Jak wiadomo, pędzenie za modą bywa niemądre i szkodliwe. Dotyczy to także ostatnich nowomodnych trendów, dość popularnych wśdród historyków zawodowych oraz amatorów - chodzi oczywiście o tytułowe gdybanie o alternatywnej historii. A po wdepnięciu na teren mód i trendów można jedynie dodać, że owo gdybanie przypomina wykoślawione i szpetne pomysły oszołomskich projektantów, nienadające się w żaden sposób do zastosowania w realnym życiu.
Załóżmy więc, że w '39 Polska poszłaby z Hitlerem. Abstrahując od niestosowności i ohydy etycznej takiego gdybania (zakłada ono automatycznie przyzwolenie a nawet i czynny udział państwa w mordowaniu własnych obywateli), nigdzie nie jest powiedziane, że uchroniłoby to Polskę w jakikolwiek sposób od dramatu. Można zresztą ten tok rozumowania odwrócić - skoro w zaistniałej sytuacji zniszczono całkowicie IIRP (dopełnieniem była Jałta), to skąd gdybający wnioskują, że w razie współpracy z Hitlerem wrogowie oraz sojusznicy obeszliby się z nami lepiej i że pod koniec wojny również nie zaistniałaby podobna sytuacja? Oczywiście można jeszcze założyć coś, co przećwiczono na nas, jakiś rodzaj wykiwania sojuszników i przynajmniej jednego wroga ale - powiedzmy sobie otwarcie - warunki ku temu w '39 nie były zbyt sprzyjające (w odróżnieniu od warunków w roku 1914) a i wśród polskich "mężów stanu" zabrakło ludzi o formacie autorów niepodległości z 1918 roku.
Gdybanie o powstaniu warszawskim to sprawa nieco bardziej kompleksowa, choć równie bezproduktywna. Po latach i wielu doświadczeniach można się oczywiście domyślać brutalnej prawdy, że stłumienie powstania oraz tak znaczący cios w potencjał militarny AK - dzieło hitlerowskich Niemiec - było oprócz tego na rękę nie tylko Sowietom ale także i niektórym zachodnim sojusznikom (teoretycznie: powstanie przeciwko Niemcom nie wybucha a cała siła militarna państwa podziemnego kieruje się np. przeciwko wkraczającej Armii Czerwonej - nie da się ukryć, jałtańscy sojusznicy mieliby z tym problem; lub inny wariant b.teoretyczny - powstanie wybucha, Powstańcy zajmują Warszawę, Niemcy wycofują się a Armia Czerwona musi podjąć walkę z Powstańcami - znów problem dla sojuszników, także wizerunkowy). Paradoksalnie najmniej korzyści mieli z tego sami Niemcy, bo ich klęska była w tym momencie i tak przesądzona. Warto jedynie przy okazji jeszcze dodać, że wielu morderców Warszawy - i tej żydowskiej i tej "aryjskiej" - dożyło w dobrobycie i w spokoju sędziwego wieku i wielu włos z głowy z tego powodu nie spadł, pewnie tak też było wygodnie. Można się w każdym razie zgodzić ze zwolennikami wariantu, że do zrywu zbrojnego w tej czy innej formie i tak by doszło. Pozostaje to jednak także tylko gdybaniem, tym bardziej, że wiele archiwów mogących wyjaśnić różne wątki tych spraw nie zostało jeszcze nawet - wbrew obowiązującym zwyczajom - otwartych.
Dużo bardziej celowym od gdybania wydaje się więc sporządzenie rzetelnego bilansu. W odróżnieniu od fantazji czy w ogóle wszelkich interpretacji wykazuje on jedynie straty i zyski i może prowadzić do wniosków na teraźniejszość i przyszłość. To bardzo dziwny bilans - po jednej stronie długa, krwisto- czarna kolumna cyfr i treści, same straty ludzkie i materialne. Po drugiej stronie niezwykły zysk - bohaterstwo żołnierzy AK i ludności cywilnej Warszawy i brutalnie zaatakowane państwo, zniszczone przez wrogów i zdradzone przez sojuszników, które po raz kolejny stanęło po właściwej stronie. Sumuje się to jeszcze z pielęgnowaną w polskich rodzinach przez cały okres okupacji a następnie komuny i przekazywaną dalszym pokoleniom ideą niepodległego, suwerennego państwa.
I to przesłanie powstania warszawskiego i kampanii wrześniowej to największe wartości z zestawienia. Faktu, że po IIRP pozostały jedynie gruzy w sensie dosłownym i symbolicznym, nie da się oczywiście podważyć. Dlatego też, skoro wszystko inne obróciło się w proch, trzeba tę wartość symboliczną pielęgnować i przekazywać dalej a nie lekkomyślnie ją niszczyć i trwonić, co ma właśnie miejsce obecnie. W demontażu tego przekazu uczestniczy na różne sposoby władza, media tzw. "zaprzyjaźnione" i - co jest zupełnie niezrozumiałe - także współpracownicy mediów "niezaprzyjaźnionych". Na efekty nie trzeba było długo czekać. Oprócz pospolitego i prymitywnego wyśmiewania historii, tradycji i symboliki narodowej dzieje się rzecz zupełnie niebywała. Otóż zamiast propagandowego nagłaśniania i wykorzystania tych faktów historycznych oraz związanego z nimi przekazu - także na arenie międzynarodowej (tak właśnie dzieje się w państwach dobrze rządzonych, dbających o swój oczywisty interes) - następuje jego całkowity demontaż.. Prowadzi on do tego, że Polacy są biczowani a Polska jest obwiniana za wszelkie zbrodnie popełnione przez sprawców II wojny światowej i ich współpracowników a dodatkowo także za wszystkie zaniechania biernych sojuszników.
Cel dekonstrukcji tego przekazu a w efekcie rozmywania i zakłamywania faktów historycznych jest jasny - to wybielenie sprawców zbrodni oraz uspokojenie sumień biernie przyglądających się dawnych "sojuszników", oczywiście naszym kosztem. Jedynie wspieranie tego niecnego procederu przez niektórych polskich historyków i publicystów jest całkowicie niezrozumiałe, chciałoby się wierzyć, że to tylko zwykła naiwność (też zresztą szkodliwa).
Tak czy tak jedyną radą jest w tym przypadku wymiana partackiej władzy (historyków zresztą) na ekipę, która będzie cokolwiek rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi i która wreszcie zaproponuje rozsądną - konstruktywną a nie destrukcyjną - politykę historyczną w naszym dobrze pojętym interesie państwowym i społecznym.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura