Trafiłam na męskie pytanie: czy zrozumieć musi oznaczać akceptację?
W żadnym razie. Zrozumieć - to dopiero niejako zobaczyć - a potem dopiero jest alternatywa - zgody lub negacji wobec zobaczonego.
Ważniejsza jest swoboda dokonywania wyboru.
I tylko my o niej stanowimy, nawet za cenę odrzucenia, strat etc.
Zrozumienie - jego frekwencyjność - jest dosyć wysoka.
Nawet w sytuacjach, gdy gramy niezrozumienie.
Ale jest coś takiego jak iluminacja.
Zastanawiałam się jak rozróżnić zrozumienie od iluminacji. I uderzył mnie jeden aspekt.
Iluminacja najczęściej dokonuje się bez oczekiwania zewnętrznego.
Iluminacji nie poprzedzają pytania innych.
Iluminacja spada bez pytań, a jeśli już - jest owocem wewnętrznego dialogu.
Iluminacja posiada też swoje gatunki.
Jedne uniosą kilka centymetrów nad ziemię.
Inne wbiją swym ciężarem do mrocznej piwnicy.
Są też neutralne emocjonalnie - ot błysk wiedzy na dany temat - ale ani tętno nie zmieni rytmu, ani uśmiech, ani łza.
Niezależnie od gatunku - dla mnie iluminacja zawsze jest rozkoszą.
To tak jakby otworzyło się niebo, rajskie drzewo Wiedzy z absencją wiadomego gada...
Żadna goła Ewka nie marudzi, a Adam nerwowo pomyka za liściem na tajemnicę swego podbrzusza.
Iluminacja - to zawsze krok dalej.
To dokument na to, że umysł nie zamarł w betonie przeżutego.
Dziwka Racja wobec Damy Iluminacji - przypomina bezzębną staruchę, którą uwodzą jedynie pola śmietnisk pojęciowych.
Racja nakarmi jedynie ego, Iluminacja otwiera oczy, kolejne drogi poznania i czucia.
Iluminacja jest jak rasowa gejsza, która odkrywa punkty rozkoszy, o których biorca nie miał zielonego pojęcia.
Iluminacja inspiruje.
Moc iluminacji nie zostawia pola na jej zbanalizowanie.
Ona zmienia - czy tego chcemy czy nie.
Pamiętam swe życiowe iluminacje.
Ważkie i mniej ważne.
Nawet jeśli ich sedno zatarł mijający czas - pamiętam rozkosz ich przyjęcia.
Jakiś czas temu spadła na mnie iluminacja w szalenie dziwnym momencie.
Oglądałam występ Stephane Lambiel - uwielbiam tego Szwajcara. Nie tylko za wirtuozerię na lodzie, ale też za jego interpretację muzyki. Ona wręcz płynie przez niego.
I wtedy - poza tematem tego co widziałam - iluminacja!
Silna, nawet odbierająca oddech, ale w taki dobry sposób.
Nie była odpowiedzią na żadne pytanie. Spadła swoją wolą zaistnienia.
Iluminacja - to jak zdrowe płuca procesu myślowego. Czasem zmienia życie, czasem zostawia je w dawnym nurcie - ale już z nowymi smakami. Czyli wzbogaca.
Tło muzyczne do występu Szwajcara do dziś silnie konotuje mi się z tamtą iluminacją. Nie ma znaczenia czego dotyczyła. Jej wartość nie gaśnie.
Za jakiś czas - wzruszenie fikcyjną historią o tym, że Inność nie jest pejoratywem, zagrożeniem czy deficytem.
Wolność to prawo do różnicy. Emil Cioran, Zły demiurg.
Nie zrozumiemy Inności do chwili, gdy nie porzucimy niewolnictwa wobec podobieństw.
I metafizyka - ktoś na Youtube połączył w jedno - moją dawną Iluminację, z obrazem filmowym - gdzie te dwa elementy mają jeden, konkretny - bardzo wspólny - mianownik - sedno tamtej ILUMINACJI.
Inne tematy w dziale Rozmaitości