michal wisniewski michal wisniewski
31
BLOG

Dlaczego nie Cezar?

michal wisniewski michal wisniewski Polityka Obserwuj notkę 5

Zbliżała się rocznica wielkiej wojny z plemionami germańskimi i Galowie zajęci byli urządzaniem festynu. Do Arvii wybierali się wodzowie ówczesnych agresorów. Przygotowywano z tej okazji uroczyste przemówienia i upamiętnienie ofiar owych tragicznych wyrażeń. Było jednak coś, co nie pozwalało Galom przejść do porządku dziennego. Kogo wyśle Rzym. I dlaczego, na Teutatesa ma być to jakiś były kwestor, dziś nie pojawiający się juz nawet w rzymskim senacie.

Tak pokrótce można zobrazować to, co dziś dzieje się w zwiazku ze zignorowaniem przez USA obchodów rocznicy wybuchu II WŚ na Westerplatte. A przecież tyle dla Amerykanów zrobiliśmy. Byliśmy z nimi wtedy, gdy rozpoczynali atak na Saddama Husajna. Stanęliśmy razem przeciwko antyamerykańskim politykom w UE. Byliśmy sojusznikami. A przynajmniej tak się nam wydawało. Nie - nie wydawało się nam. To przecież sam George Bush krzyknął już prawie legendarne - "You forgot about Poland". Tymczasem - dopóki nasza dyplomacja, zamiast zajmować się istotnymi dla polskiej polityki zagranicznej sprawami, poświecać będzie czas na takie bzdety nie dziwmy się, jeśli na kolejną rocznicę Amerykanie wyślą nam nie jakiegoś mało znaczącego urzędnika, ale jego teściową, żonę lub pozostającego akurat bez roboty kuzyna.

Nie będzie Amerykanów na Westerplatte? I dzięki Bogu. Obecność ważnego przedstawiciela Waszyngtonu tylko mogłaby pomóc utrzymać iluzję o wadze stosunków Warszawa - Waszyngton dla Obamy. Byłaby to chyba najgorsza rzecz, jaka mogłaby się wydarzyć. Brak otrzeźwienia i stwierdzenie, iż obecnie ten rejon zajmuje jakieś wyjątkowe miejsce w amerykańskiej strategii globalnej byłoby wyjątkowo szkodliwe.

W odróżnieniu od administracji neokonserwatystów - aktywna polityka zagraniczna i dalekosiężna wizja rozbudowy Pax Americana Obamie jest całkowicie obca. Bynajmniej nie z powodu prorosyjskości obecnego prezydenta USA lub jego niechęci do Polski. Amerykańska aktywność po prostu sie zmniejszyła. Obama to prezydent nieudolny. O wiele gorszy od Billa Clintona. Nie należało sie spodziewać niczego innego po produkcie wylansowanym przez speców od PR, którego jedynymi zaletami był "historyczny kolor skóry" i fakt, iż nie jest Georgem Bushem. Obama zresztą od razu nastawiał sie na problemy wewnętrzne Ameryki i nimi się głównie zajął. Dla nas Ameryka ważna była właśnie jako supermocarstwo budujące ów światowy porządek. Obecnie jednak tamta strategia toczy się jedynie siłą rozpędu - nowych bodźców ze strony obecnej administracji w tym zakresie nie ma. Być może ta chwilowa stabilizacja wyjdzie długofalowo Ameryce na dobre, każdemu mocarstwu należy sie bowiem chwila odpoczynku. Jednak w tym rozumieniu nasz interes i sposób w jaki chcemy widzieć USA jest całkowicie rozbieżny z obecnymi planami najpotężniejszego państwa na Ziemi.

Tymczasem - zamiast żalić się na tą sytuację należy zająć sie sprawami naprawdę istotnymi. Z naszego punktu widzenia znacznie ważniejsza od obecności wysłannika Waszyngtonu, który odczytałby z kartki parę słów skleconych mu przez doradców zdań - byłaby obecność szefów państw Europy Wschodniej i Środkowej, Gruzji, republik bałtyckich i innych państw regionu. To stosunki z nimi i współpraca wzajemna - gospodarcza, polityczna i kulturalna bezpośrednio wpłynie na nasze znaczenie w Europie i regionie. To kraje takie jak Czechy, Litwa, Ukraina, Węgry, Łotwa, Estonia - i w dalszej mierze - Gruzja i inne są dla nas kluczowe. To ich przedstawiciele powinni być najważniejszymi dla nas goścmi. To wspólne projekty gospodarcze określą kształt tego obszaru. Tutaj jest klucz do znaczenia Polski - nie za Atlantykiem.

Przedstawiciela Rzymu nie zainteresuje jakis lokalny festyn w Sarmacji Górnej. Bo plemię Sarmatów dla Rzymu nie przedstawia żadnej realnej siły z która należy się liczyć. Konfederacja i sojusz lokalnych plemion - owszem.

Możemy być pewni - jeśli Polska zacznie prowadzić rozważną grę na tej płaszczyznie - to nie my, ale sam "cezar' będzie ustawiał się do zdjęć z naszym premierem i prezydentem. Rzym liczył się i liczy jedynie z silnymi. Fakty są bowiem nieubłagane - za szczery, dobroduszny uśmiech nic nam się nie należy i należeć nie będzie.

"Rewolucja Francuska zaczyna się wciąż na nowo, bo wciąż mamy do czynienie z jedną i tą samą rewolucją. W miarę jak posuwamy się przed siebie, jej finał oddala się i ginie w mroku (. . . ). Zmęczyło mnie ciągłe branie za port tego, co okazuje się zwodniczą mgłą, i często zapytuję sam siebie, czy rzeczywiście istnieje ów stały ląd, którego tak długo poszukujemy, czy naszym przeznaczeniem nie jest raczej nieskończone żeglowanie po pełnym morzu". Alexis de Tocqueville . Informacja dodatkowa - Ponieważ ten blog to nie chlewik, mr offy i tym podobna zbieranina wstępu tutaj nie ma.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka