W teorii osobowości istnieją trzy wyraźnie odmienne sposoby myślenia.
Niezależnie od rodzaju narzędzi badawczych - to my dźwigamy naszą osobowość, a bywa i tak, że ona nas.
Pierwszy, nawiązujący do klasycznej teorii charakteru – to koncepcje różnic indywidualnych, np. sławna Wielka Piątka opisana przez Paula T. Costę i Roberta McCrae.
Drugi sposób myślenia, reprezentowany przez koncepcje poznawcze i społeczno--poznawcze, traktuje osobowość całkowicie odmiennie – jako syntezę doświadczenia, jako system reguł organizujących zachowanie, nadrzędny system regulacji zachowania (przewidywania, wyznaczania celów, samokontroli itd.).
Trzeci sposób myślenia odwołuje się nie tyle do cech czy danych i zasobów poznawczych, ile raczej do tożsamości osobistej oraz tożsamości społecznej. Tu nie pytamy o to, jakie cechy ma człowiek, nie pytamy też, jakimi regułami kieruje się w swoim postępowaniu.
Pytania dotyczą tego, kim człowiek jest. Kim jest jako jednostka autonomiczna i kim jest jako istota społeczna i jakie wynikają z tego konsekwencje. Jedną z takich konsekwencji jest potrzeba, a często wręcz konieczność, przestrzegania przepisów pełnionej roli.
Jej bazowa matryca z latami obrasta w kolejne elementy.
Mogą nas radować, albo i zniesmaczać.
Możemy się do nich uśmiechać, albo od nich odwracać.
Nie znikną, ale wtedy mniej uwierają.
Głaszczemy ją nagą, albo ubieramy w szaty, by jakoś wstyd tak obnażoną ...światu.
Ale suknie czy garnitury i tak potrafią dokonać lotu na podłogę, bo czyjeś słowo, albo tak doskonaly słuch emocjonalny tych co obok nas.
I albo nasza purpura wstydu, albo oddech ulgi - bo uwolnieni z naddanego.
Nagość może być bezbarwna, albo wielobarwna.
Kapitał wewnętrzny - to mariaż matrycy z chwili narodzin z późniejszą pracą nad własną osobowością.
W korporacji: osobowość - dusza...bardzo wiele się dzieje. Fuzje, ale i straty akcji...
To osobowość jeździ na delegacje - dusza nad papierami doznań... w statycznym gabinecie.
Bo duszę można zgwałcić, napaść, okaleczyć - a nie osobowość.
Za mocno chroniona dusza ginie od braku tlenu. Osobowość nie zajrzy do gabinetu z denatką - za trudne.
Osobowość bez duszy i tak da radę.
Dlatego spotykamy bezdusznych z fetorem tegoż gabinetu w nich.
Bezduszni wyłożą napotkanym jak parszywe w nich dusze.
Puste gabinety bezdusznych łatwo dostrzec w ich oczach, tak niebywale martwe.
Puste gabinety mają lodowate dłonie nawet w upalne lato.
Puste gabinety szukają innych dusz, by ich żywotom nadać wyrok własnej porażki.
Osobowość z pustym gabinetem ropieje od ziarnicy cmentarza...który tam głębiej.
Nadal żywe dusze w swych gabinetach - albo otwierają okna, bez lęku że czyjeś źrenice zeskanują wnętrze.
Albo pulsują w mroku zaciągnietych rolet. Otwierają jedynie drzwi na spotkania z osobowością.
To trudne - bo obie unikają skrzyżowania wzroku. Płynność dialogu też nie jest oczywista.
Osobowość z pakietem projektów w dłoni, a dusza w kącie sączy drink asekuracyjny, na wypadek...gdyby coś zabolało, na wypadek jej niegotowości wobec roszczeń gościa.
Osobowość bywa w świecie - dlatego nie wraca sterylna.
Wnosi wirusy, bakterie do bazy - a drzwi gabinetu duszy, to żadna zapora przed potencjalną infekcją.
Zasmarkana osobowość częściej nawiedza duszę. Dla konsultacji, bo choć generalnie szefuje - to dusza ma akta naprawcze ratujące przed rakiem płuc.
Gabinet duszy to ważka sprawa, bo jej w nim agonia rozpoczyna proces, który toczy jak trąd osobowość.
Niezależnie od atrakcyjności zewnętrznej, stygmat trądu i tak się zamanifestuje. Prędzej czy później.
Osobowość jest wplątana w zadaniowość, w dynamikę - to dusza jest od sennej celebry.
Gdy odpalamy ukochaną muzę - jej fonia wyściela gabinet duszy - osobowość księguję głucha na nuty - zyski i straty.
Gdy poznajemy ludzi - to dłonią osobowości witamy się - dusza...szeptem nasłuchuje co też osobowość tam wyrabia.
Osobowość eksplikuje świat, dusza go czuje - nie zawsze rozumiejąc dlaczego właśnie tak.
Bywa, że dusza tęskni do pola menewru osobowości i sadowi się na jej dłoni.
To bardzo niebezpieczna formuła peregrynacji - tak z duszą na śródręczu.
Bezdusznych ten widok prowokuje jedynie do agresji.
Oczywista zawiść i tęsknota za utraconym.
Natomiast ci z dobrze funkcjonującą duszą - albo nie dostrzegą niecodziennego spaceru duszy, albo nachylą się nad nią, jak nad egzotyką znaleziska - bo tak: to tylko od czasu do czasu. Żadna prawidłowość, żaden rytuał.
Najrządsza opcja pojawia się wtedy, gdy zapach innej duszy wypełnia przestrzeń gabinetu tej drugiej. Obie osobowości w tym czasie plotkują na korytarzu, zostawiając intymność spotkania w cichym gabiencie.
To się jakoś nazywa...taka konstalacja dusz.
Bezduszni tego terminu nie mają w swych indywidualnych słownikach. Często brak w ogóle słownika interpersonalnego, bo mało kto lubi spacery po cmentarzu dawnego gabinetu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości