Jeden z profesorów na egzaminach z chirurgii ogólnej, potrafił zadać studentowi tak zwane "wyciągające" pytanie w takiej formie:
- "Nie jakie" są objawy ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego?
Prawidłowa odpowiedź była krótka: niecharakterystyczne!
Pytanie o to samo, zadane nie w formie "wyciągającej", tylko podchwytliwej brzmiało inaczej. Profesor pytał: jakie są charakterystyczne objawy zapalenia wyrostka robaczkowego? Jeśli student zaczął: charakterystycznymi objawami zapalenia wyrostka robaczkowego są..., to w zasadzie już nie zdał, ponieważ nie ma charakterystycznych objawów zapalenia wyrostka robaczkowego.
Jakie piękne samobójstwo to nie jest książka, napisana po to, by zmuszać czytelnika do dywagacji na temat alternatywnych historii. Rafał Ziemkiewicz pod koniec swojej książki mówi wprost, że nie ma ona służyć temu,by w nieskończoność rozważać niuanse i możliwości. By zastanawiać się co powinien zrobić Beck, a czego nie powinien Mościcki.
"Nie pasjonuje mnie taka dyskusja" pisze RAZ. "Zbyt wiele jest zmiennych, które mogły decydować o takim czy innym alternatywnym przebiegu historii. Tak, jak było, też mogło być zupełnie inaczej..."
"Gdyby mnie >>gdyby<< interesowało, napisałbym powieść - zaczynałem od tego, znam całą klasykę gatunku (...) wiedziałbym, jak sie do tego zabrać"
Może te zdania powinny znaleźć się na początku, a nie na końcu książki?
Jeśli nie pisanie alternatywnych historii, to jaki jest cel takiego pisania?
Myślę, że po przeczytaniu należy wyciągnąć następujące wnioski:
(W zasadzie staram się nie używać wyrazów, uznawanych za nieparlamentarne - choć samo znaczenie słowa parlamentarne, znacznie się zdewaluowało - ale tym razem się inaczej nie da, ze względu na tak zwaną kulturotwórczą moc brzydkiego wyrazu, który wzmacnia przekaz)
Inni mają nas w dupie! Mieli nas tam, mają nas tam i będą nas tam mieli! W ciągu ostatnich stu lat, państwa europejskie zachowywały sie wobec nas - jak narkoman na głodzie, wobec swojego otoczenia. Za nic mieli wartości: honor, uczciwość, prawość, miłość bliźniego! Realizowali wyłącznie własne cele, w tyle mając zasady, takie jak niesione na własnych sztandarach: wolność, równość i braterstwo! Dążyli - z gębami pełnymi pustych frazesów - do osiągnięcia własnych korzyści po trupach innych, jakże często po trupach naszych przodków, dokładnie tak, jak narkoman na głodzie po trupach dąży do zdobycia kolejnej działki! (Nawiasem mówiąc, jest to jeszcze jeden dowód na to, że ta cywilizacja musi upaść skoro toczy ją taka choroba!)
Wobec tego, my wszyscy powinniśmy pamiętać, że w polityce międzynarodowej nie wolno kierować się żadnymi sentymentami, poza jednym: miłością do ojczyzny. Rządzący nami, ale i my sami, powinniśmy mieć trwale wpisany w nasze charaktery nacjonalizm!* Świadomie napisałem, że powinniśmy być nacjonalistami, a nie narodowcami, żeby uniknąć związku z określeniem ruch narodowy, które jest pojęciem bardziej politycznym, a nie chodzi tu o wąsko rozumianą politykę, ani o konkretne partie polityczne, tylko o coś znacznie szerszego i ważniejszego, o cechę, która powinna charakteryzować wszystkich Polaków, zwłaszcza tych, którzy pchają się do władzy.
Z tej postawy muszą wynikać konkretne wnioski i konkretne działania!
Polacy, pamiętając o gorzkiej lekcji historii, w swych działaniach na arenie międzynarodowej, ale nie tylko, muszą zawsze mieć ją w pamięci. Nie wolno nam po raz kolejny dać się nabrać na gładkie słówka różnych Obamów, Cameronów, Merkeli, ( ani Putinów trzeba jeszcze dodać, bo choć to wydaje się oczywiste i pewnie najmniej prawdopodobne byśmy jemu akurat nabierać się pozwolili, to po katastrofie smoleńskiej, gdy Putin** jako jedyny chyba przybył na pogrzeb śp. Lecha Kaczyńskiego, byli tacy, co się na ten pusty gest dali nabrać i pomyśleli, że to jednak "ludzki pan"...) Musimy im patrzeć na ręce, obracać na wszystkie strony każdego złamanego centa, którego nam "dają" wiedząc, że dają wtedy, jak czegoś od nas chcą, a jak czegoś od nas chcą, to dla własnego, a nie dla naszego dobra, bo nasze dobro, tak jak w 39-tym, 40-tym, 41-szym, 43-cim, i przez całe dziesięciolecia później - mają... tam gdzie już napisałem, że mają! Nie mówię, żeby nie brać. Brać ile wlezie! Ale robić swoje.
