Telewizja, oprócz całkiem niezłych filmów ze Stevenem Segalem, przynosi nam takze inne rozrywki - jak np możliwości oglądania różnego rodzaju cyrków i kabaretów. Niestety, nie miałem czasu aby oglądać występy członkiń Partii Kobiet, o których pisze Tadeusz Hatalski http://hatalski.salon24.pl/142219,feministki-ustawiaja-listy-wyborcze, ale warto jeszcze raz wrócić do sprawy parytetów. Różnego rodzaju lobby (jak np lobby Gazety Wyborczej) z wielką chęcią wcisnęłyby społeczeństwu całą masę rozwiązań, które wg tych lobby w odpowiedni sposób "kształtowałyby społeczeństwo". Parytecik tu, parytecik tam - jest lekcja religii, to i może jakiś parytecik strażaków albo policjantów na Paradzie Równości by sie przydał.
Tymczasem - zamiast bredzić głodne kawałki - nich wszyscy zwolennicy parytetów wyjdą poza pokoje, w których unoszą sie opary ich wiary i nadziei - i zobaczą, jak polityka wygląda tam, gdzie jest tworzona. Otóż - będąc wczoraj na spotkaniu jednego z warszawskich kół Platformy Obywatelskiej - mogę poinformować, iż panie stanowiły z całą pewnością część mniejszą niż 10%. Zupelnie inaczej wygląda ten procent na różnego rodzaju "imprezach politycznych" (na które miałem okazję chodzić jednak znacznie wcześniej - w okresie studiów), odbywajacych sie przy wódeczce i kieliszeczku. Tam te procenty były już znacznie bardziej wyrównane.
Wniosek - kobietom po prostu się nie chce. Nie chce sie rozmawiać i dywagować o tematach, które tworzą pewną podwalinę systemu politycznego w Polsce. One pań (z pewnymi wyjątkami) po prostu nie interesują . Dlaczego? No cóż, nie jestem socjologiem, ale jeśli jakakolwiek grupa interesu chciałaby większej reprezentacji kobiet w życiu publicznym, niech wzorem komunistów po prostu zapędzi je najpierw na takie spotkania poltiyczne - tak jak kiedyś komuniści pędzili kobiety do traktorów.
Z całym szacunkiem dla równości - byłoby po prostu kpiną - gdyby na listach wyborczych kobiety, które po prostu uczestniczą w życiu partyjno - politycznym w o wiele mniejszym zakresie niż mężczyzni - miałyby mieć zagwarantowane choćby 30%.
Jest to żadanie absurdale. Ale - jako iz czasem na absurdalnych żądaniach świat jest zbudowany - czemu, w ramach parytetu nie zażądać 30% stanowisk pracy w redakcji Gazety Wyborczej dla osób piszących na s24 (Piotr Pacewicz wielokrotnie podkreślał, iż popiera parytety). Powód? A czy on musi naprawdę istnieć? Wystarczy przecież przeświadczenie, iż sie te stanowiska pracy należą (dla bezpieczeństwa - to żądanie można podeprzeć oskarżeniem Gazety o antysemityzm i ksenofobię).
Wracając do tematu - zupełnie więc inaczej wyglądał skład różnego rodzaju imprez partyjnych - gdzie drogie panie mogły liczyć, iż w nieskrępowanej atmosferze będą mogły poznać się z wpływowymi osobami w życiu politycznym danej parii. Taaak. Tam swoją obecność kobiety zaznaczały już ze znacznie większym zapałem.
I z całym szacunkiem dla pań , które jednak przejawiają większą aktywność na szczeblu, o którym pisałem - to są po prostu fakty.
"Rewolucja Francuska zaczyna się wciąż na nowo, bo wciąż mamy do czynienie z jedną i tą samą rewolucją. W miarę jak posuwamy się przed siebie, jej finał oddala się i ginie w mroku (. . . ). Zmęczyło mnie ciągłe branie za port tego, co okazuje się zwodniczą mgłą, i często zapytuję sam siebie, czy rzeczywiście istnieje ów stały ląd, którego tak długo poszukujemy, czy naszym przeznaczeniem nie jest raczej nieskończone żeglowanie po pełnym morzu". Alexis de Tocqueville
.
Informacja dodatkowa - Ponieważ ten blog to nie chlewik, mr offy i tym podobna zbieranina wstępu tutaj nie ma.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka