Littlefinger Littlefinger
1179
BLOG

Teraz, bez Macierewicza, co z nami będzie?

Littlefinger Littlefinger PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

W Nowy Rok polska polityka weszła z wielkim przytupem. Kolejne zawieruchy polityczne i medialne burze przewaliły  się przez nasz kraj niczym walec, doprowadzając do wrzenia temperaturę sporu politycznego. Wielu obserwatorów życia politycznego zastanawia się nad przyczynami ostatniego wzmożenia emocji. Moim zdaniem klucza do obecnych wydarzeń należy szukać w zbliżającym się szybkimi krokami maratonie wyborczym. Dwie walczące że sobą polityczne armie postanowily dokonać przegrupowania we własnych szeregach oraz zmodyfikować strategię i taktykę. Jako pierwszy działania te podjął obóz Zjednoczonej Prawicy. Jak się wyraził J. Kaczyński należało podciągnąć tabory. W efekcie dokonano głębokiej rekonstrukcji rządu, łącznie z wymianą premiera. Postawiono również nowe cele. Głównym priorytetem stało się pozyskanie nowych wyborców, głównie elektoratu wielkomiejskiego, będącego do tej pory bastionem opozycji totalnej. Dlatego uznano, że należy wstrzymać się z wszelkimi radykalnymi i rewolucyjnymi zmianami. Od tej pory miało być ładnie, przyjemnie i bez kontrowersji. Ot taka nowa wersja tuskowej ciepłej wody w kranie. Oddziały technokratów pod wodzą Morawieckiego, z Gowinem na prawej flame miały dokonać Blitzkriegu na bastiony lemingów w wielkich miastach. Dlatego z rządu usunięto najbardziej kontrowersyjnych ministrów , przede wszystkim Antoniego Macierewicza. Wywołało to opór twardego elektoratu PIS. Na Twitterze zawrzało. Nie oddamy Antoniego, krzyczały twitty zranionych wyborców. Kto będzie czyścił armię z komunistycznych złogów, kto będzie tropił spiski WSI, kto zelazna reką bedzie wprowadzal nowy porządek. Tylko nieugiety i nieprzekupny Antoni.Oburzenie było powszechne. Ale Jarosław Kaczyński siedząc na Nowogrodzkiej i glaszczac kota uśmiechał się na to wszystko pobłażliwym i ojcowskim uśmiechem. Wiedział że wierni wyborcy po chwilowym oburzeniu zaakceptują nową linię partii. Najdłużej opierali się najwierniejsi z wiernych, sprawdzone w wielu bojach  oddziały Gazety Polskiej pod wodzą Tomasza Sakiewicza, ale i oni w końcu ugieli się przed żelazną wolą Naczelnika. A więc przedpole zastało wyczyszczone, cel wytyczony. Po opanowaniu wsi i uzyskaniu dominacji w Polsce powiatowej ruszamy po młodych wykształconych z wielkich miast. Tutaj kluczowe było usunięcie z rządu Macierewicza. We wszystkich rozmowach z lemingami można było zauważyć pewną prawidłowość. Można im było przedstawiać różne argumenty, podawać sukcesy rządu i słabości opozycji a oni mogli nawet przytakiwać w milczeniu, ale na końcu zawsze pojawiała się nieśmiertelna fraza będąca zaporą ostatateczna i nie do przejścia, betonowym murem nie do skruszenia, a mianowicie "Ale ten Macierewicz..." Towarzyszyło jej charakterystyczne wydęcie warg i wyraz pogardy połączony z poczuciem moralnej wyższości na twarzy, które oznaczały "Z szalencami się nie zadajemy". I oto teraz ta ostatnia zapora padła i zastała usunięta w najgłębsze zakamarki Radia Maryja. Sytuacja lemingów przypominała tę opisaną w znanym wierszu Konstantinosa Kawafisa "Czekając na barbarzyńców". Autor opisuje w nim jak wszyscy mieszkańcy pewnego rzymskiego miasta,  od senatorów po biedotę przygotowują się na nadejście barbarzyńców. Szykują bogate stroje i dary, szlifuja przemowy, stroją swoje domy. Ale oto wybucha niepokój i panika, bo zbliża się wieczór a barbarzyńcy nie nadchodzą, a nawet przybył ktoś spod samej granicy i mówi, że barbarzyńców już tam nie ma. "Teraz, bez barbarzyńców, co z nami będzie? Ci ludzie to było jakby rozwiązanie". Podobnie młodzi wykształceni z wielkich miast powtarzali sobie: "Teraz, bez Macierewicza, co z nami będzie"? Zawiedzeni przez swoich faworytów:  Kijowskiego, Ryszarda Petru, o Schetynie nie wspominając, wystawieni na działanie zagonów Morawieckiego i nowej wersji ciepłej wody w kranie, utracili ostatni szaniec oporu. Rozterki lemingów przejawiały się w rozbieganym wzroku, niepewnym spojrzeniu, stęzałej i napiętej twarzy zdradzajacej wielkie zmagania i rozterki wewnętrzne. I oto gdzieś na samym  dnie duszy leminga zaczęła kiełkować owa straszliwa herezja, potworna myślozbrodnia, jeszcze nie sformułowana, nawet nieuświadomina, ledwie przeczuta, niewielka jak ziarenko piasku w bucie ale nie dająca spokoju, herezja którą aż boję się tutaj wypowiedzieć, a mianowicie: "A może jednak ten PIS nie jest taki straszny"?

Tego było już za wiele. Najwierniejsi z wiernych, ostatni bastion oporu przed straszliwą kaczystowską dyktaturą, młodzi wykształceni z wielkich miast zaczął się chwiać. Zawsze czujny, główny organ Antypisu, czyli Gazeta Wyborcza zaczęła bić na alarm. Pojawily sie krzyczące i ostrzegające nagłówki: "PIS idzie po wielkie miasta". "Młodzi wykształceni z wielkich miast na celowniku Pisu". Należało działać i to szybko. Jeszcze kilka tygodni i może być za próżno. Sztaby kryzysowe zaczęły pracować pełna parą i opracowywać strategię kontruderzenia.

Porzućmy na chwilę polityczną analizę i wyobrażmy sobie spotkanie takiego zespołu. Oto Jacek Żakowski mówiący ze swadą: Wszystko zawiodło. Nasze zaprzyjaźnione media rozgrzane do czerwoności walą w Kaczora od rana do wieczora i nic. Pisowi zamiast spadać cały czas rośnie poparcie. Ulica zawiodła. Już tylko nędzne niedobitki, różne Farmazony i Kudłaci walczą, ale duch w nich coraz słabszy. Zagranica, czyli biurokraci z Brukseli cackaja się z tym faszystowskim reżimem zamiast wprowadzić sankcje. Trzeba stworzyć polski Hamas. Tylko terror i walka zbrojna mogą nas wyzwolić z macek kaczyzmu. Obok siedzący dziadek Waldemar nie ma już w sobie nadziei. Mamrocze tylko pod nosem, że wszystko stracone, nie ma ratunku przed faszystowska dyktaturą. Najważniejszy z obecnych, brat Stefana Adam gestykuluje żywo i unosi rece w gescie Piotra Skargi. Obok przechadza się wielkim krokiem w milczeniu, z rekami splecionymi z tylu Roman Giertych, największy nabytek sił postępu i tolerancji. Niegdyś główny wróg, którego owe siły chciały wrzucić do wora a wór do jeziora, od kiedy zaczął atakować Kaczyńskiego przestał być złym faszystą a stał się dobrym faszystą. Dalej siedzi ze wzrokiem tępo wbitym w blat stołu największy strateg i mózg opozycji Misiek Kamiński, autor kampanii Komorowskiego i Kopacz. Tym razem nie ma żadnych wspaniałych pomysłów. Obok niego miejsce zajmuje wychudzony, wodzący obłąkanym wzrokiem Tomasz Lis. Nie rozstaje się ze swoim smartfonem i właśnie pisze 46 dzisiaj twitta, że trzeba dać odpór kaczyzmowi, który niszczy demokrację i wyprowadza Polskę z Europy. Wreszcie na samym końcu siedzą ludzie od brudnej roboty czyli Knapik i Sobieniowski z TVN. Oni nie biorą udziału w dyskusji tylko czekaja na robotę do wykonania. Tak oto owi mężowie nieustraszeni, ostatni obrońcy demokracji prowadzą swą nierówną walkę ze strasznym przeciwnikiem. Są niczym bohaterowie antycznej tragedii, walczący z nieublaganym fatum, które przybrało straszliwą twarz kaczyzmu. I o to najważniejszy z nich, brat Stefana Adam ucisza wszystkich i mówi: Drodzy przyjaciele, sytuacją jest poważna. Hannibal ante portas. Wróg zaatakował nas prosto w serce. Musimy działać. Trzeba sięgnąć po ostatnie rezerwy. Nie możemy oddać mlodych wykształconych z wielkich miast w łapy  faszystowskiej dyktatury. Dlatego podjąłem decyzję. Zawołajcie Bertolda. Wyciągamy nazistów. Na to ostatnie słowo podnosi się Tomasz Lis piszący właśnie swój 83 twitt dzisiaj, że trzeba dać odpór kaczyzmowi, który niszczy demokrację i wyprowadza Polskę z Europy. Wodząc obłąkanym wzrokiem pyta: Jakich nazistów, skąd nazistów? Jak to skąd? -  Odpowiada brat Stefana Adam - Z lasu.

