Przemek Leniak Przemek Leniak
419
BLOG

Nekrofile i przyjaciele a Tygrysek

Przemek Leniak Przemek Leniak Kultura Obserwuj notkę 1

Katalog znanych ludzkich zboczeń seksualnych i psychicznych dewiacji jest nadzwyczaj szeroki.
Jako gatunek o wysokim stopniu rozwoju umysłowego mamy zarazem i wszelkie możliwe zaburzenia tego rozwoju. Desmond Morris - znany pisarz popularnonaukowy - w książce "Ludzkie ZOO" wysnuł hipotezę, że zaburzenia tego typu są tym częstsze, w im bardziej nienaturalnych dla naszego gatunku warunkach żyjemy.

Niewiele wciąż wiadomo o gatunku ludzkim jako kolejnym gatunku zwierząt. Ludzki antropocentryzm nie pozwala nam powszechnie patrzeć na samych siebie z pozycji biologa. Nie wiadomo więc, jakie właściwie konkretne warunki są dla nas naturalne. Kto wie, czy nie należałoby przyjąć, że te, w których żyjemy dziś są jak najbardziej naturalne, skoro właśnie z własnej woli w nich żyjemy. Wydaje się jednak, że nasza biologia faktycznie zapisala w nas jakiś wzorzec trybu życia. Dla przykładu: dobrze czujemy się w stosunkowo niewielkich grupach znajomych, własciwie to małych (ok. 200 osobowych) plemionach. Mamy silną tendencję do identyfikacji z grupą, w której jedną z naczelnych zasad jest daleko posunięta lojalność. W obrębie danej grupy cenimy zasady współżycia, które poza grupą łamiemy. To, co byłoby w obrębie grupy przestępstwem, poza nią jest niejednokrotnie uważane za czyn szlachetny. Przykład morderstwa czy złodziejstwa jest oczywisty. Wspomniana lojalność nakazuje nam uznać, że zamordowanie przez członka naszej grupy kogoś z obcej grupy nie stanowi czynu złego, podobnie rzecz się przedstawia z kradzieżą.

Dla istnienia małych, wewnętrznie spojonych lojalnością plemion, współcześnie ważne jest, aby się spośród otaczających nas innych plemion - których członków zresztą traktujemy bynajmniej nie jak ludzi - czymś wyróżnić.
W poprzednim poście denerwowałem się na sojusz dwu plemion. Starszego - do którego należą Bortnowska, Blumsztajn i Michnik, które to plemię możemy nazwać postbolszewickim, jako że jego członkowie wywodzą się wlaśnie z grupy dzieci autentycznych bolszewików, i drugiego plemienia - to "antifa", czyli agresywna grupa chuliganów zwących się bezzasadnie anarchistami. W przypadku obu tych plemion czynnikiem wyróżniającym jest coś innego. Dla postbolszewików jest nim pochodzenie, dla neobolszewików zaś to po prostu agresja.

Od momentu, kiedy dwa wspomniane już plemiona się związały sojuszem, nie jest możliwe, by lojalność pozwoliła na to, aby członkowie wspólnego superplemienia się nawzajem krytykowali. To dlatego Bortnowska nie uzna nigdy, że pobicie członka ONR-u przez bandziora z antify jest przestępstwem - biologia jej na to nie pozwoli.

Tu czas, aby wyjawić skąd tytuł niniejszego wpisu. Rzecz dotyczy mojego rodzinnego Lublina.

Grupa młodych wiekiem oraz takich, co się odmładzają mimo wieku - nazwijmy ich plemieniem pseudoanarchistów - stworzyła sobie klub. Klub zwie się Tektura. Plemię to wyróznia się głównie obscenicznością - obscenicznym zachowaniem jego członków.  Aby to wyróżnienie widoczne było na zewnątrz, plemię usilnie reklamuje swe działania. Reklamuje je jako działania kulturalne również na oficjalnych stronach municypalnych. Jest to możliwe, ponieważ członkowie plemienia rekrutują się spośród dzieci lubelskich oficjeli, którzy - zgodnie z biologicznym imperatywem - są lojalni wobec swych pociech.
W efekcie na stronach Urzędu Miasta Lublina obejrzeć można było ćwiartowanie zwłok w zaawansowanym stopniu rozkładu - anonsowane dodatkowo tekstem, który zacytuję: "Niskobudżetowy, undergroundowy niemiecki film gore, którego tematem przewodnim jest nekrofilia, przedstawiona w maksymalnie dosadny i brutalny sposób. Świetne efekty specjalne, dobry montaż i nastrojowa ścieżka muzyczna. Obejrzenie tego obrazu to osobliwe doświadczenie którego nie da się szybko zapomnieć, wyłącznie dla widzów gotowych na intensywne przeżycie. Jeden z najbardziej niesmacznych filmów w historii kinematografii. Uwaga! Film tylko dla widzów o bardzo mocnych nerwach."

Urząd Miasta uznał, że projekcja tego filmu zasługuje na specjalne polecenie, jako szczególnie cenne wydarzenie kulturalne w Lublinie, który stara się o uzyskanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016 i rozesłał specjalne powiadomienie o projekcji w formie newslettera portalu, który poświęcony jest wspomnianym staraniom.

Całkowicie przypadkiem projekcja wspomnianego filmu i jego specjalna promocja przez Urząd Miasta zbiegła się czasowo ze śmiercią lubelskiego katolickiego arcybiskupa.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że w tej sytuacji Urząd uzna za niestosowne promowanie dosadnie pokazanej nekrofili. Wszak to już drugi rok mija, od kiedy reklamy brutalnej nekrofili są rozsyłane przez władze Lublina.

Historia ta wyjaśnia czemu piszę w tytule o nekrofilach, ale nie wyjaśnia czemu piszę o ich przyjaciołach.

Przyjaciele uaktywnili się nieco później. Zareagowali na protest przeciwko  niesmacznej - w moim odczuciu - sytuacji. Pierwsi zareagowali dziennikarze. Kurier Lubelski - jak zapewniał na jednym z for internetowych jego dzienikarz - zdecydował się w ogóle nie pisac o sprawie, żeby broń Bóg jej nie nagłośnić. Inaczej zareagowali dziennikarze pozostałych lubelskich dzienników: Dziennik Wschodni stanąl po stronie urzędników ratusza w krótkim tekście, natomiast lokalna Gazeta Wyborcza - najbardziej powiązana plemiennie z Tekturą - postąpiła zdecydowanie inaczej.

Pierwszy tekst poświęcony ośmieszeniu wrogów Tektury zajął polowę drugiej strony gazety. Kolejnym tekstem był komentarz naczelnej lubelskiego wydania, w którym straszyła powrotem cenzury rodem z PRL oraz wzywała do oceny filmu bliżej niesprecyzowanych krytyków filmowych, po czym - podpierając się autorytetem znanego proferora etyki (księdza zresztą) - dobijała złych pozaplemiennych antagonistów. Ale i to nie wszystko. Trzeci tekst był oficjalnie listem do redakcji. Do Gazety Wyborczej napisał naukowiec światowej sławy, absolwent paryski i lubelski doktor filozofii, autor książek i etcetera. Napisał, że nic a nic Tektura nie ma wspólnego z nekrofilią - za to, że prezentuje zdecydowaną biofilię(!).

Nie będę demaskował wcale niezamaskowanych związków plemiennych pomiędzy dziennikarzami, naukowcami i urzędnikami a pseudoanarchistami lubiącymi dosadną i brutalna nekrofilię.
Ważniejsze, by wyjaśnić kwestię co z tym wspólnego ma Tygrysek.

Tygrysek jest oczywiście z "Kubusia Puchatka" i to co lubi robić najbardziej, to brykanie.
Tygrysek należy oczywiście do plemienia Stumilowego Lasu, ale - podobnie jak inni jego mieszkańcy - jest indywidualistą.
I o ten idywidualizm właśnie mi chodzi.
Indywidualizm pozwala nam ludziom nie tylko należeć do kilku plemion równocześnie, pozwala również przeciwstawić się plemiennemu owczemu pędowi.
Tygrysek ma prawdziwych przyjaciół - również indywidualistów - którzy potrafią się z nim bawić, ale i skarcić go, kiedy brykając zniszczy grządki, nawet całkiem obcego, Królika.

W świecie, który mam okazje obserwować, jakoś dziwnie widzę znaczący nadmiar nekrofili z przyjaciółmi i dojmujący niedobór Tygrysków, Prosiaczków, Puchatków, Kłapouchych, Królików - nie mówiąc już nawet o Krzysiach.

P.S.
Zastanawiam się, czy to, że tesknię do zacnych mieszkańców Stumilowego Lasu nie jest aby tęsknotą za zwierzęcą (biologiczną) częścią mojej ludzkiej natury. Tesknię za plemieniem idealnym?
 

https://www.facebook.com/PrzemekLeniak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura