"Nigdy się nie zrażać - oto tajemnica mojego sukcesu." - Ernest Hemingway
Kilka lat temu, odpoczywając po zwiedzaniu sporej posiadłości Hemingway'a - na ławce w jego ogrodzie /Key West/... na karku ...pomimo tropikalnego upału, czułam oddech porażki.
Potem kilka lat wyrywania jej płuc.
Mój kark, szyja - nie nadają sie na arktyczne towarzystwo.
A potem było jeszcze trudniej - ale bez molestowania mego ciała, karku - wyziewami zła.
Bo należne życiowo pole manewru - wcale nie musi być domkiem na lato, ale cholernie warto być gladiatorem swych praw.
Mozolnie karczowałam zły las, by mieć szansę na przywitanie horyzontu - cokolwiek by ze sobą nie niósł.
Najdrobniejsza sprawa, najmniejszy próg - przypominały mierzenie biżuterii na palcach odciętych przez koła tramwaju.
Co tam biżuteria łatwości, czy przychylności - jeśli trzyma się w ramionach...własną godność.
Najpilniejszy problem wciąż jest otwartą raną - ale nie zezwoliłam na wzrost chwastów jałowych dni.
Właśnie skończyłam pracę nad książką - ten główny jej filar. Teraz jeszcze indeks, bo jak mawiał Wańkowicz książka bez indeksu to eunuch literacki, wstęp i przygotowanie wersji dla wydawnictwa.
Ale to najłatwiejszy etap. I też szalenie przyjemny.
Ernest - nie tylko z racji płci, gabarytów ciała, tężyzny - był silniejszy ode mnie.
Ale w jednym - chyba bardziej mi się udało niż jemu.
I hope so...
Inne tematy w dziale Rozmaitości