Przed laty napisałem apel o stworzenie formacji liberalnej, po którym powstała Partia Demokratyczna. Dziś- liberałowie zeszli z polskiej sceny niemal całkowicie. Mam wrażenie życia w kraju w którym zatryumfował konserwatyzm. Tym innym, bo żyją w Polsce również inni, niekonserwatywni ludzie, żyje się w Polsce po prostu źle.
Konserwatyzm oznacza brak imigrantów, brak wielokulturowego społeczeństwa. Oznacza kiszenie się we własnym narodowym sosie- bo ksenofobi ustalają politykę imigracyjną. Mieszkam przy granicy niemieckiej, najbliższym dużym miastem jest Berlin. Nie jadłem w życiu smaczniejszej potrawy niż artiszoki w sosie pomidorowym jakie zaserwowano mi za 4 euro (16 PLN) w barze na kolorowym, wielokulturowym Kreuzbergu. Nigdy bardziej nie poczułem że życie może być filmem gdy podczas zajęć z tańca współczesnego czarnoskórego choreograf puścił z płyty utwór B. Fleischmanna. Na najbliższy weekend jadę do Londynu. Nie, nie ciągnie mnie tradycyjna kultura brytyjska, ile kultura karaibska. Ciągnie mnie odwiedzany przez ponad milion fanów karnawał Notting Hill, pełen muzyki z Karaibów. Jest to największy uliczny festiwal kontynentu gromadzący milionową publikę. Wielokulturowość zaś w Polsce niemal nie występuje, a już zupełnie jej nie ma na prowincji.
Jestem ekonomistą. Z przerażeniem oglądam rząd który nic nie robi. Marnuje cenny czas. Także mój czas. Kolejne niespełnione obietnice. Ci ludzie przed laty obiecywali że zmienią obowiązek meldunkowy, chociażby po to bym jako ekonomista miast mógł dowiedzieć się ile tak naprawdę żyje dziś mieszkańców w takich upadłych aglomeracjach jak Łódź czy Wałbrzych. I nic oczywiście. Ci ludzie nawet nie mają tyle kompetencji by zmierzyć rzeczywistość wokół siebie. Gdyby nie Eurostat, ja i setki innych ekonomistów nie miałoby danych do analiz całej gospodarki jak i jej poszczególnych branż. Ale Eurostat nie przeprowadzi za nas spisu ludności by stwierdzić ilu jeszcze w Polsce żyje Polaków.
A jak wygląda polska nauka? Przede wszystkim tak że nie ma po co prowadzić badań ekonomicznych: bo ich wyników nikt nie wcieli w życie. Nie wiem czy może być coś bardziej demotywującego i rozczarowującego dla prowadzących badania ekonomistów niż politycy- ignoranci. Gdy pracowałem na pierwszej posadzie po studiach- w Wielkiej Brytanii, do naszego instytutu branżowych nauk ekonomicznych regularnie przybywali kluczowi politycy, w rodzaju odpowiednika wicepremiera. Zaś większość badań prowadzono we współpracy z samorządami, uczestniczącymi w projektach naukowo-badawczych (pozyskanie samorządów wcielających konkretne rozwiązania było konieczne dla otrzymania grantu).
W Polsce jakaś marginalna część parlamentarzystów w ogóle utrzymuje jakiekolwiek kontakty z instytucjami naukowymi. Jeśli realizowano gdzieś nowatorskie projekty ekonomiczne, to często wdrażali je sami naukowcy którzy weszli do świata polityki. To jest bezsensem- przeczy idei społecznego podziału pracy, i zmusza naukowców do zajmowania się innymi dziedzinami niż te w których mają kompetencje. Gdy nie działa nauka, kwitną upolitycznione konsultingi reprezentujące niezbyt chwalebne powiązania biznesowe. Kilkakrotnie zdarzyło się że polscy konsultanci o silnych politycznych powiązaniach, w zasadzie półpolitycy, sprzedali opinii publicznej nieprawdę.
Platforma Obywatelska jest konserwatywną partią władzy. Wysyła listy do proboszczów, minister skarbu jest powiązany przez żonę ze spółką która dostaje kontrakty (np. na projekt autostrady za 7,5 mln PLN) bez przetargu. Jej wszechwładni konserwatywni politycy niewiele różnią się od polityków PiS. Patrząc na praktykę polityczną- partia ta podwyższa podatki, w tym VAT, i tak bardzo wysoki w Polsce (w większości krajów podstawowa stawka to 16 %, w Polsce ma być o 7 % wyższa). Uproszczenie procedur jest fikcją- 2 miesiące temu utworzyliśmy spółkę i procedury zajęły cały miesiąc mimo ogromnego pośpiechu prawników. Ponadto miesiącami trzeba czekać na wykładnię niejasnych przepisów. Jako pisarz ekonomiczny porównuję biurokrację u wydawnictw w Polsce i w Wielkiej Brytanii- u nas trzeba wypełniać kilkadziesiąt pozycji, podawać dziesiątki danych, w Wielkiej Brytanii podaję adres na który przychodzi czek. W Polsce nawet nie ma czeków- nie mogę więc wysłać pieniędzy listem.
Problem z ruchami które powstały w przeszłości jest taki że nie reprezentowały one kompetencji ekonomicznej. W niemal pozbawionej nauki Polsce jest mało osób które mają wiedzę gospodarczą i mogłyby reformować gospodarkę. Współczesna polityka gospodarcza zakłada ogromną interwencje państwa w stosunki gospodarcze, ale nie jest to ingerencja w bieżącą działalność gospodarczą. Obecna polityka ekonomiczna jest bowiem regulacją dziesiątków monopoli naturalnych, nadzorowaniem dziesiątków urzędów regulujących poszczególne rynki. Polityka ta opiera się też o argument infant industries: wspierania innowacyjnych przedsięwzięć i raczkujących, obarczonych wysokim ryzykiem nowych gałęzi przemysłu.
Dla przykładu- wczoraj jeździłem na wakeboardzie z dokonującym mnóstwa salt, spinów, raijli Niemcem, bijącym trikami najlepszych polskich zawodników, a ledwie dobrym u siebie. W ich kraju wyciągi są na jeziorach co kilkadziesiąt km, w sumie mają 65 miejsc z 85 wyciągami, zaś w Polsce jest ich ledwie 4, a do najbliższego rozsądnego mam 440 kilometrów... Sądzę że państwo powinno wesprzeć powstawanie infrastruktury sportowej tego najbardziej widowiskowego i dość bezpiecznego sportu. Robienie salt i flipów na motorze czy rowerze jest bez porównania mniej bezpieczne niż na wodzie.
Polska potrzebuje partii liberalnej. Polska potrzebuje ludzi kompetentnych w gospodarce, ludzi którzy będą mieli powera do dokonywania zmian. Którzy będą domagać się i inicjować reformy. Partia taka dawno powstałaby gdybyśmy mieli pieniądze, ale nikt nie chce tych kilku milionów wyłożyć. Owszem, można zrobić taką partię mniejszym kosztem, na przykład ograniczyć się do kampanii internetowych i marketingu partyzanckiego. Ponadto, jak już zauważali inni, nie pojawił się rozpoznawalny lider który pociągnąłby taki ruch jako jego twarz. Nikt nigdy nie ogłosił w mediach masowych, czym tak naprawdę jest liberalizm, nikt nie rozdawał ulotek zachęcających ludność do angażowania się w takim ruchu. Nikt nie zainwestował większej energii w stworzenie takiej formacji. Nie wygenerowała się masa krytycznych jednostek która popchnęłaby taki ruch do przodu.
Ile jeszcze trzeba czekać?
A. Fularz
Inne tematy w dziale Polityka