Po dwóch dniach o akcji amerykańskich komandosów wiemy nieco więcej. Kilka znaczących faktów związanych z operacją stało się już powszechnie znanymi, ciekawostka o mniejszym znaczeniu dla samej sprawy to niewątpliwie możliwość śledzenia tego rodzaju operacji na żywo. Należy się liczyć, że możliwość ta w przyszłości będzie częściej wykorzystywana w celach nie tylko techniczno-operacyjnych ale zapewne także i propagandow-politycznych.
W związku z zastrzeleniem symbolu nie sposób oprzeć się kilku refleksjom. Uczucie zadośćuczynienia i ulgi wskutek wymierzenia sprawiedliwości komuś, kto odpowiada za śmierć tysięcy cywilów, jest całkowicie zrozumiałe. W kontekście całej historii Al-Kaidy i dziesięcioletnich poszukiwań jej przywódcy, pojęcie sukcesu nie jest już takie oczywiste. Bo czy sukcesem jest, jeżeli najpotężniejsze mocarstwo świata przy zmobilizowaniu ogromnych środków militarnych i finansowych, łącznie z prowadzeniem działań wojennych, potrzebuje aż dziesięciu lat, żeby zlokalizować poszukiwanego? Pytanie to jest tym bardziej zasadne w kontekście ostatniej siedziby Bin Ladena. Jak wiadomo nie była nią żadna nora w trudno dostępnym terenie ani żadna górska jaskinia a obwarowana posesja sporych rozmiarów w bezpośredniej bliskości pakistańskich jednostek wojskowych. Sam fakt, że tego rodzaju posiadłość nie budziła latami niczyjego zainteresowania i że podobno nikt nic nie wiedział, daje sporo do myślenia.
Inna refleksja wynika z często przytaczanych porównań do ulgi, jaka ogarnęła świat na wiadomość o śmierci Hitlera. Porównanie to często słychać podczas różnych dyskusji (głównie w zachodnich telewizjach), w szczególności, gdy ścierają się publicyści uważający wiwaty po śmierci Bin Ladena za uzasadnione z tymi, którzy uważają je za niemoralne i obrzydliwe. Z porównaniem do śmierci Hitlera należy być jednak ostrożnym z zupełnie innego powodu. O ile jego śmierć zbiegła się z końcem wojny, który dla większej części świata przyniósł faktyczne wyzwolenie od hitlerowskigo koszmaru, to śmierć Bin Ladena w żaden sposób nie oznacza końca terroru, nie oznacza prawdopodobnie nawet końca działalności Al Kaidy.
Zapewnienia czołowych polityków w rodzaju "Teraz świat stał się bezpieczniejszy" czy pogadanki o zwycięstwie nad terroryzmem chwilowo nie są zbyt wiele warte, są też bezgranicznie naiwne. Znacznie lepiej posłuchać jest ekspertów od bezpieczeństwa i terroryzmu - ich oceny charakteryzuje dużo większa trzeźwość i zrozumienie tematu. W żaden sposób też nie wskazują one na to, aby świat miał się od teraz stać lepszy czy bezpieczniejszy. Wprost przeciwnie, akcje odwetowe są w najbliższym czasie niewykluczone. Wreszcie pozostały niezałatwione sprawy polityczne - pozostał Pakistan, Iran, Syria i sprawa palestyńska. Pozostały inne państwa Bliskiego Wschodu czy Maghrebu znajdujące sie w trakcie walk czy rewolucji albo w kruchym stanie porewolucyjnym.
Krótko mówiąc - symbol nie żyje, problemy generujące terroryzm żyją dalej.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka