Markos Markos
299
BLOG

"Ekonomia. Instrukcja obsługi." - pochwała protekcjonizmu

Markos Markos Gospodarka Obserwuj notkę 0

Protekcjonizm gospodarczy ma na świecie nieustannie złą prasę od początków lat 80-tych XX wieku. W efekcie w Polsce, ale i nie tylko, mamy do czynienia z przesadną wiarą w proste ekonomiczne recepty - uwolnienie rynku, czy obniżenie podatków. Co więcej, panuje przekonanie, że przeciętny obywatel nie powinien interesować się ekonomią i najlepiej zostawić ją wąskiej grupie specjalistów. W efekcie polityka polska oraz europejska jest pełna gorących sporów o tematy nacechowane ideologicznie, takie jak in-vitro, natomiast między europejską umiarkowaną lewicą i równie umiarkowaną prawicą panuje zgodny, technokratyczny konsensus co do kwestii gospodarczych.

Mało komu przychodzi do głowy, że ekonomia nie jest nauką ścisłą i nie istnieje jedyna słuszna droga, która zapewniłaby krajowi rozwój. Na szczęście na obrzeżach mainstreamowego dyskursu ekonomicznego pojawiają się bardziej sensowne głosy, których nie warto ignorować.

Książka południowokoreańskiego ekonomisty, 23 rzeczy, których nie mówią Ci o kapitalizmie wydana w 2013r okazała się na tyle interesująca, że zdecydowałem się zabrać do lektury jego najnowszego dzieła - "Ekonomia. Instrukcja obsługi". Oferuje nam m.in. kompletną dawkę historii ekonomii, począwszy od XVI wieku:

Mit wolnego rynku i wolnego handlu. Jak naprawdę rozwinął się kapitalizm

Rozwój kapitalizmu w krajach Europy Zachodniej i jej odrośli w XIX wieku często jest wiązany z rozprzestrzenianiem się wolnego handlu i wolnego rynku. Tylko dlatego, tłumaczy się, że rządy w tych krajach nie obłożyły podatkami czy też nie ograniczyły międzynarodowego handlu (wolny handel) i bardziej ogólnie, nie ingerowały w działanie rynku (wolny rynek), mógł się tam rozwinąć kapitalizm. Wielka Brytania i USA miały wyprzedzić inne kraje, bo jako pierwsze przyjęły zasadę wolnego rynku, a zwłaszcza wolny handel.

Trudno o większe rozminięcie się z prawdą. Rząd odegrał kluczową rolę na wczesnym etapie rozwoju kapitalizmu – zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i USA oraz innych krajach Zachodniej Europy37.

Wielka Brytania jest pionierką protekcjonizmu

Począwszy od Henryka VII (1485–1509) monarchia Tudorów wspierała przemysł wełniany – wysokorozwiniętą dziedzinę przemysłu ówczesnej Europy, w której przodowały Niderlandy, zwłaszcza Flandria stosując interwencję państwa. Cła (podatek od importu) chroniły brytyjskich wytwórców przed lepszymi producentami z Niderlandów. Rząd brytyjski sponsorował nawet swego rodzaju kłusownictwo na uzdolnionych tkaczy, głównie z Flandrii, aby zdobyć dostęp do zaawansowanych technologii. Brytyjczycy czy Amerykanie o nazwiskach takich jak Flanders, Fleming czy Flemyng są potomkami tych rzemieślników. Bez takiej polityki nie zaistniałby 007 (Ian Fleming) ani penicylina (Alexander Fleming). Zdaje mi się też, że Simpsonowie nie byliby tacy zabawni, gdyby Ned Flanders nazywał się Ned Lancashire. Rozwiązania te stosowano również po Tudorach, a w połowie XVIII wieku produkty przemysłu wełnianego stanowiły około połowy brytyjskich dochodów z eksportu. Bez nich Wielka Brytania nie byłaby w stanie importować żywności i surowców, które były jej potrzebne w czasie rewolucji przemysłowej.

Interwencje rządu brytyjskiego nasiliły się w 1721 roku, kiedy pierwszy premier Wielkiej Brytanii, Robert Walpole38, zainicjował ambitny, szeroko zakrojony program rozwoju przemysłu. Zapewnił jego strategicznym gałęziom ochronę celną i subsydia (zwłaszcza zachęcające do eksportu). Częściowo dzięki programowi Walpole’a w drugiej połowie XVIII wieku Wielka Brytania zaczęła dominować. W latach 70. XVIII wieku była już na tyle wyraźnie lepiej rozwinięta od innych krajów, że Adam Smith uznał, iż nie ma już potrzeby protekcjonizmu i innych form interwencji rządu w celu wspierania brytyjskich producentów. Jednak dopiero niemal sto lat po Badaniach nad naturą Smitha – bo w 1860 roku – Wielka Brytania w pełni przeszła na wolny handel, w momencie, gdy jej prymat w przemyśle był niekwestionowany. Stamtąd pochodziło wówczas 20 procent światowej produkcji (w 1860) i tam odbywało się 46 procent światowego handlu dobrami wytworzonymi (w 1870), mimo że w kraju mieszkało tylko 2,5 procent światowej populacji. Dane te można zrozumieć lepiej, gdy zobaczymy, że te same wskaźniki dla dzisiejszych Chin wynoszą odpowiednio 15 i 14 procent, mimo że w mieszka tam 19 procent światowej populacji.

(....)

Wolny handel rozprzestrzenia się głównie niewolnymi środkami

Wolny handel  n i e   b y ł  odpowiedzialny za rozwój kapitalizmu, ale rzeczywiście  r o z p o w s z e c h n i ł   s i ę  w XIX wieku: częściowo doszło do tego w latach 60., w jądrze kapitalizmu. Wielka Brytania przyjęła wolny handel i podpisała z krajami Europy Zachodniej serię dwustronnych umów o wolnym handlu (FTA), które zobowiązywały oba kraje sygnujące porozumienie do zniesienia ograniczeń importu i ceł na wzajemny eksport. Sporo jednak wydarzyło się wówczas na peryferiach kapitalizmu, w Ameryce Łacińskiej i Azji.

 

Stało się to na skutek czegoś, czego zwykle nie kojarzy się ze słowem „wolny”: zastosowania lub przynajmniej groźby zastosowania siły. Kolonizacja była oczywistą drogą ku „niewolnemu wolnemu handlowi”, ale wiele nawet nieskolonizowanych krajów zostało zmuszonych do przyjęcia zasady wolnego handlu. Przy pomocy „dyplomacji kanonierek” zmuszono je do podpisania nierównych traktatów, które między innymi pozbawiały je autonomii celnej (prawa do ustalania własnych taryf celnych)40. Mogły stosować tylko niską jednolitą taryfę celną (3–5 procent) – wystarczającą, by zebrać jakiś dochód dla państwa, ale zbyt niską, żeby ochronić raczkujące gałęzie przemysłu.

Najgorszą sławą był okryty traktat nankiński – do jego podpisania zmuszono Chiny w 1842 roku, po porażce w wojnie opiumowej. Jednak pierwsze nierówne traktaty zaczęto podpisywać w krajach Ameryki Łacińskiej, gdy uzyskiwały niezależność w pierwszej i drugiej dekadzie XIX wieku. W latach 1820–1850 zmuszono do ich podpisania szereg krajów – imperium osmańskie (poprzednika Turcji), Persję (dzisiejszy Iran) i Syjam (dzisiejszą Tajlandię), a nawet Japonię. Nierówne traktaty obowiązywały w Ameryce Łacińskiej do lat 70. i 80. XIX wieku, ale te azjatyckie były ważne jeszcze długo w wieku XX.

Niezdolność ochrony i wsparcia swoich raczkujących gałęzi przemysłu, czy to bezpośrednio w wyniku działań władz kolonialnych, czy w efekcie obowiązywania nierównych traktatów, w olbrzymiej mierze przyczyniły się do gospodarczego uwstecznienia w Azji i Ameryce Łacińskiej w tamtym okresie – dochód per capita spadał (odpowiednio w tempie -0,1 i -0,04 procenta rocznie).

Jest poświęcona także różnym szkołom ekonomicznym. Wykazuje m.in., że ortodoksja wolnorynkowa , przejawiająca się m.in. w zafiksowaniu na punkcie szkoły austriackiej jest szkodliwa dla gospodarki. 

I całkiem mocne, optymistyczne zakończenie:

„Pesymizm intelektu, optymizm woli”. Zmiany trudno wprowadzić, ale nawet największe są możliwe, jeśli odpowiednio długo i intensywnie próbujesz

Cała ta książka pokazuje, jak trudno zmienić rzeczywistość gospodarczą – czy chodzi o niskie płace w biednych krajach, służące multimiliarderom raje podatkowe, nadmierną władzę korporacji czy zbyt skomplikowany system finansowy. O tym, jak trudno zmienić status quo, nawet jeśli większość ludzi zgadza się, że służy ono tylko maleńkiej mniejszości, najlepiej przekonaliśmy się, obserwując, jak bardzo ograniczona była reforma naszej obecnej neoliberalnej polityki gospodarczej (i teorii ekonomicznych, które za nią stoją) nawet po tym, jak kryzys finansowy z 2008 roku w oczywisty sposób wykazał jej ograniczenia.

Skąd biorą się te trudności? Niekiedy ci, którzy korzystają z tego, jak mają się dzisiaj sprawy, aktywnie bronią swoich pozycji przy pomocy lobbingu, propagandy w mediach, przekupstwa, a nawet przemocy. Jednak status quo często broni się nawet bez aktywnego udziału „złych ludzi”. Rynkowa reguła „jeden dolar – jeden głos” dramatycznie ogranicza zdolność tych, którzy mają mniej pieniędzy, do odrzucenia niepożądanych opcji, jakie ma im do zaoferowania istniejący podział dochodu i majątku (przypominam krytykę Paula Krugmana i jego poglądów na niskie płace w rozdziale 4). Co więcej, możemy łatwo ulegać przekonaniom, które nam nie służą („fałszywa świadomość” z rozdziału 5). Tendencja ta sprawia, że wielu przegranych obecnego systemu broni go. Być może widzieliście amerykańskich emerytów protestujących przeciwko ObamaCare z plakatami mówiącymi: „Rząd precz od mojego ubezpieczenia zdrowotnego [medicare]” – podczas gdy medicare jest programem – cóż, ujmę to delikatnie – finansowanym i prowadzonym przez rząd.

Zdając sobie sprawę, jak trudno zmienić status quo, nie powinniśmy jednak poddawać się w walce o stworzenie gospodarki bardziej dynamicznej, bardziej stabilnej, bardziej sprawiedliwej i bardziej dbającej o środowisko niż przez ostatnie trzydziestolecie. Tak, zmiany są trudne do osiągnięcia, ale w długim okresie, gdy walczy o nie wystarczająco dużo ludzi, wiele rzeczy niemożliwych jednak się wydarza. Pamiętajmy: dwieście lat temu wielu Amerykanów myślało, że zniesienie niewolnictwa jest czymś całkowicie nierealistycznym; sto lat temu brytyjski rząd wtrącał kobiety do więzienia za to, że domagały się prawa głosu; pięćdziesiąt lat temu większość z ojców założycieli dzisiejszych krajów rozwijających się była uznawana przez Brytyjczyków i Francuzów za „terrorystów”.

Jak powiedział włoski marksista, Antonio Gramsci, musimy odznaczać się pesymizmem intelektu i optymizmem woli.

Podsumowując - kolejna wartościowa pozycja, nie tylko dla obywateli, ale przede wszystkim dla polityków. Do istotnych wniosków zawartych w mojej poprzedniej protekcjonistycznej notce dodałbym jeden - porzućmy zacietrzewienie ideologiczne i uczmy się pragmatyzmu od krajów Dalekiego Wschodu.

Markos
O mnie Markos

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka