To, co dzieje się aktualnie z PO i z jej strategią bojową na nadchodzące wybory, przypomina wystawianą od dłuższego czasu i zgraną sztukę teatralną. Od takich spektakli znudzona publiczność zaczyna się w pewnym momencie odwracać. Tytuł omawianej sztuki brzmi "Straszny PiS" i należy ją zaliczyć do prosto skonstruowanych sztuk polityczno-propagandowych, których korzenie sięgają do tzw. dramatów produkcyjnych (produkcyjniaków) okresu socrealizmu. Koncepcja dramaturgiczna polega na straszeniu widzów wrogiem i rysowaniu groźnych konsekwencji niewłaściwego zagłosowania. Z drugiej strony sztuka agituje do słusznego oddawania głosów i pokazuje kolorowy świat powszechnej szczęśliwości, którym społeczeństwo zostanie nagrodzone w wypadku właściwego wyboru.
Sztuka nie schodzi z repertuaru teatralnego już od dawna a jej reżyser zupełnie nie ma koncepcji na nową inscenizację, bardziej odpowiadającą modzie i oczekiwaniom nowych czasów. Widzów przychodzi coraz mniej a teatr zaczyna podupadać. Jak to zwykle dzieje się w podupadającym teatrze - najwięksi gwiazdorzy, czyli ci, którzy są w stanie stanąć na własnych nogach czy też wiedzą, że dostaną angaż gdzie indziej, zaczynają odchodzić. Jako pierwszy uczynił to główny gwiazdor - Palikot. Prawdopodobne, że prędzej czy później pójdą za nim inni. Już teraz wiadomo, że aktorzy sporo intrygują a wobec niektórych teatr musi stosować szczególne zachęty i prowadzić trudne negocjacje.
A utalentowanych gwiazd po odejściu Palikota, któremu mimo całej niechęci pewne zdolności dramatyczne trzeba przyznać, brakuje. O ile do ról żeńskich konkurencja w Platformie jest jeszcze spora - w partii działa kilka kandydatek na przerysowane szekspirowskie heroiny, jest gwiazda piękna i młoda, znalazłoby się też kilka wiedźm i matron - to rola bohatera męskiego, gotowego w każdej chwili wyjąć szablę i rzucić się do zwalczania znienawidzonego wroga pozostaje nieobsadzona. Z braku odpowiednich kandydatów rolę tę odgrywa od pewnego czasu marszałek Niesiołowski.
Wykonawca zupełnie ją jednak kładzie, gdyż dramatycznym talentem daleko ustępuje poprzednikowi. Ani warunki zewnętrzne czy głosowe ani brak naturalnego dramatycznego napięcia postaci nie pozwalają mu grać w sposób przekonujący. Jego rozumienie pierwszoplanowej roli ogranicza się do ciągłego powtarzania tych samych sekwencji. Wczoraj publiczność znów usłyszała, że PiS używa języka wojny i agresji , że "szkodzi interesom polskiego narodu" i że wykorzystuje politykę zagraniczną do zwalczania rządu. Padł także niezmienny zarzut, że PiS rozpętuje wojnę polsko-polską (źródło: PAP). Jest to nieprawdą, gdyż wszyscy pamiętają ogłoszenie wojny polsko-polskiej przez zaprzyjaźnionego reżysera - odbyło się to w Pałacu na Wodzie. Teatrowi od początku istnienia towarzyszyły jednak nieścisłości historyczne, więc krytyczny widz musi się z tym pogodzić.
Odtwórca roli głównej lubi również od czasu do czasu pogrzmieć i powyzywać publiczność, np. że jest głupia. To też jednak nic nowatorskiego a jedynie pomysł ściągnięty ze sztuki "Publiczność zwymyślana" austriackiego pisarza Petera Handke. Pomysł ten uchodził za oryginalny kilkadziesiąt lat temu, dziś nim nie jest.
Stare, ograne chwyty, brak własnych, nowatorskich pomysłów i obsadzanie głównych ról niezbyt utalentowanymi odtwórcami zapowiadają nieuchronną degradację sceny. Media zaprzyjaźnione próbują jeszcze ratować teatr pochlebnymi recenzjami, choć coraz więcej krytyków zaczyna się już wyłamywać spod dyktatu prawomyślnych naczelnych. Księgowi wspomagają kasę teatralną wszelkimi kreatywnymi chwytami, jeszcze jakoś się udaje. Publiczność w każdym razie coraz częściej wie swoje i zaczyna szukać innych przedstawień.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka