Sprawa Gmyza jest ewidentnie kuriozalna. Z kilku przyczyn.
a) po pierwsze - zabawne sa apele o "obrone Gmyza". Jesli Gmyz ma racje - moze sobie usiasc w spokoju w fotelu i czekac. A Donald Tusk moze juz zaczac starac sie o azyl polityczny w jakiejs bananowej republice.
b) jesli Gmyz dal d...y - to znaczy ze dal d...y. Niewazne czy go wrobiono czy nie. Danie d..y kosztuje.
c) Gmyza bronia najzacieklej PiS-owcy. Ale jesli Gmyz dal d...y, to przeciez wyrzadzil najwieksza krzywde nie PO ale PiS-owi, ktory wlasnie otwieral sobie prosta droge do zwyciestwa. PiS do zwyciestwa nie potrzebowal trotylu i zadnej magii. Notowania PO spadaly, PiS-u rosly. PiS zaczynal w spoleczenstwie byc odbierany jako powazna alternatywa dla PO. Za 3-5 miesiecy przy takim obrocie spraw PO zaczeloby sie sypac jak kiedys SLD. Z szeregow PO uciekalyby nawet rybki akwariowe. Jesli tezy Gmyza okaza sie lipa - to byc moze wlasnie powstrzymal rozpad PO.
d) czy Gmyza wpuszczono w maliny? Bardzo mozliwe. Bardzo mozliwe bo PO to zlepek bez zadnej idei. Posuniecia PiS byly bardzo dobre. Wlasnie wszystko sie rozkraczylo. Wpuszczenie Gmyza w maliny moglo byc celowe - bo PO nie jest partia ktora bedzie szla razem do kazdych wyborow - naprawde mogla sie posypac.
Naprawde ciezko uwierzyc ze tam moglo dojsc do uzycia trotylu. Taka finezyjna operacja i trotyl? To tak jakby ktos dajmy na to poszedl do klubu, podjechal tam porshe. Zamowil wszystkim gosciom po lufce. Poznal fajna laske. Stawial jej najdrozsze drinki przez cala noc. Ona by go prosila zeby na koniec pojechac do niego. A kiedy juz by go rozebrala i chciala sie na niego rzucic koles by ja zgwalcil... Mozna? Mozna. Ale to raczej nie ma sensu...
e) temat "technicznego premiera" nie istnieje. Temat tajemniczej smierci Remigiusza Musia nie istnieje. Temat fatalnych rzadow PO nie istnieje. Mamy na 4 kolejne miesiace nowy temat - trotyl i Gmyza.
PO Gmyz spadl jak dar z niebios.
"Rewolucja Francuska zaczyna się wciąż na nowo, bo wciąż mamy do czynienie z jedną i tą samą rewolucją. W miarę jak posuwamy się przed siebie, jej finał oddala się i ginie w mroku (. . . ). Zmęczyło mnie ciągłe branie za port tego, co okazuje się zwodniczą mgłą, i często zapytuję sam siebie, czy rzeczywiście istnieje ów stały ląd, którego tak długo poszukujemy, czy naszym przeznaczeniem nie jest raczej nieskończone żeglowanie po pełnym morzu". Alexis de Tocqueville
.
Informacja dodatkowa - Ponieważ ten blog to nie chlewik, mr offy i tym podobna zbieranina wstępu tutaj nie ma.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka