Jak zwykle dziesiątego każdego miesiąca tak i w marcu odbyła się w Archikatedrze Warszawskiej msza za ofiary smoleńskiej katastrofy. Atmosfera przypominała tę z mszy odprawianych za ojczyznę w okresie stanu wojennego - bez fałszywej bigoterii, bez grzmienia na wiernych i bez ogólnikowych frazesów. Uczestnicy tych mszy - wyjąwszy oczywiście przysłanych służbowo - nie przychodzą do katedry ani z przypadku ani na pokaz. Przychodzą tam z głębokiego przekonania, że ich modlitwa może pomóc sprawie, w którą się angażują.
Tak jak co miesiąc na mszy reprezentowany był cały przekrój społeczeństwa - obok emerytów stali studenci, obok robotników pracownicy naukowi, obok rodziców z małymi dziećmi młodzież. Kilka razy gdzieś w tłumie mignęła twarz znanego publicysty. Zebrani w katedrze i przed nią po raz kolejny zadawali kłam przekazom rozpowszechnianym przez niektóre stacje telewizyjne. Ograniczają się one zwykle do pokazywania kobiet z wybrakowanym uzębieniem i agresywnych mężczyzn wykrzykujących groźby o charakterze ksenofobicznym oraz do podawania zmyślonych cytatów z Jarosława Kaczyńskiego o "prawdziwych Polakach". Każdy obserwujący uczestników mszy na żywo zauważy od razu, że aby zdobyć tego rodzaju zdjęcia, reporter musi się bardzo namęczyć i nabiegać. Chyba że prymitywne baby i nieogoleni i zapluci faceci są z góry umówieni i zamówieni. Jeśli chodzi o cytaty z J.Kaczyńskiego sprawa jest oczywiście prostsza - tu wystarczy jedynie nieco fantazji dziennikarza.
Wraz z nadejściem przedwiośnia i skokiem temperatur pewne ożywienie nastąpiło nie tylko wśród dokuczliwych insektów. Do akcji - tym razem nieco liczniej niż w miesiącach zimowych - przystąpili przeciwnicy krzyża, przeciwnicy pamięci o Smoleńsku i przeciwnicy modlitwy. Powitanie zgotowane dla uczestników "Marszu pamięci" odbywało się tym razem pod hasłem urodzin Chucka Norrisa. W ramach obchodów urodzinowych w ruch poszły gwizdki, goście urodzinowi powyli trochę i powrzeszczeli oraz odśpiewali "Sto lat". Jak zwykle uczestnicy comiesięcznej krucjaty antysmoleńskiej puszczali mydlane bańki, których symbolika pozostaje jednak niewyjaśniona (przyp. - mimo wielokrotnych pytań autorki. Odpowiedzią jest zawsze nadęcie warg, mgliste spojrzenie - może wskutek nadmiaru używek ale do końca nie wiadomo - i puszczenie serii baniek).
Władze miasta najwyraźniej nie widziały nic niestosownego w zezwoleniu na happening w tym samym czasie. Zadbały natomiast tym razem - trzeba to przyznać - o bezpieczeństwo. Zgromadzono liczne siły policyjne i porządkowe, na wszelki wypadek czekały karetki pogotowia. Niewielką grupę podchmielonych imprezowiczów wiwatujących na cześć jubilata odddzielały od kilku tysięcy uczestników "Marszu pamięci" dwa rzędy barierek. Sygnał ze strony władz miasta był jasny: bicie i ataki fizyczne niewskazane, wyszydzanie i przeszkadzanie zalecane. Trudno powiedzieć, czy gwizdki użyte na urodzinach to te same i z tego samego źródła, co zastosowane w zadymie z okazji 11 listopada.
Rozkład i stosunek sił pomiędzy gośćmi urodzinowymi a uczestnikami marszu nie pozostawiał wątpliwości i przypominał nieco ten panujący we wszelkich dyktaturach i rządach bezprawia: z jednej strony liczna reprezentacja i cały przekrój społeczeństwa, z drugiej strony grupa stanowiąca ilościowo skromny odsetek tej pierwszej, składająca się głównie z łatwego do zmanipulowania, podchmielonego elementu. Znikomy odsetek usiłował wszelkimi środkami i sposobami pozbawić liczną reprezentację społeczeństwa przysługujących jej praw i robił to za przyzwoleniem aktualnych władz.
Od konfrontacji hucznych urodzin z upamiętnieniem ofiar katastrofy bił jednak mimo wszystko dziejowy optymizm. W starciu z modlitwą i z wołaniem o prawdę pijackie porykiwania wypadały wyjątkowo blado i nędznie.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka