„Żubr, ugryziony przez pana premiera (Jarosława Kaczyńskiego), podniósł głowę, potrząsnął rogami, ryknął i popędził. Dokąd, tego nikt nie wie. Ale galopuje, pędzi ku swoim nieznanym, dzikim przeznaczeniom”
mówił w sierpniu roku 2007 Jarosław Rymkiewicz w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” głosząc wygraną PiS-u w następnych wyborach. Dwa tygodnie później koalicja PiS-u z Giertychem i Lepperem upada, a w październikowych wyborach wygrywa PO zdobywając prawie 42% głosów.
Rymkiewicz jak mało który poeta, eseista, dramaturg, nie ukrywa swoich politycznych przekonań. Nie tylko we wspomnianym wywiadzie przeprowadzonym przez Joannę Lichocką, wyraża się z uwielbieniem o Jarosławie Kaczyńskim. Po tragicznej katastrofie smoleńskiej w roku 2010 w wierszu: „Do Jarosława Kaczyńskiego” czytamy m.in.:
„To co nas podzieliło – to się już nie sklei
Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei
Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu
Jarosławie! Pan jeszcze coś jest winien Bratu!”
Wybory parlamentarne w październiku 2011 wygrywa znowu PO z prawie 10% przewagą nad PiS-em.
Od ugryzionego przez Jarosława Kaczyńskiego w dupę żubra minęło ponad 16 lat a żubr ciągle pędzi ku swojemu dzikiemu przeznaczeniu. Spowolniony w latach 2007-2015 przez rzucającą mu kłody pod nogi ekipę Tuska i Komorowskiego nabrał rozpędu w następnych latach, ale czy znalazł swoje nieznane przeznaczenie? Czy stratował wszystko to, co Rymkiewicz obiecywał? Czy kiedykolwiek potrafił zobaczyć swój upragniony cel, którego zresztą nikt nie potrafił do końca precyzyjnie i konkretnie zdefiniować? Czy po 8 latach galopowania z husarskim dziedzictwem na plecach można powiedzieć, że przeciwników stratował i rozniósł w pył pozostawiając po sobie prostą ścieżkę prowadzącą do świetlanej przyszłości? Czy raczej zaprowadził nas w chaszcze kniei w której coraz trudniej się poruszać a kiedyś tak jasne przeznaczenie zmieniło się w nieokreśloną magmę? Zlepek chciejstwa, półprawd, odrealnionych życzeń i niezrealizowanych zamierzeń.
Rymkiewicz przeszedł długą drogę od, jak to sam nazywał, „haniebnej młodości” wychwalającej Stalina i chcącego Polski jako 17-tej republiki sowieckiej, do apologety Kaczyńskiego z lubością wieszającego komunistów na latarniach. To on również w roku 2011 twierdził:
„Istnieją tuż obok siebie dwie Polski, a jeśli istnieją dwie Polski, to muszą też istnieć dwa narody Polaków (...) Jeden to naród patriotów, drugi – naród kolaborantów.”
Powyższy cytat i stwierdzenie w nim zawarte jest do dzisiaj na sztandarach wywieszanych przez Prezesa i jego zwolenników. Nic się w tej materii nie zmieniło. Nie zmienił się również brak odpowiedzi na bardzo proste pytanie: co w tej sytuacji należy zrobić. Ten drugi Naród powywieszać na latarniach? Ugryźć żubra w dupę i popędzić w nieznane knieje? Umieścić na cenzurowanym, ogolić głowy i bez procesu do Berezy? Przenieść na Madagaskar? A może zastąpić imigrantami?
Rymkiewicz nie pokusił się o odpowiedz, a kolejne gryzienie żubra przez Kaczyńskiego w dupę jakoś nie przyniosło rezultatu. Niby galopuje, a właściwie z trudem porusza się stępa, ale dokąd właściwie?
I czy wie właściwie co zrobić z tą drugą Polską?