Przez lata nie dostrzegałam tej prawidłowości.
Jednak frekwencyjność tych przypadków zaczynała mnie powoli zdumiewać.
Jak to w życiu - poznajemy różne osoby w różnych okolicznościach przyrody.
Odkrywamy siebie, poznajemy koleje życia, chwile szczęścia i te, gdy ziemia rozstępowała się dla obnażenia przepaści.
Dobry Bóg jakoś tak mnie sformatował, że choć jestem bardzo komunikatywna, otwarta, spontaniczna - wolę gdy to mnie wyłuskuje się dla historii danej znajomości niż odwrotnie. Niezależnie od płci.
Choćby mój pierwszy blog założony lata temu.
Pierwszym komentatorem okazał się dziennikarz sportowy z mego miasta.
Jego refleksja coraz częściej i pełniej uzupełniała moje wpisy.
Po pewnym czasie zaczęliśmy dialogować za kulisami bloga.
I co się okazało? Iż drzewiej był...kapłanem. Na dobrą sprawę jest się nim nawet po śmierci, jeśli nie przeprowadzi się trudnej i wieloletniej procedury w Watykanie.
No zdarza się.
Dalej...
20 lat życie oddałam mężczyźnie, który też nie od razu ujawnił, że właściwie miał być jezuitą.
Pomimo załatwiania sprawy, nie stał się nim - bo rodzice zabronili....
Dorosłemu facetowi...ale ok...
Gdy nasz związek przeszedł do historii - mocno zainteresowało się mną kilku panów. Zatrzymam się przy dwóch.
Pierwszy - choć znałam go 2 dekady - w dniu swych urodzin nad morzem mówi - że miał być kapłanem - ale w ostatniej chwili wycofał papiery.
Rozczarował tym swą mamę - samotnie wychowywała 3 dzieci.
Rozczarował swego proboszcza - no ale wolna wola i takie tam...
Nie było nam pisane...
Potem życie przyniosło znajomość z mężczyzną o rok starszego ode mnie.
Niebywale bogaty, firmy rozsiane po wielu kontynentach. Mnie zaś otworzył swoją niecodzienną inteligencją.
Tym razem to nie on ujawnił swoja życiową retrospektywę, ale mnie coś tknęło.
Zapytałam...
Zanim dał odpowiedź, zapytał:
- O rany jak to wyczułaś???!!!
Chwilę potem potwierdził - był kapłanem i odszedł...
Z detalami wyjaśnił dlaczego tak się stało.
Jego inteligencja i owszem - ale bardzo szybko okazało się, że inklinacje do nieprawości, podłości są równie wysokie.
Gdy zrywałam z nim, chciałam skonstatować:
- To nie ty odszedłeś od Boga, to On zrezygnowal z ciebie...
Ale powstrzymałam się, bo nie dobija się ...nawet zła.
Próbował mnie zatrzymać walorami finansowymi - na co mu powiedziałam:chcę życia z prawym facetem a nie kartą płatniczą...
Jakiś czas temu przypomniałam sobie interpretację mego horoskopu natalnego.
I aż ciary przeszły mi po plecach, bo w jednym zdaniu -metafizyczne wręcz przyciąganie duchownych.
Dla jasności - bo nie tylko opisani się nimi okazali, było ich więcej - wszyscy panowie inicjowali znajomość ze mną, a nie odwrotnie.
Po wtóre - przychodzili do mnie z konkretnymi swymi profesjami - i żadna nie miała pomostu z duchowieństwem.
To wychodziło po czasie, często po długim czasie znajomości.
Nie należę do grupy kobiet - bo taka istnieje - którą wabi świat mężczyzn oddanych Bogu. Wręcz przeciwnie. Duchowni dla mnie nie mają płci.
Zadawałam sobie pytanie, co jest we mnie... że mnie znajdują, wyluskują, że fascynacją się mą osobą.
Do dziś nie znam answeru.
Dlaczego o tym piszę?
Bo nie tylko doszli, czy niedoszli kapłani mnie adorowali - natomiast ta grupa panów... co kiedyś w sutannie lub prawie w nią trafili - mają wspólny mianownik.
A wiem to widząc te historie z dystansu czasowego.
Najwiecej ran, podłości, programowego niszczenia, lub prób uczynienia ze mnie niebytu - to właśnie wspólny dorobek tej grupy.
Każdy z nich znał Biblię na pamięć - ja mam gorszą.
Żonglowali cytatami bardziej niż sprawnie.
Ale Boga mieli tylko na ustach...
Nieprawość w biblijnym sosie jest dziwnie spotęgowana.
Dla mnie Biblia jest życiowym GPS-em, dla nich ...jedynie narzędziem do forsowania swej postawy.
I taka ogólna refleksja, z wyższego piętra niż moja biografia.
Im bardziej ktoś malkontenci na grzeszny świat, im bardziej ktoś protekcjonalnie wali w ambonę swego faryzeizmu - tym większa pewność, że to ów "święty" ma najdłuższą drogę do zbawienia.
Ale nie to jest w tym najgorsze.
Prof. Philip Zimbardo psycholog, profesor Stanford University zajmuje się m.in. psychologią zła, terroryzmu i dehumanizacji, wpływem społecznym i perswazją - popełnił tekst: Zło uwodzi w siedmiu krokach.
A tam:
Krok szósty: ceń swoich bliskich i ludzi takich, jak ty.
Czyli nic innego jak pragmatyka szacunku wobec innych.
I kolejna prawidłowość - im bardziej ktoś bawi się w sąd ostąteczny nad bliźnimi swemi/ bo więcej mamy prokuratorów niż ludzi ludzkich/ - tym większy u nich poziom pogardy dla innych, atrofia szacunku, wrażliwości, empatii.
Mizantropia aż paruje z ich słów, czynów.
Miej odmienne zdanie - to dostaną wręcz ataku mentalnej epilepsji.
Potrafią uwieść wielu, swą jednowymiarową wyrazistością, kostyczną optyką zrodzoną z iluzji "ja wiem lepiej."
Był taki film...
Odgrzany wczoraj...
Gdy pierwszy raz oglądałam " W sieci zła" - zostawił we mnie obrażenia.
Nie poprzez świetnie skomponowaną scenę egzekucji na krześle, nie poprzez serię morderstw.
Poraziła owa piekielna łatwość infekowania złem.
W filmie przez dotyk, nawet na poziomie niezauważalnego muśnięcia.
Ofiary infekcji, choćby chwilowej - nie miały świadomości, że są już narzędziem zła.
Jasne, to tylko zgrabnie rozegrana fikcja.
A w twardych realiach życia, jak manifestuje się chwila, gdy zło dobiera sie do nas?
No jak?
Inne tematy w dziale Rozmaitości