Telefon z Hanoweru /tamtejsza policja/ - Libańczyk zabił kuzynkę mego Ojca...
Ufnie otworzyła mu drzwi, czekając na kogoś innego...
Smutek, szok, dramat...
Ale ja mówię - pas...
Od 26 kwietnia zeszłego roku niagara nagłych śmierci w mym otoczeniu.
Na dzień przed mymi urodzinami umiera mój Wujek. /pisałam o tym na Salonie/
Tamtego dnia dzwoni do mnie Peter P. z pytaniem jak się czuję...
Ujawniam, co się stało - płacząc. Dodaję, że jego imiennik.
On dziwnie...:
- W takim razie robi miejsce dla mnie...
Skarciłam go ciepło...
Niedługo potem piła tarczowa z info - że Peter P. nagle zmarł...
Pół roku potem ktoś pochyla czoło nad moimi refleksjami, subtelnie, ale całym sobą i 2 dni potem nie żyje...Pijane czyjeś auto...gasi jego życie.
Potem - niby nie z orbity mej planety biografii - ale też poruszajaca mnie Śmierć...
I teraz - Kuzynka Ojca...
Nie, nie znałam Jej, od lat 60 tych na emigracji...
Fakt, od lat noszę jedynie kir czarnej bielizny - bo lubię - ale niech na tym się skończy...
I dziś - nomen omen - pisze do mnie pewien dość znany artysta, który zna mnie jedynie z felietonów, że będzie miał w maju koncert na rynku Wrocławia.
Wie, że mieszkam we wrocku, ale nie wie - że obecnie jestem poza nim.
Bardzo chce mnie poznać osobiście. Miłe - postaram sie tak ułożyć pracę nad ksiązką /o śmierci!/, by jednak być na jego koncercie.
Czy przebiję sie przez ochronę, czy dojdzie do spotkania... nie wiem - opiszę mu się jak będę ubrana - to nietypowy styl...
Niezaleznie od tego czy uda się czy nie...
Chcę wesela nawet obcych mi zupełnie ludzi, nie będe pić, nie będę tańczyć, niczego nie zjem - ale nasycić źrenice duszy radością.
Albo...
Niech mnie ktoś porwie do tańca, choćby mentalnego..
Uraczy drinkiem...
Śmierci zamykam drzwi...
Naiwna ja...
Inne tematy w dziale Rozmaitości