Trzeba równie uważnie patrzeć na ręce tym z nas, którzy są u władzy i należy nerwowo, wręcz alergicznie reagować na każde bredzenie o wielokulturowości, o ponadnarodowych interesach, globalnych rozwiązaniach, wspólnym - a już broń Boże - europejskim dobru!
NASZE dobro jest ważne, NASZE interesy są istotne, przyszłość NASZYCH, a nie niemieckich, amerykańskich, czy angielskich albo francuskich dzieci jest najważniejsze!
Jeśli temu naszemu dobru służy wypominanie im ich podłych zdrad - wypominać! Tam, gdzie prawda jest dla nas korzystna - walczyć o prawdę! Oczywiście, żeby wypominanie było skuteczne, trzeba znaleźć odpowiednie tuby. I tu dochodzimy do najtrudniejszego. By być słuchanym, trzeba być silnym. Silnym realnie: gospodarczo, militarnie, społecznie, religijnie! Nie liczyć na innych, a tylko na siebie. Na Polaków! Na rodaków! Wypleniać wśród nas wzajemną zawiść, zazdrość i niechęć! Trzeba wpoić Polakom przekonanie, że jeśli ktoś nam pomoże, to będą to tylko inny Polacy!
Może ktoś teraz pomyśli, że jestem naiwny myśląc, że to się uda. Być może nie za pierwszym razem, nie od razu, ale nauczyłem się, żeby nigdy nie mówić nigdy! Jestem przekonany, że za każdym razem, gdy Amerykanie czegoś od nas chcą, trzeba postępować w określony, cyniczny sposób, którego jedynym celem jest dobro naszego narodu! Na przykład, gdyby to zależało ode mnie, to w chwili, w której Jankesi zwrócili się do nas z prośbą o uczestnictwo militarne i polityczne w koalicji antyterrorystycznej, to zamiast bredzić o zniesieniu wiz, o obowiązkach wynikających z przynależności do cywilizowanego świata i do NATO, trzeba było zażądać konkretnych wymiernych korzyści i to z góry. Jak chcieli na naszej ziemi przetrzymywać i torturować terrorystów, trzeba było zażądać prawa do publikacji na amerykańskim rynku prawdy o postępowaniu Brytyjczyków w czasie wojny i ich łajdactwach, albo dostępu do archiwów historycznych, albo mnóstwa innych rzeczy. A potem, trzeba było dopuścić do nieoczekiwanego przecieku jeszcze przed przyjęciem samolotów CIA, który - co za pech! - uniemożliwiłby nam realizację zobowiązania, w trosce o naszą opinię publiczną i obowiązujące w Unii prawo, najlepiej głośno narzekając, że to ich wina, ten przeciek... Ten scenariusz, to tylko przykład, może naiwny, nie jestem w końcu politykiem, ani agentem wywiadu, znającym kulisy tajnych rozmów z CIA. To tylko jest propozycja filozofii postępowania wobec pseudosojuszników! To jest tylko propozycja, by NIKOGO i NIGDY nie traktować jak przyjaciela, bo w polityce międzynarodowej przyjaźni nie było, nie ma i nie będzie!
Dokładnie tego nauczyłem się czytając Ziemkiewicza.
z pozdrowieniami
Lech "Losek" Mucha
*
Nacjonalizm (z łac. natio, „naród”) – postawa społeczno-polityczna uznająca naród za najwyższe dobro w sferze polityki. Przejawia się głoszeniem pamięci o bohaterach danego narodu, głosi solidarność wszystkich grup i klas społecznych danego narodu. Nie mylić z szowinizmem, który w odróżnieniu od nacjonalizmu zakłada wyższość własnej nacji nad innymi, poprzez myślenie o własnym narodzie, jako o lepszym od innych. Dla Polaka nacjonalisty, naród polski powinien być najważniejszy nie dlatego, że jest lepszy, ale dlatego, że jest własny.
** Errare humanum est. Łeb bym położył, że to był Putin, ale to oczywiście był ten drugi. A Putin się tylko ściskał z Tuskiem w Smoleńsku..
Katolik. A nawet "katol". Prawak. Chirurg, amatorsko muzyk. Autor książek: "Chirurdzy. Opowieści prawdziwe". "Chirurgiczne cięcie. Opowieści jeszcze bardziej prawdziwe" i dwóch powieści: sensacyjno-filozoficznej "Biała Plama", oraz "Wojownicy Kecharitomene".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka