Nie tak miała wyglądać moja Wigilia.
Jak rzadko, życie zaproponowało lepszy scenariusz, niż ten z założeń.
Pamiętam kilka lat temu kolega zapytał, czy może ze mną spędzić Wigilię, bo grozi mu samotna.
Zaskoczona, ale zgodziłam się. W 1 dzień świąt zawstydzony zadzwonił, czy kolejne dni może ze mną spędzić. Wyraziłam zgodę, ale dałam jeden warunek - mała wycieczka jego jeepem. Dotrzymał słowa.
Wtedy - to była moja pierwsza w życiu Wigilia z kimś spoza rodziny.
W tym roku inny mój znajomy, z podobną sugestią ...prośbą.
Kulinaria nie miały takiego znaczenia jak mnogość wątków. Stopień szczerości, który nie zdarzył nam się od dawna.
I nasz wspólny śmiech...taki trudny do zdyscyplinowania, ale i bolesne tematy.
Zabawne w tym wszystkim było to....że dopiero przy pożegnaniu połamaliśmy się opłatkiem...
Bywa, że puste nakrycie dla wędrowca staje się tym najistotniejszym w świetle migającej choinki...
Why?
Bo nie ma imperatywu, oczywistości, brokatowego banału i niezręcznej ciszy...Choć to przecież Cicha Noc....
Inne tematy w dziale Rozmaitości