Sytuacja rodem z najlepszych skeczów Monty Pythona. Pomimo tego, iż Donald Tusk straszy, iż w przypadku niepowodzenia całej operacji minister Grad wyląduje na zielonej trawce, mamy połowę sierpnia i nie tylko nie wiadomo kto kupił stocznie ale nawet czy chce za nie zapłacić. Minister skarbu dużego, środkowoeuropejskiego kraju do godziny 24 "ma nadzieję" że pieniądze wpłyną (tzn nie ma żadnego kontaktu z inwestorem? kontaktuje się drogą smsową?), co jednak nie następuje...
Nie wiadomo kto miał stocznie kupić, bo już chyba 100 - tki razy napisano, iż Stichting Particulier Fonds Greenrights to podmiot bardzo tajemniczy. A właściwie istotna w tej nazwie jest tylko "Greenrights", gdyż reszta to nazwa formy prawnej. Za Greenrights mieli stać Katarczycy lub Mossad. QInvest - czyli Katarczycy jednak się od całej sprawy delikatnie odstosunkowali, informując iż oni tylko doradzali osobie trzeciej. I ich oświadczenie brzmiało rzeczowo - QInvest to bank. Nie ma znaczenia jak wysoko powiązany jest z rządem Kataru, ani jakimi funduszami dysponuje. Banki - co prawdopodobnie wie nawet małe dziecko statków nie budują. Kolejnym tropem byli Izraelczycy i Mossad. Jeśli naprawdę ktoś uważał, iż Izraelczycy zainteresowani są zakupem polskich stoczni (pojawiły sie już oczywiście głosy iż żydowskie firmy przejmują polski majątek) może spać spokojnie - lub niespokojnie - zależy nastawienia do izraelskiego kapitału. Wystarczy bowiem prześledzic ostatnią wymianę handlową na linii Polska - Izrael aby zorientować się, że żadne izraelskie firmy nie rozważały ani nie planowały wejścia na rynek stoczniowy w Polsce. Jeśli więc takie plany były - to zasadniczym celem izraelskiego inwestora na pewno nie było uruchomienie produkcji statków. Mity o izraelskim zaangażowaniu w polską gospodarkę należy bowiem włożyć między bajki - Izraelczycy jakoś do inwestycji na szerszą skalę w Polsce się nie kwapią.
Wracajac jednak do faktów - minister do północy czeka przed faxem licząc iż coś drgnie i potwierdzenie przelewu wpłynie. Cały kraj - łącznie ze stoczniowcami nie wie tak naprawdę kto kupił majątek Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińska Nowa. Cała sytuacja przypomina bardziej transakcję na Stadionie Dziesieciolecia (kto wie - może naprawdę tam się dogadano - swego czasu do legend przeszły historię iż handlowano tam nawet czołgami i systemami obrony przeciwrakietowej). Jedyną rzeczą pewną jest wniosek - iż sprzedaż majątku stoczni była totalną amatorszczyzną. Wygląda wręcz na to, że kluczowe sprawy zostały domówione "na gębę" i rzeczywisty klient miał zupełnie inne plany niż ministerstwo skarbu i polski rząd. Bo to jest jedyne racjonalne wyjaśnienie, dlaczego "inwestor" nie przelał pieniędzy. Inne - iż wszystko było właściwie przeprowadzone, a od kilku tygodni z inwestorem nie ma kontaktu brzmi jeszcze bardziej groteskowo.
I po takim pokazie amatorszczyzny nie można okazywać taryfy ulgowej - minister skarbu powinien, w przypadku pewnego już na 99% niepowodzenia sprzedaży stoczni z ministerstwa odmaszerować. John Cleese w jednym z najlepszych skeczów legendarnej brytyjskiej grupy dał przykład w jak ten wymarsz powinien wyglądać, aby oddał wiernie charakter zamieszania, jakie w ostatnich miesiącach wokół stoczni powstało.
"Rewolucja Francuska zaczyna się wciąż na nowo, bo wciąż mamy do czynienie z jedną i tą samą rewolucją. W miarę jak posuwamy się przed siebie, jej finał oddala się i ginie w mroku (. . . ). Zmęczyło mnie ciągłe branie za port tego, co okazuje się zwodniczą mgłą, i często zapytuję sam siebie, czy rzeczywiście istnieje ów stały ląd, którego tak długo poszukujemy, czy naszym przeznaczeniem nie jest raczej nieskończone żeglowanie po pełnym morzu". Alexis de Tocqueville
.
Informacja dodatkowa - Ponieważ ten blog to nie chlewik, mr offy i tym podobna zbieranina wstępu tutaj nie ma.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka