To było kilka lat temu - ale dokładnie pamiętam tamtą noc.
Jedną z setek, gdzie przestrzeń odczuwało się jak niewielki kamień ponad taflę oceanu - mieszczący jedynie stopy - nic więcej.
I może dlatego - otoczona z 4 stron świata jedynie głębiną prawie bez dna - trafiłam na męskie wyznanie. Rozłożone na kilka lat codziennych wpisów.
Lektura porwała mnie do tego stopnia, że prawie przywitałam świt.
On - 30 latek, Polak, żyjący w Irlandii.
Poznał tam rodaczkę. Szybko okazało się, że dostrojeni byli - po prostu na siebie.
Ale życie to nie bajka.
Mężatka. Jej chybiony wybór - ale obrączka na palcu.
Zostały im więc epizodyczne spotkania na rozmowy, które obojgu wiele dawały - a ją wręcz ratowały od poczucia beznadziejności.
Nie wcinał się w to małżeństwo, nie był nachalny.
Mógł jedynie w duchu liczyć na samoistny jego rozpad.
Zmagał się z poczuciem winy, że kocha zajętą kobietę, ale naprawdę ją kochał.
Kiedyś dotarła do niego wieść przez znajomych, że ona zalicza ogromny niż emocjonalny, łącznie z myślami samobójczymi.
Nie wydzwaniał, nie narzucał się - wszedł nocą na dach i pilnował jej cienia w oknie, bo do chwili gdy widzi ją - ma pewność, że ona sobie nic złego nie zrobi.
A była sama, bo mąż na nocnej zmianie.
Innym razem - zaprosił ją na spacer - akurat odpływ zaczął się - wziął ją na ręce i niósł po mokrych kamieniach dna - przekonując ją, że życie, świat - to piękno i nadzieja.
Zanim zamknął bloga - bo okazało się, że ktoś ze znajomych trafił na niego - zdążyłam mu dać komentarz, że wzbudził ogrom mego szacunku poprzez miłość, jej niecodzienną jakość - do tamtej kobiety.
Potem od czasu do czasu wymienialiśmy się listami.
Jeszcze potem kontakt...zamarł.
3 lata po tamtej nocy - brałam natrysk przed parapetówką koleżanki. W trakcie - telefon - ociekając cała wodą -przykładam komórkę do ucha.
Słyszę męskie pytanie:
- Jak się dzisiaj czujesz?
Nie bardzo kojarząc z kim rozmawiam, odpowiadam:
- Ok...
Po chwili ciszy on kontynuuje:
- To ja Kris...
Ja:
-O rany! Miło cię słyszeć! Co tam u ciebie?
- Ano jestem w Polsce, w twoim mieście i będzie mi bardzo przykro jeśli odmówisz spotkania ze mną.
Zamarłam..
Bo szok - no wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego...
Zapodaję mu więc otwarty komunikat:
- Słuchaj, właśnie biorę natrysk i za chwilę wybieram się na parapet koleżanki, jeśli masz ochotę pobawić się i przy okazji mnie poznać - wystarczy krótka, męska decyzja.
On:
- Nie ma sprawy, biorę taryfę spod hotelu, podaj adres.
Dałam mu namiar na koleżankę i tam też pierwszy raz zobaczyliśmy się.
Goście usłyszawszy naszą historię byli zdziwieni, że właśnie tak przełamaliśmy net na real.
Impreza była bardzo udana, Kris zachwycił moich przyjaciól. Otwarty, komunikatywny, z poczuciem humoru.
I ja cieszyłam się, że mogliśmy osobiście się poznać.
Po wyjściu od koleżanki, zaprosiłam go do siebie - do świtu tkaliśmy dialog.
Czytał mego bloga wiele lat i wiedział, że kocham pluszowe misie. Przywiózł mi ślicznego z Irlandii.
Zapytałam go subtelnie co z jego miłością, z tamtą kobietą...
Została przy mężu, choć zdradzał ją i bardzo żle traktował. Wrócili oboje do Polski.
Urodziła dziecko...z ciężkim porażeniem mózgowym.
Wyczytałam dzisiaj na jednym blogu, że za stabilny grunt życiowy uznajemy to co znane, a nie to - co naprawdę jest stabilnym gruntem.
Ale takie rzeczy się wie najcześciej post factum.
Zaś inercja zostawia jedynie pokaleczone biografie.
Nie poznałabym tej - pomimo wszystko pięknej historii, samego Krisa - gdyby nie pewna noc lata temu, gdy stałam na niewielkim kamieniu, bo wokół niego - już nic...
Inne tematy w dziale Rozmaitości