No i zaczęło się. Zaprzjaźnione media urządziły piekło, nazistowskie piekło. W jednej chwili Polska przeniosła się w czasie i przestrzeni do ponurych czasów schyłkowej republiki weimarskiej. Nie było już innych tematów. Davos, strajk lekarzy, budżet, aborcja, wszystko zeszło na dalszy plan. Wszystkie Fakty, Fakty po faktach, Kropki nad I, Śniadania mistrzów i wiele, wiele innych programów mało jeden motyw- straszliwe zagrożenie nazizmem w Polsce. Bardzo szybko okazało się również, kto za to odpowiada. Oczywiście Jarosław Kaczyński i PiS, flirtującze ze skrajną prawicą i stwarzające klimat przyzwolenia dla narastającej brnatnej fali. Zdjęcie J. Brudzińskiego na tle swastyki mówiło więcej niż tysiące słów. Pojawili sie wprawdzie sceptycy, którzy twierdzili, że wszystko to bujda na resorach, że wystarczy wyłączyć TVN, a zagrożenie nazistowskie zniknie, że nie ma żadnej brunatnej fali, że to tylko szambo wybiło na Wiertniczej. Ale byli to ludzie małej wiary. Poza tym należało powstrzymać Blitzkrieg Morawieckiego i ciepłej wody w kranie. A dusze wahających się lemingów wymagały nalotów dywanowych, nieustannego bombardowania od rana do wieczora. Tylko w ten sposób można było sprowadzić ich z powrotem na właściwe tory. Bardzo szybko okazało sie, ze zagrozenie nazizmem to tylko skromna przygrywka, przystawka przed daniem głównym. Bo o oto wybuchł konflikt Polski z Izraelem czy szerzej z Żydami, który wyniósł poziom emocji na rzadko spotykane wcześniej wyżyny. Trzeba oddać sprawiedliwość totalnej opozycji i uznać, że nie ona była motorem tego sporu. Inni szatani byli tu czynni, by zacytować słowa klasyka. Opozycja tak jak i rząd była zaskoczona wybuchem i skalą konfliktu. Przez kilka dni milczała obserwując rozwój wydarzeń i ustalając własną narrację. Jej główne elementy można streścić w kilku punktach: 1.PIS skłócił nas z całym światem oslabiając naszą pozycję międzynarodową, 2.Ustawa jest nieprecyzyjne napisana, jest bublem prawnym i dlatego należy ją jak najszybciej zmienić i wreszcie najważniejsze 3. J. Kaczyński i PIS dla własnych politycznych korzyści budzą demony polskiego antysemityzmu. Ten ostatni punkt świetnie wspólgrał i był uzupełnieniem dla grzanego wczesniej w madiach zagrożenia nazizmem. Kaczyński jawil się jako nowy Gomułka i Moczar rozpętujący piekło antysemityzmu. Wydaje się, że ta  trwająca kilka tygodni nawała artyleryjska w "zaprzyjaźnionych mediach" przyniosła rezultaty. Blitzkrieg Morawieckiego i ciepłej wody w kranie został powstzrymany a wahania i rozterki lemingów skutecznie stlumione. Teraz obserwujemy pewne wyciszenie emocji i przejscie do wojny pozycyjnej. Walka trwa ale z mniejszym natęzeniem. Harcownicy na Twitterze, ostrzał ciężkiej artylerii z TVN i TVP, potyczki w parlamencie i studiach telewizyjnych. Ale prawdopodobnie jest to tylko cisza przed kolejną burzą polityczną.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka