Panowanie nad chwilą jest panowaniem nad życiem. Marie von Ebner-Eschenbach
Z drugiej strony...
Tkwimy wszyscy w otchłani piekła, w którym każda chwila jest cudem. Emilil Cioran
Był taki film - Lord of War- oparty na biografii międzynarodowego handlarza bronią, Wiktora Buta.
Hojność polega nie na tym, by dawać dużo, ale na tym, by dawać w odpowiedniej chwili. Jean de La Bruyere
Wiktor był ikoną hojności dla samego siebie.
Poczatkowo samolotowy biznes - poszerzył o działalność bardziej intratną.
Nie dawał dużo, bo miał nosa do okazji.
Byl jednak mistrzem wbijania się w odpowiedni moment.
Intuicyjnie węszył najlepsze adresy, stawki, merkantylne wybory partnerów - nie tylko w handlu.
Zostawiam Wiktora....
Wartość chwili, sens życia.
Najczęściej aksjologia oscyluje wokół samopoczucia z konkretnej chwili. A jeśli tak - żadna to aksjologia.
Dobrze, jeśli nasze idee tak naprawdę nas nie wykluczają.
Lekką ręką wybija się w swych prywatnych kamiennych tablicach listę standardów, która bardziej wskazuje jak sami chcemy być traktowani, niż jacy mamy/chcemy - być.
Jakże często nasze idee stawiają nas poza nimi.
Ileż razy ja sama ulegam iluzji piękna, emocjonalnej wrażliwości innych - do momentu kiedy z ust rzekomej wrażliwości spłynie jedynie pogarda i arogancja.
I nie jest tak, że - ktoś jest piękną, głęboką myślą, a kilka centymetrów dalej obnaża szpetotę traktowania innych.
Zdolność do arogancji kasuje możliwość istnienia piękna.
Wymyślanie siebie w piękny sposób - to zawsze. Wielu to potrafi i z pasją uskutecznia.
Niski odruch jednak zawsze deportuje ze strefy piękna - nawet z autokreacji na piękno.
Na tym też osadza się wartość chwili - rozliczani jesteśmy nie z dekad, ale nawet z 5 minutowego aktu.
Wracam do Wiktora - grający go Mikuś Klatka w narracji o istocie handlu bronią, o sednie wojny - mówi:
- Nigdy nie rozpętuj wojny, zwłaszcza ze samym sobą.
Niby proste, oczywiste - ale ilu z nas tkwi w kojącym pokoju ze sobą samym?
Iluzja pokoju - niczego nie załatwia.
Podprogowy dywan, pod którym nierozegrane sprawy - rośnie z latami do wartości Himalajów.
Wojna ze sobą - to twarda wiedza, że molestuje się kretynizmy - ale wstyd je pogonić - więc produkcja jeszcze większych kretynizmów.
Może nikt się nie zorientuje...
Ale widzą, wyłapią...
Nawet jeśli nie rozliczą - widać!
Wojna ze sobą, to sabotowanie siebie - dla epizodycznej wygranej chwili - bo za jej progiem taki rodzaj tryumfu wręcz uwiera.
Pokój ze sobą to przymierze z moralnym, etycznym lustrem.
W wielu duszach zakrywają je płótna, podobne do tych, które zaścielają meble podczas długiej absencji.
Detonatorzy pokoju - także tego rodzinnego - uzbrojeni po zęby od własnej wojny - kochają ten stan. Wzburzenia, irytowania bliźnich, nękania, ranienia.
Bo wojna w duszy, to za mała przestrzeń na nią.
Trzeba infekować innych.
Dla skażonych wirusem wojny - szacunek, klasa, takt, empatia - to składowe obciachu.
Ile znamy par, które łączy jedynie nieustanna batalia.
Chwile spokoju traktują jako zagrożenie, dyskomfort, zagubienie.
Poligon kocha dynamikę.
Ale to nie pokój jest obciachem.
Nieustający stan wojny - to mega obciach.
Generałowie własnych przegranych - bo takich wojen nigdy się nie wygrywa - będą kąsać innych za swój ból.
Ranne zwierzę - bo autookaleczenia.
Jakże łatwo zdmuchnąć spokój innym.
O wiele trudniej podarować stan pokoju, spokoju, oddechu.
Niby nie handlujemy bronią, jak wspomniany Wiktor.
My jej używamy.
Skuteczność, szybkość oddania strzału daje magazynek lufowy - łatwe przeładowanie i trajektoria słowa zalicza cel lub nie.
Ale dyfuzja prochu zawsze zaspokoi chorą potrzebę duszy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości