Życie - to niekończące się przed nami łany pytań. I dobrze, że są. Czasem odpowiedź niesie intuicja, ale najczęściej trzeba jednak ująć kłos w dłonie i rozetrzeć wnętrze - do ziarna odpowiedzi.
Bywają kłosy puste, milczące. Ale to nic...
Ciekawość zdobycia wiedzy - tak, ale bez niecierpliwości. Bez taranowania faktów, dla zniekształconej prawdy, która jest już tylko kłamstwem.
Bywa, że świat czeka na nasz answer, bo jest tylko w nas. Nigdzie indziej. A my szukamy w nas samych usilnie, albo topimy w ogniu niechęci sięgnięcia po ów answer. Bo gotowość... niegotowa. Bo lęk podpięty do potencjalnego Tak, albo podpięty do potencjalnego Nie.
Każda emocja to pytania i odpowiedzi.
Pytania to tylko uwertura - to w odpowiedziach się dzieje. Ale pominięcie uwertury da kalekie odpowiedzi, takie nie na temat, takie z pobocza.
Jeśli nie ma rozmowy pomiędzy dwojgiem - tym samym skazują siebie na nic nie dzianie się w ich wspólnym życiu. A gdy inercja, płytkie dni - wtedy zawsze zatęskni się za głębią choćby jednej godziny. Jednej na całe życie.
Życie to całe łany naszych Tak i Nie. Szczerych i okrutnie kłamliwych.
Łany za nami - bo answer musiał się dokonać.
Łany pól z pytaniami to wszystko to, co zamyka granica linii horyzontu.
Pominięte pytania i tak do nas wracają w kęsach codziennego chleba.
Bez tej strawy, agonia jest tylko kwestią czasu.
Mentalna agonia.
Najłatwiej pokochać Prawdę...zapodaną w ekstremalnej wręcz naturalności tejże prawdy...
I tylko ją warto pokochać...
Głowacki: Żaden sztylet nie wchodzi tak głęboko - jak dobrze postawiona kropka.
Lęk podpowiada - nie mów co czujesz, ale milczy gdy sprzedajemy agresję.
Jedno słowo może zaważyć na całym życiu, na zmianie jego kierunku.
Bo albo wyrwało serce, albo wyposażyło nas w nowy organ - spełnienie.
To samo z czynem.
Przemyślanym lub nie. Niedawno jeden z kanałów odgrzał -Strach oceanu 2.
Prawdziwa historia w fabularyzowanej oprawie.
Całościowo poprawnie zrobiony - ale ja zachwyciłam się pracą operatora. Cudowne ujęcia.
Żaden dramat by się nie dokonał, gdyby nie pomysł jednego z chłopaków, by na siłę wyleczyć lęki przed wodą swojej koleżanki.
Wziął ją na ręce i skoczył z pokładu jachtu do oceanu.
Terapie wstrząsowe - rzadko są skuteczne.
Kolejny błąd - skacząc nie wystawił drabinki za burtę. I tu zaczyna się dramat tych, co relaksowali się w wodzie.
Zapodaję reklamowy clip do tego obrazu i tam jest uchwycony moment ze skokiem za burtę z dziewczyną na rękach.
Linia fabularna - przewidywalna - kolejno prawie wszyscy giną.
Ale jak mówię, z jednej strony z przyjemnością zerkałam na ten film - bo sposób sfilmowania rewelacyjny. Z drugiej jednak strony - ścinała oddech nieuchronność sprowadzona do finalnej śmierci.
Operatorsko - choćby ujęcie, kiedy po wielu godzinach - grupa młodych ludzi pływa na plecach, by chronić swe siły. Kamera pod wodą, toń oceanu rdzawa od zachodzącego słońca - a nad ich twarzami - lot wielkiego, pasażerskiego samolotu. I to zderzenie - oni właściwie tu już na granicy agonii - a na pokładzie samolotu ludzie piją drinki, lecą do pracy, na wakacje etc.
Życie nie ogląda się na tych co na trakcie do śmierci.
Głupia drabinka, żaden kataklizm. Ale wystarczyło.
Banalna drabinka zminiła los tylu młodych, pełnych życia ludzi. Wyprawa była celebrą urodzin - czyli relaks, oddech od problemów, cudowny czas w gronie przyjaciół.
A spotkali najgorszy z problemów jaki mógł im się zdarzyć...
Dla mnie ta historia to przypowieść o wadze detalu, niuansu, konieczności objęcia refleksją wszystkiego to, co wydaje się zbędne.
Bo nie bywa zbędne.
Nie chodzi o dzielenie włosa na czworo.
Zawiodła logika - zakrólowała niefrasobliwość.
Nie musimy ciąć fal oceanu, by zrozumieć skalę znaczeniową drobiazgu, mgnienia, detalu, niuansu.
To jedwabne nici łączące kolejne progi życia, a bywa, że i śmierci.
Warto popatrzeć czasem pod światło, by nie przegapić subtelnej pajęczyny zależności. W innym razie - szanse wyboru przygniata już tylko głaz ponurej konieczności.
Inne tematy w dziale Rozmaitości