Po raz kolejny rosną subwencje dla partii politycznych. W prasie można przeczytać że w ciągu ostatnich 8 lat wielkość subwencji wzrosła trzykrotnie. W roku obecnym 4 komitety otrzymają 114,2 mln zł, z czego PO - ponad 40 mln zł, zaś PiS otrzyma 37,8 mln zł.
Jednocześnie z tymi partiami konkurują partie nowopowstałe, utrzymywane ze składek, mogące zebrać od np. 500 członków jakieś 30- 50 tys. PLN rocznie. Różnica w finansach jest około tysiąckrotna. Możemy oczywiście mówić o tym że tamte partie są ustabilizowane na rynku politycznym, ale jednocześnie jest on, niezgodnie z konwencjami międzynarodowymi sygnowanymi przez Polskę, zamknięty dla nowych ruchów politycznych. Sygnowane przez nasz kraj konwencje zabraniają by systemy finansowania partii politycznych z budżetu uniemożliwiały wchodzenie na rynek polityczny nowych partii.
Rozmaici komentatorzy sceny politycznej żyjący w świecie „Wielkiej Czwórki” nie rozumieją, że w Polsce wręcz nie jest możliwe finansowo sfinansowanie rozruchu początkującej partii politycznej, jeśli nie jest się multimilionerem (zwykły milioner nie wystarcza). Trudno mówić o demokracji w Polsce, skoro działalność polityczna jest niedostępna finansowo dla zwykłych ruchów obywatelskich. Trzeba między innymi opłacać się mediom tabloidowym- cechą polskiego rynku medialnego jest korupcja, a uwaga części prasy ma swoją cenę. Jest to temat tabu, i zupełnie niesłusznie.
Metody są dwie- albo znieść finansowanie polityki z budżetu w ogóle, albo, wzorem RFN, obniżyć próg uprawniający do finansowania partii politycznych z budżetu do 0,5- 1 % głosów. Obecnie bowiem rozliczni nie-wyborcy np. PO, muszą łożyć podatki na tą partię wbrew swojej woli. Proponowano też finansowanie partii poprzez odpisanie 1 % podatku w zeznaniu podatkowym. Jest to z pewnością metoda na zmianę dysproporcji.
Obecnie Platforma Obywatelska nie ma realnej konkurencji na rynku politycznym, i nieświadomi, tudzież skorumpowani bądź upolitycznieni komentatorzy sceny politycznej przechodzą nad tym faktem do porządku dziennego. Tymczasem warszawskie salony pełne są ludzi po stokroć bardziej błyskotliwych, bardziej światłych od rządzących umiarkowanych populistów. Niestety, nikt z nich nie jest zainteresowany tak znaczącym dotowaniem swoich ambicji politycznych by konkurować z partiami dostającymi 120 mln PLN na kampanię. To nie są milionerzy.
W krajach demokratycznych w rodzaju RFN czy Wielkiej Brytanii system daje takim kandydatom jednak większe szanse. W Wielkiej Brytanii wszyscy kandydaci mają prawo do election address, bezpłatnej dostawy ulotek przez pocztę na terenie swojego obwodu, co w polskim przypadku kosztuje ok. 500-600 tys. PLN w skali okręgu, i ok. 20-25 mln PLN w skali kraju.
Wizytując salony tutejszej bohemy, dość spauperyzowanej ale kompletnie międzynarodowo-kosmopolitycznej, można być świadkami rozmów o polityce. Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy że Polska w rankingach demokracji, np. Democracy Index, nie jest w grupie krajów demokratycznych. Rozmaici adepci politologii zostali nauczeni że wszystko jest w porządku, że koszty kampanii są refundowane jeśli zdobędzie się te 3 %. Tymczasem, aby zdobyć te minimum 3 %, trzeba w polskim przypadku zainwestować kilka- kilkanaście mln PLN. W przypadku takiego systemu jak w RFN czy Wielkiej Brytanii inwestować tyle nie trzeba- system jest bardziej otwarty, a bariery wejścia są znacznie niższe niż w mało zasobnej finansowo Polsce.
Komentujący polską rzeczywistość polityczną winni zrozumieć, że ludzie podejmują działalność polityczną z chęci także poprawy własnego i swoich dzieci losu, że te motywacje definiowane są jako dość słabe. Owszem, mogą podjąć jakieś wysiłki z przyczyn altruistycznych, ale wszystko ma swoje granice. Liczenie na „sponsorów- milionerów” to chyba jedyna szansa polskiej polityki spoza „wielkiej czwórki”. Ci zaś, jeśli działaliby z przyczyn chęci zysku i chcieliby kupić jakąś ustawę, to prościej i dużo taniej zrobiliby to kupując ją w Sejmie. Z tego co słyszałem, rozpiętość cen aktów prawnych sięga od 10 tys. PLN do 10 milionów PLN za ustawę. O procederze donosił nawet Bank Światowy, i nic.
Inne tematy w dziale Polityka