Po wczorajszej deklaracji prezydentów Miedwiediewa i Peresa - w której obaj podkreślili bohaterstwo armii czerwonej i orzekli, iz ZSRR winne rozpętania II wojny światowej w najmniejszym stopniu nie było, dziś izraelski prezydent zakomunikował, iż Rosja "rozważy" przekazanie Iranowi wyrzutni S-300 (Miedwiediew tym niemniej milczy). Co prawda Rosja i Iran umowę już zawarły, ale Kreml doskonale wie, iż jej realizacja to zupełnie inna para kaloszy. Przede wszystkim, dopóki S-300 do Iranu nie trafią mogą być doskonałym argumentem, który utrzymuje Rosję jako poważnego gracza na Bliskim Wschodzie. Rosja, w odróżnieniu od Amerykanów pieniędzy na szerzej zakrojone operacje w tym regionie nie ma. Ma jednak technologie i broń, która przekazane w ręce wrogów Izraela mogłaby znacznie ograniczyć jego przewagę nad organizacjami terrorystycznymi i państwami takimi jak Iran. Dla Ahmedineżada nowa szabelka jako straszak na "syjonistów" to zaś wymarzony argument, który pozwoliłby na zjednanie islamskiej ulicy. Nawet tej sunnickiej.
Sprawę tą może Kreml wykorzystywać jednak do chwili, kiedy umowa jest jedynie na papierze. Przekazanie Iranowi wyrzutni Rosji na razie sie nie opłaca, bo może zyskać znacznie więcej rozgrywajac obie strony bliskowschodniego konfliktu. A gra jest warta świeczki. Całkiem niedawno Izrael podpisał umowę na sprzedaż Rosji nowoczesnych bezpilotowców - czyli udostępnienie technologii która jest obecnie oczkiem w głowie wielu armii świata - i o którą stara sie też Polska. Cena wygórowana nie była, więc eksperci zastanawiali się, co jeszcze oznacza ten zakup.
Rosja odpowiednio wspierajac Ahmedineżada - jednak uważnie bacząc, aby nie przekroczyc linii za której nie będzie już powrotu prowadzi politykę tanią i skuteczną. Co więcej - Miedwiediew doskonale zdaje sobie sprawę, że izraelski przywódca jest realistą i prawdopodobnie oprócz gorących słów pod adresem Zwiazku Sowieckiego i czerwonoarmistów gotów byłby z samego Putina zrobić honorowego obywatela Izraela - byleby tylko Rosjanie nie dozbrajali Iranu.
Pomimo takiej polityki Rosji, którą można wprost nazwać wrogą państwu izraelskiemu (no bo trudno dozbrajanie Iranu i pomoc w programie atomowym nazwać krokami przyjaznymi) sympatia do Rosji w Izraelu jest całkiem spora. Wczoraj wspomniałem o prorosyjskim lobby, które tworzą w dużej mierze emigranci z Rosji.
Do ciekawych opinii mogę zaliczyć jeden z komentarzy pod tamtym tekstem, którego autor rozwinął myśl, dlaczego w Izraelu powstało lobby prorosyjskie, a nie powstało propolskie. Jak się okazuje, wszystko rozbija się o pomniki Dmowskiego i rozkaz likwidacji żydowsko - komunistycznych band który miał wydać Bór - Komorowski.
Okazuje się więc, że pomnik Dmowskiego ważniejszy być może od wyrzutni S-300 rozmieszczonych wokół ośrodka budujacego irańską bombę A.
Aż strach pomyśleć - jeśli izraelski prezydent z taką pokorą patrzy na Moskwę bojąc się owych S-300, co mogłaby Polska zyskać, gdyby prezydent Kaczyński obiecał solennie, że żadnych pomników Dmowskiego w Polsce nie będzie.
No tak, ale pomnikiem Dmowskiego w izraelski F-16 nie rzucisz... Choć z drugiej strony Ahmedineżad niczym świata by już nie zdziwił...
"Rewolucja Francuska zaczyna się wciąż na nowo, bo wciąż mamy do czynienie z jedną i tą samą rewolucją. W miarę jak posuwamy się przed siebie, jej finał oddala się i ginie w mroku (. . . ). Zmęczyło mnie ciągłe branie za port tego, co okazuje się zwodniczą mgłą, i często zapytuję sam siebie, czy rzeczywiście istnieje ów stały ląd, którego tak długo poszukujemy, czy naszym przeznaczeniem nie jest raczej nieskończone żeglowanie po pełnym morzu". Alexis de Tocqueville
.
Informacja dodatkowa - Ponieważ ten blog to nie chlewik, mr offy i tym podobna zbieranina wstępu tutaj nie ma.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka