Umysł nasz nie zazna spokoju, jeśli jasno nie zanalizuje tego, co przedtem stworzył nieświadomie. Marcel Proust
Bycia w relacjach uczymy się od dnia narodzin. Aby móc kochać, najpierw musimy być kochani. To, czego człowiek doświadcza w pierwszych latach życia w relacji z najbliższymi, przyjmuje za ogólnie obowiązujące zasady bycia z innymi ludźmi.
Z czasem stają się one pryzmatem, przez który już jako dorosły będzie postrzegał siebie i świat.
Taki sposób myślenia o roli wczesnodziecięcych doświadczeń charakterystyczny jest dla stworzonej przez Johna Bowlby’ego teorii przywiązania.
Bowlby założył, że każdy człowiek ma własny styl przywiązania, który wpływa na to, jak, z kim i po co wchodzi w bliskie związki.
Styl ten powstaje w oparciu o tzw. wewnętrzny model funkcjonowania – WMF, czyli uwewnętrzniony obraz siebie i świata. WMF to według Bowlby’ego rdzeń osobowości, który warunkuje zachowanie.
Można wyróżnić dwa typy wewnętrznego modelu funkcjonowania: środowiskowy i osobisty.
Pierwszy zawiera informacje o sposobach i zasadach funkcjonowania świata, o prawach rządzących rzeczywistością i oczekiwaniach innych wobec nas. Model osobisty składa się z uwewnętrznionego obrazu nas samych, czyli przekonań na temat naszych umiejętności, możliwości, naszego miejsca w relacji, naszych praw i obowiązków.
Bowlby wyróżnił trzy podstawowe style przywiązania.
Pierwszy to bezpieczne przywiązanie.
Osoby, które reprezentują ten styl, zazwyczaj doświadczyły ciepłej, bliskiej, stałej i przewidywalnej więzi z obojgiem rodziców. Ich WMF zbudowany jest wokół zaufania, wizerunku siebie jako człowieka wierzącego w swoją wartość oraz wizerunku innych ludzi jako mających zazwyczaj dobre intencje.
Osoby te w bliskich związkach czują się bezpiecznie. Potrafią być z kimś, zachowując jednocześnie swoją odrębność. Rzadko martwią się o to, że będą porzucone lub że inni zanadto się do nich zbliżą. Ważne więzi zazwyczaj kojarzą im się ze szczęściem, przyjaźnią i zaufaniem.
Drugi styl przywiązania to przywiązanie lękowo-unikające.
Reprezentujący go ludzie zazwyczaj pamiętają rodziców jako zmiennych i mało przewidywalnych, matkę zaś jako zimną i odrzucającą. Pod wpływem przekazów otrzymanych w dzieciństwie kształtuje się w nich przekonanie, że uczucia szybko blakną i tracą swoją intensywność, a bliskość lub zależność zagraża.
W związkach, w które wchodzą, często doświadczają lęku przed bliskością, z trudem akceptują partnera. Ich bliscy opowiadają o dużym poczuciu samotności w relacji, o tym, że chcieliby być bliżej, ale wszelkie próby zmierzające do tego wywołują u partnera lęk albo irytację.
Z przeprowadzonych w 2001 roku badań wynika, że wzorzec ten szczególnie często reprezentują mężczyźni.
Z jednej strony kultywowanie stałego, bliskiego związku kojarzy im się z utratą części siebie i zagrożeniem swojej odrębności, z drugiej zaś mają głęboko zakorzenione przekonanie o niestałości uczuć i braku przewidywalności.
Jedyną metodą na zachowanie bezpieczeństwa w relacji wydaje im się kontrolowanie bliskości i utrzymywanie jej na możliwie minimalnym poziomie. Służyć temu może zarówno uczuciowe izolowanie się od partnerki, jak i nawiązywanie romansów, które są niezobowiązujące i nie wymagają jednoznacznych deklaracji.
Oczywiście ten wzorzec nie jest tylko męską domeną – są również kobiety funkcjonujące w podobny sposób.
Przywiązanie lękowo-ambiwalentne to trzeci styl przywiązania.
W tym przypadku głównym doświadczeniem wczesnego dzieciństwa jest trudna do zrozumienia lub całkowicie niezrozumiała zmienność rodziców. Ludzie reprezentujący ten styl często wspominają ojca jako zmiennego i niesprawiedliwego. Ich dziecięce doświadczenia są pełne sprzecznych stanów – raz czuli się kochani, a za chwilę zupełnie zbędni. WMF tych ludzi zawiera obraz ich samych jako pełnych wątpliwości, o kruchym poczuciu własnej wartości, zakochujących się łatwo, ale powierzchownie, postrzegających inne osoby jako niechętne bliskości i deklaracjom.
Często towarzyszą im bardzo burzliwe i skrajne emocje: obsesyjność, zazdrość, pragnienie zagarnięcia bliskiego człowieka, silne wahania nastroju. Ludzie ci żyją w ciągłym lęku przed porzuceniem i opuszczeniem, pełni są nieufności do innych osób i do siebie. Często wchodzą w związki, w których powtarzają się ich bolesne doświadczenia; ich WMF zostaje po raz kolejny utrwalony i potwierdzony.
Wzory tworzenia więzi pozostają zazwyczaj nieuświadomione – wtedy nie można ich zmieniać. Ludzie powtarzają niedające satysfakcji i raniące wzorce, ulegając złudzeniu, że skoro są one czymś znajomym, to nie mogą być niebezpieczne – zgodnie z powiedzeniem, że czasami lepsze jest znane piekło niż nieznany raj.
Dzieje się też tak, że sposoby formowania bliższych relacji stają się prywatnym, rozpaczliwym więzieniem. Można się w nim znajdować na różne sposoby.Anna Król - Kuczkowska - Miłości historia osobista.
Są ludzie, którzy żyją wśród innych, ale tak naprawdę zatrzaśnięci są w wewnętrznej samotności i lęku przed bliskością. Są też tacy, którzy pozostają w pułapce nadmiernej zależności, konieczności zasługiwania na miłość i pragnienia „zlania się” z drugą osobą. Jeszcze inni nie potrafią połączyć koniecznego dystansu z autentyczną bliskością i żyją na emocjonalnej huśtawce – raz blisko, raz daleko.
Wiele badań, również te, które przeprowadziły Judith Feeney i Patricia Noller, dowodzi istnienia międzypokoleniowych przekazów dotyczących zasad formowania więzi i potwierdza głębokość korzeni naszej osobistej historii miłości.
Powyższe resume artykułu zawiera typy kategoryzacji sposobu tworzenia więzi, które są niejako nam wdrukowane i idąc po linii najmniejszego oporu - powielamy je we własnym dorosłym życiu.
Jednak przeszłość dorastania - rzadko bajkowa - nie jest wyrokiem.
Nie odkryję Ameryki, że amnestię od złych skryptów poznawczych daje przede wszystkim zrozumienie, że tkwią w nas, i zrozumienie jaki mają charakter.
Żartobliwie ujmując - należy być młodą lekarką ...dla samych siebie:-)
Tu przypomina mi się mężczyzna, który chciał budować życie ze mną i kiedyś poprosił o wypożyczenie edycji "Wirus samotności".
Kiedy po pewnym czasie zapytałam o wrażenia z lektury - 2 metrowy facet rzekł:
- Nie mam odwagi jej otworzyć, boję się zrozumieć co we mnie jest.
Miał prawo, to jego decyzje czytelnicze.
Zastanowiło mnie co innego - dlaczego ja rzuciłam się wręcz na tę książkę - głodna wiedzy, którą mogę skonfrontować ze sobą.
Nie obawiam się bliskości szeroko rozumianej - wręcz nie potrafię tkwić w relacji, w której nie ma szansy rozkwitnąć.
Z owym panem - nie miała. Dlatego pożegnałam się.
Nie potrafię trwonić życia na jałowe sytuacje emocjonalne.
A już paranoją nazwę utrzymywanie relacji, w której o wiele gorzej się czuję niż będąc sama.
Inny mój adorator rozumiał bliskość jako układ planetarny - on słońce - a ja wiernie oddana, podległa satelita jego biografii.
Na tyle był w tym uczciwy - z jednoczesnymi wyznaniami jak to mnie kocha - że nie potrafi szanować kobiet - bo to niższa półka egzystencjalna.
Bardzo szybko, bez mrugnięcia okiem - zrobiłam panu papa.
Jeszcze inny - mocno zafascynowany moją osobą - zamarł w swym apetycie na mnie, gdy zrozumiał, że nie jestem kalką jego bytu. Jeśli kobieta ma swoje pasje, swoją optykę i nie jest to xero jego upodobań - taka dziewczyna staje się nie tylko invisible dla niego, ale wręcz ...wrogiem:-)
Pyszne, prawda?:-)
Nawet na tym poziomie byłam inaczej skomponowana, bo inność jest dla mnie specyficznym afrodyzjakiem.
Dlatego dla wielu bliskość jest rodzajem przekleństwa.
Obwarowani skryptami z dzieciństwa, swoim egotyzmem, niby chcą obecności w życiu partnera/ki - ale fosa za głęboka.
Nie wprowadza się drugiej osoby w swa biografię dla historii niszczenia nas, bo to nonsens.
I to nie oczywiste wady każdego z nas wyniszczają innych.
Kobiece mantry o rozrzuconych skarpetach, uniesionej desce, czy męskim bałaganiarstwie - rozbawiają mnie, bo to żaden problem.
Jedyna rzecz, która dyskwalifikuje mężczyznę, to genotypiczna niechęć do budowania bliskości.
Jeśli potrafi zaufać, otworzyć się, czerpać satysfakcję z dostrojenia mentalnego - reszta to tylko pył i wiatr...
PS. Wczoraj dałam słowo, że wkleję kadr mego misia. Nadchodzą święta - więc wybrałam takie ujęcie...
Leciwy, mocno sfatygowany, z ulubionym programem w pralce...ale kochany:-)
Inne tematy w dziale Rozmaitości