiem czy ślad szminki ozdobi brzeg.
Męskim dłoniom pozwalam przewiązać oczy...by lepiej widzieć.
Namiętna lizuska ....
Wiodę językiem ...twardym od pragnienia... po grdyce niemego.
Rozprawiam się z jego linią kości szczękowej, by zagrozić zębami delikatności jego ust...
Odnajduję kierunkowskaz linii włosów...męski past startowy pod pępkiem...
Omijam...
Chcę twardości....jego kolan.
Osunąć się twarzą po cieple uda, by dać odpocząć...przywierając policzkiem do banalizowanej strefy kolana.
Oddana, poddana.... rządzę etapami.
Pan to lubi...
Słodką dyktaturę zniewolonej...
Liczy na gest, czeka...
To ja spokojnie oddycham...
Arytmia jego oddechu otwiera raz po raz przestrzeń pomiędzy paskiem...a głodną intymnością...cichą w swym pulsowaniu.
Nagradzam masując zamiennie policzki o szorstkość jego jeansów...właśnie tam...
Zapamiętuję się...
Dla siebie nie dla niego...
Niewolnica bierze swoje..
Wymykam się dłoniom, które przypomniały sobie o roli Pana...
Dogania mnie odbierając wolność zamykając mnie pomiędzy sobą a ścianą...
Nie napiera...
Dar iluzorycznej wolności...
Rysuje placem na mych plecach...
Jakieś słowo...
Jeśli zgadnę.... wygram...
Pochylam głowę by zrozumieć...
Wiem.
Chcę przegranej...
Bo przegrana to cały alfabet nim na mnie, we mnie, o nas...
Takie przegrane to trakt do Ewerestu wolności.
Inne tematy w dziale Rozmaitości