Od niedzieli pojawiło się wiele tekstów określających rewelacje WikiLeaks jako „ciepłe kluski“. Z polskiego punku widzenia trudno na szczęście odmówić tej ocenie pewnej racji (przynajmniej jak na razie) ale już nasi zachodni sąsiedzi mają mniej powodów do beztroski a tym bardziej do zadowolenia. Przynajmniej po lekturze poniedziałkowego tygodnika „Der Spiegel“. Nie chodzi oczywiście o „niezbyt lotną i teflonową“ kanclerz Merkel, czy o fakt niechęci ministra obrony Theodora zu Guttenberga do „aroganckiego“ szefa MSZ Guido Westerwelle, czy też nawet o „nieobliczalność“ szefa bawarskiej CSU Seehofera. Takie i podobne, często ostrzejsze, „rewelacje“ można bowiem wyczytać w codziennej niemieckiej prasie. Niemcy mogą mieć natomiast słuszne pretensje do USA o to, że amerykański departament stanu znał dokładnie, dzień po dniu, przebieg rozmów koalicyjnych (między CDU i FDP w 2009) a także końcową umowę rządową, punkt po punkcie, na długo przed niemieckimi mediami i społeczenstwem. Wszystko za sprawą amerykańskiej wtyczki (określanej w depeszach jako „źródło“, niem. Quelle) w szeregach niemieckich liberałów (FDP), kogoś kto bezpośrednio brał udział w rozmowach z CDU a następnie składał dokładny raport w berlińskiej ambasadzie USA.
W wywiadzie dla dziennika ambasador USA JE Philip Murphy poza zdawkowymi dyplomatycznymi frazami o wzajemnym szacunku, przyjaźni i wspaniałej kooperacji na wszystkich szczeblach miał jedną i powtarzającą się niczym katarynka odpowiedz - „no comment“. No comment co do służb wywiadowczych, no comment co do dokumentów, no comment co do „źródła“, no comment do wszystkich pytań wykraczających po za normalny dyplomatyczny protokół czyli właśnie tych jedynych ciekawych:) Wywiad zakończył pan ambasador stwierdzeniem, że nie ma zamiaru za nic, ani za nikogo a tym bardziej za siebie przepraszać, bo nie widzi ku temu powodów. Winni są ci co skradli i ujawnili dokumenty a nie ci co je napisali. Punktum.
Prezentowane od niedzieli dokumenty to jedynie wierzchołek góry lodowej i to podobno ten bardziej niewinny, plotkarsko-rozrywkowy, powiedzmy taki na zachętę. W sieci znalazłem wypowiedzi, że te ćwierć miliona to tylko część tego czym dysponuje WikiLeaks (mówi się o 400 tysiącach a nawet milionie). Jeśli to prawda to może być (nie)wesoło. Niektóre państwa, jak np. Arabia Saudyjska już teraz mają raczej mało powodów do śmiechu a Chiny na wszelki wypadek zacementowały właśnie dojście do portalu.
R’n’R
If I could stick my pen in my heart I'd spill it all over the stage Would it satisfy ya or would slide on by ya? Or would you think this boy is strange? Ain't he strayayange? If I could win you, if I could sing you a love song so divine. Would it be enough for your cheating heart If I broke down and cried? – If I criyiyied. I said I know it's only rock and roll But I like it.
Ludzie do mie pisza :)
Czy ty Lubicz złamany ch..u nie powinieneś trzymać fason jak prawdziwy komuch?
Twoje agenturalne teksty (z których jesteś znany) dawno wystawiły ci świadectwo.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka