Liberałowie Liberałowie
539
BLOG

Raport MAK: Polskie media dostały do rąk kolejną aferę Rywina

Liberałowie Liberałowie Polityka Obserwuj notkę 2

Gdy słuchało się tej całej debaty wokół raportu MAK, miało się wrażenie że żołnierze w ogóle nie byli posłuszni komendom. To jest przecież organizacja hierarchiczna, nawet piloci komercyjnych linii lotniczych noszą służbowe mundury, np. kapitańskie. Tutaj wykonuje się polecenia. A już na pewno polecenia kontrolerów lotów. To wojsko, tutaj na reakcję jest kilka sekund.

Polscy piloci chyba, trudno tego nie dostrzec, nie byli wyszkoleni. A już na pewno nie byli całkowicie i kompletnie przygotowani do lądowania w takich warunkach. Rozmaici zwolennicy PiS, których emocjonalne notki o „porażce polskiego interesu narodowego” czytam na portalu salon24, chyba nie rozumieją co się stało.

Zamotany i miękki emocjonalnie pilot po prostu zrobił coś do czego nie był przygotowany i nigdy nie robił na tej maszynie. Oto manewr podobny do lądowania dużego samolotu pasażerskiego na lotnisku w Zielonej Górze- Babimoście (brak tam ILS, są radiolatarnie), w gęstej mgle (widoczność ok. 200 metrów) i przy podstawie chmur 50 metrów. Do tego pofałdowany teren, wyobraźmy sobie że jest to lotnisko niemal w górach, a przynajmniej na wzgórzach.

Samolot, aby „wlecieć” na lotnisko musi podlecieć z doliny pod górę. Przy pionowej widoczności mogącej mieć nawet kilkanaście metrów, załoga, nie wiedząc jak wysoko znajduje się nad ziemią, musi wypatrywać „lądu” patrząc z okien w dół.

Wszystkie wysokościomierze pokazują co innego, w dziedzinie mierzenia wysokości nad ziemią przynajmniej panuje kompletny bałagan. Nie wiadomo o co chodzi, ponieważ ze strefy gdzie wysokość mierzy się w stopach, przeleciano do strefy gdzie pomiary przeprowadza się w metrach. W dodatku, od poziomu ziemi, a nie od poziomu morza. Jaki to „poziom ziemi”? Do tego inną rzecz jeszcze mierzy się jeszcze inaczej.

Bałagan kompletny, można było się całkowicie i dokumentnie pogubić, chyba że było się wyjątkowym orłem z matematyki. Owo zagmatwanie miar jest efektem tego że politycy świata tematem się nie interesują i takich jednostek miar i sposobów pomiarów nie ujednolicają. Dla korzystających z takich urządzeń ludzi są to komplikacje nie do wyobrażenia.

Toteż samolot zleciał nawet kilkanaście metrów poniżej poziomu na jakim znajdował się pas startowy, wlatując w jedną okolicznych kotlin. Zwiedzał nagromadzone w tym miejscu mgły. Coś takiego nie mailo prawa się wydarzyć. Jak można zlecieć poniżej poziomu progu pasa?

Nie wiadomo jak rozmawiać z polskimi pilotami. Polecenia kontrolerów lotów gdzieniegdzie po prostu piloci karnie wykonują. Tymczasem głos kontrolera lotów jest bardzo miły, jak pana w sklepie ze słodyczami. Może na owych krnąbrnych pilotów winien krzyczeć? Może polscy kontrolerzy lotów wydzierają się, nakazując coś pilotom? Nie wiemy.

Dość, że lecący piloci nie reagują na polecenia kontrolera lotów, który ma wyjątkowe jak na polskie warunki urządzenie pomocnicze: radar radziecki, pokazujący położenie samolotu na ścieżce podejścia. Urządzenie wygląda wręcz jak lampowe, babcine. Jest niezbyt dokładne, rozrzut w poziomie wynosił 150 metrów. W pionie – nie podano. Ale tak mniej więcej było widać jasnozieloną kropkę. Niedokładności jednak nie wpływały na bezpieczeństwo lotów- zaplanowano znaczne zapasy bezpieczeństwa.

Piloci jednak nie reagują na komendy. Kropka na radarze zmierza w dół. Kontroler nakazuje po 2 sekundach tą samą komendę raz jeszcze. Może nawet samolot chowa się w dolinkę i znika z radaru. Możliwe że radar był nieco rozregulowany.

Kontroler zareagował w porę. Być może gdyby w tym momencie poderwała samolot, uratowałaby ludzi. Ale niestety- nie. Widoczność była tak mała że załoga nawet nie mogłaby dostrzec „lądu” bez zahaczenia o drzewa w przypadku natrafienia na ścianę kotlinki. Rozbito się próbując wylecieć z głębokiego na kilka pięter padołka. Zwiedzano tereny podobne do skarpy nadwiślańskiej między warszawskim Powiślem a Nowym Światem, czy w rodzaju nadodrzańskich skarp koło Zielonej Góry.

Zegary wysokości były do tego stopnia źle ustawione że lądujący na brzegu dolinki nawet możliwe że nie spodziewali się drzew w tym miejscu. Pilot który lądował, w zasadzie został do tego zmuszony i nie miał wielkiego wyboru. Niby on miał podejmować decyzje, ale jednocześnie do ciasnej kabinki wepchnęły się dwie dodatkowe persony w randze przełożonych. Jedna z nich chyba za bardzo nic nie mówiła, ale miała złą famę. O drugiej, pisząc te słowa, nic nie wiem. Druga osoba była „gościem zwiedzającym”.

Nie wiadomo było kto miał podjąć decyzję. Dodatkowi goście, w tym zapewne jeden ciekawski zwiedzający w kabinie, tylko nagmatwali w głowie pilotowi pod presją. A może sam prezydent? On nie podjął decyzji, co robimy. Pilota postawiono pod ścianą, znał swój los gdyby nie wylądował. Komendy w dodatku podawano w innym języku. Wygląda na to że pilot mógł ich nawet nie zrozumieć. Sam jeszcze nie pilotował tego samolotu do tego portu, był tylko drugim pilotem, możliwe że coś przeoczył.

Media chyba nie rozumieją że dostały do rąk nową aferę Rywina. Że przegniły był sam szczyt państwa polskiego. Że rozbił się samolot wiozący szefów państwa, głównych przywódców wojskowych. Że w sposób skandaliczny zaniedbano wszelkie wyobrażalne standardy bezpieczeństwa. Bezpieczne wylądowanie było możliwe, ale bardzo, bardzo niebezpieczne, jeśli pilot nie miał żadnego doświadczenia ani żadnej wiedzy w tej kwestii.

Piloci byli tragicznie nieprzeszkoleni, nieprzygotowani. Musieli podjąć próbę samobójczą wręcz, w dodatku nie zareagowali na komendę. Nie wiadomo czy ją zrozumieli. Ma się wrażenie że nie. Czy jest jakiś dokument potwierdzający że pierwszy pilot znał rosyjskie komendy lotnicze? Rozumiał, co one oznaczają i co miałby wykonać? Czy pilota szkolili w tej kwestii rosyjscy piloci?

Zdarzyła się potworna tragedia, o czym świadczą następujące później na nagraniu piekielne, przeraźliwe wrzaski ranionych członków załogi. W zasadzie dobrze że je załączono (w wersji wyemitowanej w rosyjskim kanale RT), przynajmniej wiadomo o czym mówimy. Sam opis bowiem może nie wystarczyłby.

To powinna być kolejna afera Rywina dla Polski. Po tym co się stało trzeba spłukać w tym kraju wodę. To, wraz z chaosem na sieci kolejowej, dowód na postępującą niewydolność najbardziej złożonych i wymagającej największych kompetencji organów państwa. Polska jest trawiona dryfem rozwojowym, odpływem kapitału ludzkiego. Pogarsza się pozycja kraju w rankingach demokratyzacji (Democracy Index czasopisma The Economist daje nam pozycję wśród tuzów trzeciego świata).

O kwestiach gospodarczych nie warto nawet wspominać. Żadne reformy nie nastąpiły. Rząd nie jet w stanie nawet zebrać aktualnych danych demograficznych, tymczasem w miastach zachodniej Polski czy w mniejszych miejscowościach jest dużo mniej młodych ludzi. Może wyemigrowali z kraju? W związku z czym katastrofa systemu emerytalnego może być kolejnym Smoleńskiem dla polskiej ekonomii, czekającym tuż za rogiem.

Rząd stosuje własną metodologię do obliczania wskaźnika PKB. Na przykład miano wliczać czarną i szarą strefę. Albo, jak donoszą nieliczni krytycy, liczy się inną metodologią niż swój PKB liczy strefa euro. Zamiast kilku procent in minus wychodzi kilka procent in plus.

Katastrofa w Smoleńsku jest symptomem rozkładu najbardziej skomplikowanych elementów państwa. Jest to szalenie groźne dla polskiego bezpieczeństwa narodowego. Polska stała się krajem rozpadającym się i gnijącym w kwestii zasobów ludzkich, w kwestii wykształcenia i przygotowania. Te znaki występują od jakiegoś czasu z różną częstotliwością, odczytujący je komentatorzy uważają je za dowód popadnięcia Polski w stagnację gospodarczą, dryf rozwojowy.

A. Fularz dla Liberalowie.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka