ladynoprofit ladynoprofit
984
BLOG

ZEGAR MIŁOŚCI

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 0

To było kilka lat temu - ale dokładnie pamiętam tamtą noc.

Jedną z setek, gdzie przestrzeń odczuwało się jak niewielki kamień ponad taflę oceanu - mieszczący jedynie stopy - nic więcej.

I może dlatego - otoczona z 4 stron świata jedynie głębiną prawie bez dna - trafiłam na męskie wyznanie. Rozłożone na kilka lat codziennych wpisów.

Lektura porwała mnie do tego stopnia, że prawie przywitałam świt.

On - 30 latek, Polak, żyjący w Irlandii.

Poznał tam rodaczkę. Szybko okazało się, że dostrojeni byli - po prostu na siebie.

Ale życie to nie bajka.

Mężatka.  Jej chybiony wybór - ale obrączka na palcu.

Zostały im więc epizodyczne spotkania na rozmowy, które obojgu wiele dawały - a ją wręcz ratowały od poczucia beznadziejności.

Nie wcinał się w to małżeństwo, nie był nachalny.

Mógł jedynie w duchu liczyć na samoistny jego rozpad.

Zmagał się z poczuciem winy, że kocha zajętą kobietę, ale naprawdę ją kochał.

Kiedyś dotarła do niego wieść przez znajomych, że ona zalicza ogromny niż emocjonalny, łącznie z myślami samobójczymi.

Nie wydzwaniał, nie narzucał się - wszedł nocą na dach i pilnował jej cienia w oknie, bo do chwili gdy widzi ją  - ma pewność, że ona sobie nic złego nie zrobi.

A była sama, bo mąż na nocnej zmianie.

Innym razem - zaprosił ją na spacer - akurat odpływ zaczął się - wziął ją na ręce i niósł po mokrych kamieniach dna - przekonując ją, że życie, świat - to piękno i nadzieja.

Zanim zamknął bloga -  bo okazało się, że ktoś ze znajomych trafił na niego - zdążyłam mu dać komentarz, że wzbudził ogrom mego szacunku poprzez miłość, jej niecodzienną jakość -  do tamtej kobiety.

Potem od czasu do czasu wymienialiśmy się listami.

Jeszcze potem kontakt...zamarł.

3 lata po tamtej nocy -  brałam natrysk przed parapetówką koleżanki. W trakcie - telefon  - ociekając cała wodą -przykładam komórkę do ucha.

 Słyszę męskie pytanie:

 - Jak się dzisiaj czujesz?

Nie bardzo kojarząc z kim rozmawiam, odpowiadam:

 - Ok...

Po chwili ciszy on kontynuuje:

 - To ja Kris...

Ja:

 -O rany! Miło cię słyszeć! Co tam u ciebie?

 - Ano jestem w Polsce, w twoim mieście i będzie mi bardzo przykro  jeśli odmówisz spotkania ze mną.

Zamarłam..

Bo szok - no wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego...

Zapodaję mu więc otwarty komunikat:

 - Słuchaj, właśnie biorę natrysk i za chwilę wybieram się na parapet koleżanki, jeśli masz ochotę pobawić się i przy okazji mnie poznać - wystarczy krótka, męska decyzja.

 On:

 - Nie ma sprawy, biorę taryfę spod hotelu, podaj adres.

Dałam mu namiar na koleżankę i tam też pierwszy raz zobaczyliśmy się.

Goście usłyszawszy naszą historię byli zdziwieni, że właśnie tak przełamaliśmy net na real.

Impreza była bardzo udana, Kris zachwycił moich przyjaciól. Otwarty, komunikatywny, z poczuciem humoru.

I  ja cieszyłam się, że mogliśmy osobiście się poznać.

Po wyjściu od koleżanki, zaprosiłam go do siebie - do świtu tkaliśmy dialog.

Czytał mego bloga wiele lat i wiedział, że kocham pluszowe misie. Przywiózł mi ślicznego z Irlandii.

Zapytałam go subtelnie co z jego miłością, z tamtą kobietą...

Została przy mężu, choć zdradzał ją i bardzo żle traktował. Wrócili  oboje do Polski.

Urodziła dziecko...z ciężkim porażeniem mózgowym.

Wyczytałam dzisiaj na jednym blogu, że za stabilny grunt życiowy uznajemy to co znane, a nie to -  co naprawdę jest stabilnym gruntem.

Ale takie rzeczy się wie najcześciej post factum.

Zaś inercja zostawia jedynie pokaleczone biografie.

Nie poznałabym tej - pomimo wszystko pięknej historii, samego Krisa - gdyby nie pewna noc lata temu, gdy stałam na niewielkim kamieniu, bo wokół niego  - już nic...

 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości