letni letni
858
BLOG

Zimna wojna – polski film Pawlikowskiego

letni letni Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Rzadko ufam recenzjom, ale tym razem po przeczytaniu kilku entuzjastycznych wybrałem się do kina, by obejrzeć „Zimną wojnę” napisaną (wspólnie z J. Głowackim) i wyreżyserowaną przez P. Pawlikowskiego. Od razu napiszę – warto iść na ten film. Zaznaczam jednak, że poniższe słowa stanowią osobistą refleksję i nie muszą zgadzać się z twoim odbiorem obrazu.

Zaczyna się od tego, że Wiktor (T. Kot) i jego współpracownica Bielecka (A. Kulesza) jeżdżą od wsi do wsi i szukają materiału dla swojego zespołu pieśni i tańca. Nad wszystkim „czuwa” politruk Kaczmarek (B. Szyc). Za chwilę pojawi się Zula (J. Kulig) – dziewczyna o niejasnej przeszłości i wielkim talencie. Pokręcone losy Wiktora i Zuli – bo to właśnie uczucie pomiędzy nimi jest głównym tematem filmu – zdeterminowane są przez wielką historię, a komentowane przez muzykę.

„Zimna wojna” to film do bólu polski. Napisałem „do bólu”, bo kilkakrotnie w trakcie oglądania ogarniało mnie wielkie wzruszenie. Już w pierwszych scenach, kiedy pojawia się muzyka ludowa. Bez cienia cepeliozy. Muzycy nawet się nie uśmiechają, tylko grają i śpiewają. Wiejskie piosenki po prostu są. I od razu wiadomo, że to nasze korzenie. Na co dzień zapomniane, wdzierają się do naszej głowy i po krótkim przemeblowaniu, zajmują miejsce należne źródłom naszej kultury.

Duża cześć filmu dzieje się poza Polską. Ale wciąż ją czuć. Na przykład kiedy zespół jazzowy Wiktora gra przeróbkę melodii ludowej. Kiedy indziej w jednej ze scen Wiktor chce przełożyć na język muzyki swoje nieszczęście, próbuje wpleść ludowe brzmienia do granego utworu – jak latarnik knoci swoją robotę. Albo przy nagrywaniu ostatniego kawałka na płytę –  piosenki z której wyparowały już wszelkie odniesienia do polskiej muzyki – pojawiają się słowa „To jest puste”. Wiem – chodzi o to, że w uczuciach pomiędzy Wiktorem a Zulą w tym momencie panuje pustka. Ale wbrew zdrowemu rozsądkowi wkrótce wrócą do Polski, która wcale nie będzie chciała ich witać chlebem i solą.

Czy oni tam za granicą, Francuzi czy Włosi, zrozumieją czym jest Polska? Trudne, raczej niemożliwe. Kiedy Zula ćwiczy nowy, francuski tekst do piosenki „Dwa serduszka” irytuje się, że to nie ma sensu. Przekład francuskiej poetki nie jest w stanie dotknąć sedna – „wahadło” zamiast „serduszek”, „o mój Boże” zamiast „ojojoj”? Tego nie da się przetłumaczyć. Bo to wsiowe „ojojoj” narodziło się dawno temu w chłopskich chałupach i przez nikogo nie drukowane w podręcznikach, rezonuje do dziś. Tylko my tu w Polsce je czujemy, jest nasze.

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura