lololeonard lololeonard
36
BLOG

WIOSNA IDZIE PIESZO

lololeonard lololeonard Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

 CZY WIOSNA IDZIE PIESZO?

Na to wygląda. W dodatku zamiast iść prosto, błądzi bojaźliwie po opłotkach, jakby się bała, że zostanie źle przyjęta. Ledwie się pokaże nieśmiało na parę godzin już ucieka, a na jej miejsce włazi namolnie uprzykrzona zima.

 Jest w tym jakaś uporczywość, która nasuwa pewne niemiłe skojarzenie. Oczywiście nie na początku tego cyklu, kiedy wysokie słońce śmieje się do nas i wszystkie stworzenia małe i duże, błogo wygrzewają się w jego blasku. Wtedy cieszymy się jak dzieci, a ptaszki wtórują naszym beztroskim pogwarkom.

Niepokój zakrada się, kiedy elegancka pogodynka oznajmia wieczorem w telewizji, że zbliża się kolejny front. I on nieuchronnie nadchodzi, a wraz z złamaniem pogody, gaśnie dobry nastrój. Rano na widok śniegu z deszczem już nikomu nie jest do śmiechu. Każdy przeprasza porzucony płaszcz i wzuwając zimowe buty przeklina szerokość geograficzną. No, ale cóż, klimat klimatem, a życie toczy się dalej. Tylko, trudno czasem oprzeć się natrętnej myśli, że trochę to niesprawiedliwe, bo wiosny było jak na lekarstwo, a zimy do bólu. Idąc krok dalej można nawet dostrzec pewną analogię do polityki.

  Bo bywa, że na krótką chwilkę wychodzi słońce, wieje zefirek, a my zapominamy, że może być inaczej. Ale ledwie tak pomyślimy już przeszywa nas zimny podmuch, delikatne cirrusy znikają, w naszą stronę pędzi wir lodowatego powietrza, a coraz gęstsze chmury zbijają się w kształty niepokojąco podobne do twarzy, z którymi nie możemy się rozstać od lat. W siwych kłębach cumulusów rozpoznajemy głowę, która myśli za nas w dzień i w nocy, z czarnej gradowej chmury wyzierają złowrogo oczy prokuratora generalnego, za nimi kołduny nadętych i obrażonych fizjonomii posłanek, rozrywane przez mocne, końskie kontury speców od edukacji i związków zawodowych, w aureoli gigantycznej, dyniowatej sfery z małymi, kaprawymi ślepkami, do złudzenia przypominającej najważniejsze oblicze w państwie.

I wszystko to wali z powrotem w naszą stronę, choć tyle co tu było. Na parę chwil dało od siebie odpocząć, odetchnąć, podszczuło wątłą nadzieją na zmianę, aby wrócić natychmiast jak ponure de ja vu, żeby nas zbawiać, salwować, uzdrawiać. Już jest znowu jak koszmar, co się nie chce skończyć, jak wieczna zima.

Dość, już niedługo. Będzie piękne babie lato. Piękne chmury kłębiaste będą kroczyć po szerokim niebie, a my śmiejąc się będziemy odgadywać kształty do niedawna realne, a teraz zabawne, nietrwałe. O ta okularnica, poznajecie? A tam Anton, a nie, już go nie ma.

 Nie, to raczej ten marszałek, jak mu było? Nieważne, wiatr już wszystko rozwiał, zamienił w inne kształty.

A za jakieś dwadzieścia lat, dzisiejsze noworodki podniosą wzrok znad supergiga phonu i spytają: mama, a o co chodziło z tym pisem?

L.W

lololeonard
O mnie lololeonard

Lubię literaturę, muzykę, film i utopie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości