lestat lestat
2484
BLOG

Rynek w Sopocie - wspomnienie z dzieciństwa

lestat lestat Rozmaitości Obserwuj notkę 20

Pomiędzy ulicami Sikorskiego i 1 Maja , na rozległym placu ( gdzie dziś stoi market Alma ) mieścił się sopocki targ - były to czasy gdy pacholęciem byłem .

Na początku XX wiek tenże targ odbywał się na dzisiejszym Monciaku , pomiędzy dzisiejszym Mac Donaldem , Kościołem św Jerzego , Hotelem Rezydent .

 
 
 
Słowa targ nie używano u mnie w domu – zawsze szło się na rynek . Co wtorek i co piątek. W wakacje 7-9 letni zasuwałem po zakupy. Nie było w mojej okolicy bardziej fascynującego miejsca.
 
Sopot był-jest niedużym miastem z zachowaną przedwojenną architekturą . W tym czasie , przełomu Gomuły i Gierka , niewiele ( poza tym co spalili Sowieci ) różnił się (architektonicznie) od tego z dawnych czasów , dopiero zaczynały rosnąć osiedla 10-pietrowców ( w sumie kilka) .
 
Rynek był różny od wszystkiego dookoła. Sprzedaż we wtorki i piątki startowała około 5-6 rano. Furmanki z Kaszub ciągnęły całą noc , były to czasy gdy pojęcie Kaszuby leżało tuż tuż , Kaszubami była przecież najbliższa Osowa – dziś osiedle Gdańska – wtedy jakieś 45 minut rowerem przez sopockie lasy .   
 
Przed wyjściem mama zawsze uzbrajała mnie w sprzęt – wózeczek na dwóch kółkach , kanka litrowa na mleko , kanka pół litrowa na śmietanę , plastykowe opakowanie na sześć jaj.
 
Zakupy robiłem samodzielnie standardowe. Mleko i śmietana u jednej pani. Jaja u drugiej . Twaróg odwijany z bandaży u trzeciej . Po tych sprawunkach można było się napatrzeć.
 
Nieco u góry na lekkim podjeździe był postój furmanek , dziwnie to dziś , ale dostawcze Żuki pojawiły się dużo dużo później. Na furmankach przykryci spali woźnice ( ich żony w tym czasie sprzedawały ) lub dyskutowali w języku kaszubskim którego nijak było zrozumieć. Pomocne w dyskusjach były ćwierć litrowe flaszki z czerwoną nalepką z napisem Czysta.
 
Rząd drewnianych ław z krytymi słoma daszkami. Wiszące na sznurkach kury, kurczaki , kaczki , dużo rzadziej gęsi - indyków jakoś nie pamiętam . Klient wybierał towar, obieranie z piór następował na miejscu.
 
Ziemniaki , choć tu mówiono na nie kartofle na kilogramy a jesienią na worki.
Kapusta prosto z ziemi ( znaczy ułożona na ziemi ) , jaja z koszyka , grzyby z walizki .
 
Ryby i mięso zawijane w gazetę – chyba jedyne miejsce gdzie Trybuna Ludu była naj , bo miała najlepszy papier , który najmniej przeciekał – Wieczór Wybrzeża miał najgorszy – natychmiast się robiła z niego papka – i te komentarze – złociutka ale zawinąć proszę w Trybunę.
 
Hala targowa z końską jatką ( nigdy nie dane mi było spróbować – mama zdecydowanie odmówiła kupna ) , mięsnymi – gdzie duże chłopy rzeźniki w wiecznie zaplamionych krwią fartuchach co były kiedyś białe , sporymi toporami dzielili nieżywe zwierzę na jadalne fragmenty. Kilka sklepów tzw ”marynarskich” z produktami z innego świata zza morza.
Jedyna w okolicy zielona budka telefoniczna z nieodłączną kolejka na kilkanaście osób – rozmowa góra 3 minuty ( dziś w dobie komórek nie do objęcia rozumem ) .
Sklep gdzie kupiłem sobie lusterko prostokątne z Marusią .
 
Było w tym miejscu jeszcze coś co widziałem ale zrozumiałem dopiero wiele lat później. Po 1945 odbyła się wędrówka ludów . Wyrwani z korzeniami ze swoich miejsc , trafili gdzie indziej. Dla tych wtedy starszych pań , plaże kawiarnie ,kamienice , molo, Opera Leśna , festiwale to było coś obcego . Swojski był rynek , jakaś namiastka klimatu i obyczajów miejsc i czasów które stracili. Dla mnie rynek był egzotyką , dla nich miejscem gdzie wdychali atmosferę swojego ”poprzedniego ” życia , jedyne miejsce gdzie w chustce na głowie mogły się czuć u siebie .
 
I największa moja fascynacja – czasami tuż przy wejściu stał pan z wielka beczką , zakrytą wiekiem , a w beczce coś się poruszało , lekki chrobot. Gdy klient kupował towar , pan podnosił wieko i rękami pakował towar do siatki klienta. W beczce poruszająca się i chrobocząca magma . Widok niesamowity – a mama nigdy nie nabyła tego produktu. Dziś niemal niedostępny a sprzedawany w ten sposób nie do pomyślenia . To była beczka pełna raków .
 
Około 13-14 rynek zamierał , furmanki ruszały w drogę powrotną. Rynek w Sopocie nadal istnieje w innym miejscu , nadal można kupić bezpośrednio od gospodarzy.
 
Ale dookoła samochody chłodnie , kasy fiskalne , paragony , siatki foliowe – prawie to samo ale nie tak samo . Zostało wspomnienie .
 
Sopot rynek połowa lat 60-tych zdjęcie by rycho40 z WFG.
lestat
O mnie lestat

W związku z końcem postkomunistów,a poszerzeniem pojęcia lewica oraz uznaniem Gierka za patriotę - odkurzam znaczek sprzed 35 lat "Za nic bym nie chciał , aby uważano mnie za człowieka poważnego , bo w obecności tzw. poważnych ludzi dzieci bawia się bez wigoru i radości , kobiety przestają być zalotne , wojskowi nie chcą opowiadac pieprznych anegdot , maski zdejmuja lub nadziewają w ich obecności tylko ludzie smutni. A na dodatek - durnie są zawsze poważni. Jeden z tych poważnych wygłosił najgłupsze zdanie w salonie na mój temat "dyskomfort części dyskutantów wynikający z tej wprost niemożliwej już do banalizowania, relatywizowania czy tym bardziej ignorowania kompromitacji PO, wzrósł niepomiernie i manifestuje się w sposób różnoraki. Jedni fundują nam różnego rodzaju divertissement w postaci zagadek...."

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Rozmaitości