The man running (by Sabine Weiss, 1953)
The man running (by Sabine Weiss, 1953)
LechGalicki LechGalicki
263
BLOG

Powiększenie

LechGalicki LechGalicki Kultura Obserwuj notkę 0

      Grolusa spotkałem zupełnie niespodziewanie kilka dni temu. Nie widzieliśmy się wiele lat. Kiedyś razem chodziliśmy na religię, jeszcze do kościoła, my, do  salek katechetycznych świątyni przy ulicy Królowej Korony Polskiej w Szczecinie. Potem także uczyliśmy się w jednym liceum. Grolus był zawsze cichy,  spokojny, wręcz jakby ciągle wystraszony. Teraz od sztubaka z tamtych lat emanowała pewność siebie. Garnitur, śnieżnobiała koszula, krawat, i buty błyszczące jak lustra w jesiennym słońcu. Podobnie jak karoseria jego wypasionego bmw.  Okazało się, że założył już dawno temu firmę, a ta rosła w silę i majętność, słowem prosperowała znakomicie, co pozwoliło jej właścicielowi nazywać siebie biznesmenem. Tak właśnie odpowiedział, gdy zapytałem go, co robi, kim jest.

     - Biznesmenem jestem - odrzekł przeciągle, znacząco, jakby od niechcenia.

     I potem mówił już tylko o tym co sprzedaje, co kupuje, co się opłaca i zapewne na okazję spotkania po latach zdradzał wiele swych marketingowych tajemnic, ale nie mógł się wyjątkowo powstrzymać. Kiedyś razem chodziliśmy na premiery filmów, rozmawialiśmy o kinie moralnego niepokoju, wyruszaliśmy na wyprawy do księgarń w poszukiwaniu dobrych książek i zażarcie, z przekonaniem dyskutowaliśmy o premierach teatru telewizji. Teraz Grolus, jakby  coś ważnego, istotnego i zapewne prawdziwego, inne coś   wyssało z jego wnętrza, unikał rozmowy o kulturalnych nowinkach. Do kina nie chodzi, książek nie czyta, przepraszam: zwisa mu wszystko co nie przynosi materialnego zysku. Właściwie zaczynałem żałować, że spotkałem Grolusa biznesmena, bo wolałem go, i to był mój kolega w moich wspomnieniach, jako człowieka cichego, ale refleksyjnego z którym można było przegadać wiele  godzin nie żałując utraconego czasu. A tutaj, ktoś obcy...

     - Do kościoła pewnie nie chodzisz, zmądrzałeś? - słyszę zdumiony i myślę, że to żart.

     - Jak to czy nie chodzę do kościoła, czy zmądrzałem? -  pytam pewnego siebie Grolusa. - Co ty mówisz, Grolus? - dopytuję.

    - No, tak, opium dla ludu, nie pamietasz? - powtarza Grolus z uporem. A twarz ma maskowatą, bez wyrazu taką,  jak manekin. Aż mi dech zaparło.

     - Wiesz Grolus, pamiętam, że razem chodziliśmy na religię i razem przystępowaliśmy do Pierwszej Komunii świętej, co ty, stało się coś tobie - mowie poirytowany

     - Spokojnie, ale chyba dojrzałeś i wiesz już stary, że to wszystko jest  teatrem, bo ludzie chcą w coś wierzyć, zwłaszcza ci biedni, gdy na dodatek wmówi się im, że ostatni będą pierwszymi. Dobrze pamiętam. No żenada to jest. Bez inicjatywy, pieniędzy i oleju w głowie - czy w niebie, czy w piekle, a i tak to bujda na resorach, zawsze będą ich w dupy gryzły psy. A najpewniejsze jest to, że będa gryzli ziemię.

    - Marek, a ty?

    -  Mnie stać na wszystko i nie tracę czasu na klękanie i klepanie zdrowasiek. Wiesz - time is money - czas to pieniądz. Tylko nie zaprzeczaj...

     Stoimy niedaleko mojego domu, samochód biznesmena błyszczy w słońcu. Proszę, aby poczekał pięć minut poczekał, przyniosę tylko pamiątkę, która w tej sytuacji może być czymś ważnym - zdjęcie z czasów, gdy chodziliśmy na lekcje religii do kościoła przy ulicy Królowej Korony Polskiej. Ksiądz zrobił je naszej grupie. Na jednym z nich stoimy z Grolusem tylko my dwaj, przy brzozie, w krótkich spodenkach,  z jasnymi twarzami, uśmiechnięci od ucha do ucha.

     Przynoszę starą fotografię, pokazuje koledze, a on dziwnie na mnie patrzy. Spoglądam raz jeszcze i dreszcz przebiega mi po plecach.

    Na zdjęciu, tam gdzie stał Gralus, nie ma już nikogo. Pozostał wyblakły cień. No, nie do wiary,

    - Zobacz - szepczę - to niemożliwe.

    W odpowiedzi słyszę tylko warkot silnika bmw. Powiew wiatru wyszarpuje mi zdjęcie z dłoni, a ono kołuje w powietrzu, aby bezpowrotnie zniknąć za parkanem. Nigdy go nie znalazłem.

    Zostałem sam. Ja, z tamtych lat.

    Bezgranicznie.



   


LechGalicki
O mnie LechGalicki

Lech Galicki, ur. 29 I 1955, w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Dziennikarz, prozaik, poeta. Pseud.: (gal), Krzysztof Berg, Marcin Wodnicki. Syn Władysława i Stanisławy z domu Przybeckiej. Syn: Marcin. Ukończył studia ekonomiczne na Politechnice Szczecińskiej; studiował również język niemiecki w Goethe Institut w Berlinie. Odbył roczną aplikację dziennikarską w tygodniku „Morze i Ziemia”. Pracował jako dziennikarz w rozmaitych periodykach. Był zastępcą redaktora naczelnego dwutygodnika „Kościół nad Odrą i Bałtykiem”. Od 1995 współpracuje z PR Szczecin, dla którego przygotowuje reportaże, audycje autorskie, słuchowisko („Grona Grudnia” w ramach „Szczecińskiej Trylogii Grudnia.”), pisze reżyserowane przez redaktor Agatę Foltyn z Polskiego Radia Szczecin słuchowiska poetyckie: Ktoś Inny, Urodziłem się (z udziałem aktorów: Beaty Zygarlickiej, Adama Zycha, Edwarda Żentary) oraz tworzy i czyta na antenie cykliczne felietony. Podróżował do Anglii, Dani, RFN, Belgii; w latach 1988 – 1993 przebywał w Berlinie Zachodnim. Od 1996 prowadzi warsztaty dziennikarskie dla młodzieży polskiej, białoruskiej i ukraińskiej w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Zawodowego Dziennikarzy. W 1994 otrzymał nagrodę specjalną SDP za różnorodną twórczość dziennikarską i literacką. Wyróżniany wielokrotnie przez polskie bractwa i grupy poetyckie. Od 2011 prowadzi w Szczecińskim Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej: Teatr Empatia (nagrodzony za osiągnięcia artystyczne przez Prezydenta miasta Szczecin), pisze scenariusze, reżyseruje spektakle, w których także występuje, podobnie okazjonalnie gra główną rolę w miniserialu filmowym. Jako dziennikarz debiutował w 1971 roku w tygodniku „Na przełaj”. Debiut literacki: Drzewo-Stan (1993). Opublikował następujące książki poetyckie: Drzewo-Stan. Szczecin: Szczecińskie Wydawnictwo Archidiecezjalne „ Ottonianum”, 1993; Ktoś Inny. Tamże, 1995; Efekt motyla. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 1999. Cisza. Szczecin: Wyd. Promocyjne „Albatros”, 2003, KrzykOkrzyk, Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2004. Lamentacje za jeden uśmiech. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2005. Tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2007. Lawa rozmowy o Polsce. Współautor. Kraków: Solidarni 2010, Arcana, 2012, Antologia Smoleńska 96 wierszy. Współautor, wyd. Solidarni 2010, rok wyd.2015. Proza, reportaże, felietony: Trzask czasu, Czarnków: Interak, 1994; Na oka dnie (wspólnie z Agatą Foltyn) Szczecin: Wydawnictwo Promocyjne „Albatros”), 1997, Jozajtis, Szczecin, Wyd. „PoNaD”, 1999, Sennik Lunatyka, Szczecin: Wyd. Promocyjne „ Albatros”, 2000, Dum – Dum. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2000, Dum –Dum 2. Tamże, 2001, Punkt G., Tamże, 2002, Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu. Tamże, 2003. RECENZJE Charakterystyczne dla „metafizycznych” tomów poezji Galickiego jest połączenie wierszy oraz fotografii Marka Poźniaka (w najważniejszym tomie Ktoś Inny są to zdjęcia kostiumów teatralnych Piera Georgia Furlana), stanowiących tyleż dopełniającą się całość, co dwa zupełnie autonomiczne zjawiska artystyczne, jednocześnie próbujące być świadectwem poszukiwania i zatrzymywania przez sztukę prześwitów Wieczności. Marzenia mają moc przełamania własnego zranienia, ocalenia świadomości boleśnie naznaczonej czasem, przemijaniem, śmiercią. Prowadzą do odnajdywania w sobie śladów nieistniejącego już raju i harmonii. Charakterystyczna jest przekładalność zapisu słownego na muzyczny i plastyczny. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze. Zapiski zaskakują trafną, skrótową diagnozą sytuacji życiowej bohaterów. Galicki balansuje pomiędzy oczywistością a niezwykłością zjawiska, powszedniością sytuacji, a często poetyckim językiem jej przedstawienia. Oderwanie opisywanych zdarzeń od pierwotnego kontekstu publikacji („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, PR Szczecin) czyni z minireportaży swoistą metaforę, usiłującą odnaleźć w ułamkach codzienności porządkujący je sens. Podobnie dzieje się w felietonach z założenia interwencyjnych (Dum – Dum, Dum – Dum 2): autor poszukuje uogólnienia, czy też analogii pomiędzy tym co jednostkowe a tym, co ogólne, wywiedzione z wiersza, anegdoty, symbolu, przeszłości. Galicki buduje świat swoich mikroopowiadań również z ułamków przeszłości (np. historia Sydonii von Borck w Jozajtisie), a także z doświadczeń autobiograficznych (pamięta dzień swoich urodzin, przeżył doświadczenie wyjścia poza ciało, oraz groźną katastrofę). Piotr Urbański Powyższy artykuł biograficzny pochodzi z Literatury na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku, Przewodnik encyklopedyczny. Szczecin: Wydawnictwo „Kurier – Press”, 2003. Autor noty biograficznej: Piotr Lech Urbański dr hab. Od 1.10.2012 prof. nadzw. w Instytucie Filologii Klasycznej UAM. Poprzednio prof. nadzw. Uniwersytetu Szczecińskiego, dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa (2002-2008), Dokonano aktualizacji w spisie książek napisanych po opublikowaniu notatki biograficznej Lecha Galickiego i wydanych. Recenzja książki Lecha Galickiego „Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu”. Wydawnictwo „PoNaD”. Szczecin 2003 autorstwa (E.S) opublikowana w dwumiesięczniku literackim TOPOS [1-2 (74 75) 2004 Rok XII]: Dziękuję za rozmowę to zbiór wywiadów, artykułów prasowych, które szczeciński dziennikarz, ale także poeta i prozaik, drukował w prasie w ostatniej dekadzie. Mimo swej różnorodności, bo obok rozmowy z modelkami znajdziemy np. wywiad z Lechem Wałęsą, z chaotycznego doświadczenia przełomu wieków wyłania się obraz współczesności targanej przez sprzeczne dążenia, poszukującej jednak własnych form osobowości. Legendarne UFO, radiestezja, bioenergoterapia, spirytualizm – zjawiska, które Galicki nie obawia się opisywać, niekiedy wbrew opinii publicznej i środowisk naukowych. Prawie każdy czytelnik znajdzie w tej książce coś dla siebie – wywiady z wybitnymi artystami sąsiadują z wypowiedziami osób duchowych, opinie polityków obok opowieści o zwykłych ludzkich losach. Galicki, mimo iż w znacznej mierze osadzony jest w lokalnym środowisku Pomorza Zachodniego, dąży do ujmowania w swoich tekstach problematyki uniwersalnej i reprezentuje zupełnie inny, niż obecnie rozpowszechniony, typ dziennikarstwa. Liczy się u niego nie pogoń za sensacją, a unieruchomienie strumienia czasu przy pomocy druku. Pisze na zasadzie stop – klatek tworząc skomplikowany, niekiedy wręcz wymykający się spod kontroli obraz naszych czasów. (E.S.).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura